niedziela, 19 lutego 2017

Last picture - Rozdział IX

Happiness

~*~

- Taehyung, wyciągnij blaszkę - powiedziałem, kiedy po krótkim sygnale, piekarnik automatycznie się wyłączył. Spojrzałem na leżącego obok chłopaka i delikatnie szturchnąłem jego ramię. W odpowiedzi dostałem jedynie cichy pomruk.
- Tae?
Spał. Jak kamień. Skulił się nieco bardziej na kanapie, tym samym przyciskając mnie plecami do poduszek.
Westchnąłem jedynie głośno. No tak. Mogłem się spodziewać, że podczas oglądania filmu, który wydawał się Taehyungowi wyjątkowo nudny, zaśnie. 

Powoli podniosłem się z miejsca. Nieporadnie i ostrożnie, by nie obudzić młodszego, przełożyłem przez niego jedną nogę. Gdy w końcu stanąłem na podłodze, dołączyłem drugą. Spojrzałem jeszcze na śpiącego Taehyunga i upewniwszy się, że dalej śni spokojnym snem, wycofałem się do kuchni. Po całym domku unosił się zapach świeżego wypieku, który tylko obudził mój apetyt na te słodkie muffinki.
Seokjin pewnie powiesiłby Taehyunga za uszy, jakby tylko się dowiedział, że spalił wypiek. I mnie przy okazji też, bo go nie dopilnowałem. Wolałem więc oszczędzić życia oraz zdrowia nam obu.
Złapałem blaszkę w ścierkę, po czym postawiłem na grubej, drewnianej desce. Było na niej 14 muffinek. Te w różowych formach były nałożone przez Seokjina, natomiast w niebieskich, przez Taehyunga. Chociaż nawet i bez tego rozróżniania kolorów, można było dociec, które muffinki należały do kogo. Różniły się kształtem.
Babeczki Seokjina były idealnie kształtne, wyrosły równo i ładnie zarumienione. Natomiast te Tae krzywe, miejscami przepalone, wylewające się z foremek.
Dlaczego miałem wrażenie, że to idealnie oddawało ich podejście do życia i charaktery?
- Hobi hyung, wracaj. Wieje mi w plecy.
Słysząc zaspany, zachrypnięty głos Taehyunga, skierowałem wzrok na kanapę. Chłopak otulił się ramionami.
Uśmiechnąłem się jedynie i parsknąłem śmiechem. Podszedłem do otwartego okna, które po chwili zamknąłem. Wyjrzałem przez nie jeszcze by sprawdzić, czy Yoongi i Seokjin nie wracają ze sklepu. Coś długo im to zeszło…
Nie mając pomysłu co ze sobą zrobić, wróciłem na kanapę. Wcisnąłem się między Taehyunga, a obłożone poduszkami oparcie. Chwilę mi zajęło, zanim wygodnie się ułożyłem. Najwygodniej jednak było mi na boku, twarzą do pleców młodszego.
Podłożyłem wyciągniętą rękę pod głowę i oparłem policzek na ramieniu. Przy okazji sięgnąłem też po pilota, którym ściszyłem telewizor o kilka kresek.
Taehyung w tym czasie nieco osunął się w dół i przylgnął plecami do mojego ciała, wygodnie opierając głowę o klatkę piersiową. Niemalże automatycznie przerzuciłem rękę przez jego talię. Chłopak tylko głębiej odetchnął.
Przez kilka minut oglądałem wiadomości, jednak potem sam zasnąłem.
 
[...]

Drzwi do domu otworzyły się z dużym hukiem, któremu towarzyszył zdenerwowany głos Jimina. Zdenerwowany i… przerażony?
Niechętnie otworzyłem oczy, a następnie nieco uniosłem, by popatrzeć na Parka oraz Namjoona, którzy właśnie przekraczali próg.
Zanim jednak spojrzałem na przybyłą dwójkę, zerknąłem na Taehyunga. Dalej spał w tej samej pozycji z tą różnicą, że teraz oplótł swoje ręce na mojej. Do tego otulał nas koc. Miękki, niebieski koc. Skąd on się tutaj wziął?
- Co się stało? - zapytałem, kierując spojrzenie na Namjoona.
Wiedziałem, że powie mi wszystko spokojniej i bardziej szczegółowo niż Jimin. Na młodszego nawet nie liczyłem. Był tak zdenerwowany, że wchodząc do domu nawet nie zdjął butów. Po prostu kręcił się po pokoju, ciągnąc przy tym niespokojnie swoje pomarańczowe włosy.
- Kookie uciekł i nie możemy go nigdzie znaleźć. Nie odbiera telefonu. Szukaliśmy go chyba wszędzie. Jest pierwsza w nocy… no… no i zwiał nam dzieciak!
- Co się tutaj dzieje? - Na samej górze schodów nagle stanął Jin. Ubrany był w swoją koszulkę do spania oraz spodenki, jednak wcale nie wyglądał, jakby dopiero co się obudził. Miał rumiane policzki, roztrzepane włosy, wyjątkowo czerwone wargi. Chwilę potem stanął za nim Yoongi, przeczesując dłonią swoje jasne włosy. Dlaczego pomyślałem, że oni...
- Czemu jesteście tacy głośni? - powiedział niższy i poprawił ciemną koszulkę. Potem oparł czoło o ramię Seokjina.
- Jungkook zniknął.
Na moje słowa, obaj się obruszyli. Zbiegli po schodach. Jin o mało się nie potknął o własne nogi, kiedy stanął na podłodze.
- Jak to zniknął? - Oczy Yoongiego jakby powiększyły się dwukrotnie.
- Chyba powiedziałem coś nie tak, bo obraził się i uciekł - warknął Jimin.
W jego oczach szkliły się wszystkie uczucia, łącznie z przerażeniem i poczuciem winy. Ale przede wszystkim, zawładnęła nim złość, której spróbował dać ujście, zrzucając z komody jedną z doniczek.
Biało-różowy kwiat rozwiniętej orchidei zleciał bezwładnie na podłogę, a srebrna, szklana doniczka stłukła z ogromnym hukiem. Po chwili jednym, obszernym gestem strącił resztę rzeczy z tej półki, w tym mój telefon, do połowy pustą butelkę pomarańczowego soku, ukochaną beanie Yoongiego i okulary Namjoona.
Do tej pory śpiący Taehyung nagle zerwał się z miejsca. Zrobił to tak gwałtownie, że nieco mnie przestraszył. W jednej chwili podszedł do chodzącego w tę i wewtę Jimina. Złapał go za skórzaną, niebieską kurtkę, po czym z wyraźnym zirytowaniem przycisnął do ściany.
Nie tylko ja byłem zaskoczony jego zachowaniem. Wyglądało to tak, jakby w jednej chwili, w tego śpiącego, słodkiego aniołka wstąpił sam szatan, który opętał go w ułamku sekundy.
- Możesz się do cholery jasnej uspokoić?! Co te biedne rzeczy ci zrobiły?! - wrzasnął.
Na ten głośny, wręcz przeraźliwy głos Kima, ciarki przeszły po moim ciele. Stojący nieopodal Namjoon zrobił krok w ich stronę, by jakoś zainterweniować w razie, gdyby między nimi doszło do bójki.
- Jestem wkurzony! Przeze mnie mogło coś stać się Kookiemu!
- To nie jest powód, żebyś psuł wszystko, co znajduje się obok ciebie. Uspokój się! - Taehyung przyciągnął do siebie Jimina tylko po to, by po chwili znowu pchnąć go z całej siły na ścianę, jakby liczył, że po uderzeniu Park się opamięta.
- Jak mam się uspokoić?! Jungkook równie dobrze może leżeć gdzieś martwy, a my nawet nie wiemy gdzie!
Pomarańczowowłosy złapał nadgarstki Taehyunga i gwałtownie oderwał jego ręce od swojej kurtki.
Yoongi oraz Namjoon od razu zareagowali, kiedy młodsi zaczęli szarpać się na poważnie.
- Hej! Proszę, przestańcie! - pisnął Seokjin. Najstarszy, nie wiedząc co ma zrobić, przykrył uszy dłońmi i zamknął powieki, jakby chciał odciąć się od brutalnej rzeczywistości.
Kim nienawidził być w takich sytuacjach. Zaczynał wtedy panikować i zwyczajnie uciekał. Sytuacja była o tyle trudniejsza, że do konfliktu doszło między dwójką jego najbliższych przyjaciół.
Sam zerwałem się z miejsca, po czym podszedłem do szarpiącego się w ramionach Yoongiego Jimina.
- Jiminie, spokojnie. Jungkook nie ma pięciu lat. Pewnie potrzebował po prostu być sam. Nic mu się nie stało, jasne? - powiedziałem, kładąc dłonie na jego ramionach.
Chłopak spojrzał szklanymi oczami w moje tęczówki, a ja poczułem, jak moje serce przestaje bić. Nigdy wcześniej nie widziałem go w takim stanie. I chyba nigdy więcej nie chciałbym.
Park dyszał ciężko, jednak uspokoił się nieco po moich słowach. Spuścił zrezygnowany głowę, opierając przy tym czoło o moją klatkę piersiową.
- Przepraszam - szepnął, prawie niesłyszalnie.
Odwróciłem głowę, kiedy usłyszałem jak Taehyung wyrwał się z uścisku Namjoona.
- Co za trep - burknął zły, wycofując się do swojego pokoju na górze.
Jimin zacisnął palce na mojej koszulce. Naprawdę chciałem się od niego odsunąć, jednak gdybym teraz to zrobił, sam do siebie miałbym mnóstwo pretensji. W tej chwili poczułem, jakbym był jedyną podporą dla Jimina. Powinienem czuć się wyróżniony, być może nawet szczęśliwy, że chociaż na moment Park skupił na mnie całą swoją uwagę i to w moich ramionach, w których szczelnie go zamknąłem, znalazł odrobinę spokoju, pocieszenia oraz bezpieczeństwa. Zamiast tego jednak było mi naprawdę przykro, że Jimin był w takim stanie i chciałem jak najszybciej znaleźć Jungkooka, byleby tylko zakończyć jego chore cierpienie.
- Ubierzemy się i pójdziemy go szukać - zarządził Yoongi.
Skierował się na schody razem z Seokjinem, by po dłuższej chwili znaleźć się na piętrze. Usłyszałem też po chwili jak zatroskany Jin mówi coś do Namjoona, a po chwili puka do pokoju Taehyunga i nieśmiało pyta, czy może wejść.
- Jimine...
- Hyung, ja sobie nie wybaczę, jeżeli przeze mnie coś mu się stanie. Boję się… Tak mi na nim zależy.
 
[...]
- Zauważyłeś, że nie mamy się nawet kiedy porządnie wyspać? - powiedziałem. Ziewnąłem przeciągle, zatykając usta dłonią, szczelnie otuloną rękawkiem ulubionej bluzy, ukrytej pod skórzaną kurtką.
- Dlaczego mnie nie dziwi, że słyszę to akurat od ciebie? - zaśmiał się Seokjin, po czym szturchnął mnie biodrem.
Parsknąłem cicho śmiechem na jego gest, a w odpowiedzi delikatnie uderzyłem jego ramię.
Szliśmy nieznajomą ulicą, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu najmłodszego. Spacerowaliśmy już z dobrą godzinę. Księżyc przemieszczał się coraz szybciej, a Jungkooka jak nie było, tak nie ma.
- Przepraszam bardzo. Widziała może pani takiego chłopaka… Dziewiętnaście lat, czarne włosy rozdzielone na grzywce, wygląda trochę jak królik, miał taki charakterystyczny czerwono-czarny sweter w białe gwiazdki?
Zaczepiona przez Seokjina kobieta pokręciła przecząco głową. Chłopak jedynie kiwnął głową, przeprosił i doskoczył do mnie.
- Jak kamień w wodę - westchnął.
- Za tym zakrętem się rozdzielmy. Szybciej znajdziemy go osobno - zarządziłem, wskazując palcem skrzyżowanie.
Szatyn kiwnął zgodnie głową, a po chwili wyciągnął z kieszeni telefon. Jakby z nadzieją spojrzał na ekran. Mruknął coś pod nosem i zablokował urządzenie.
- Hyung, wszystko w porządku? Pobladłeś - spytałem.
Nieco zatroskany zerknąłem na profil starszego. Naprawdę nie wyglądał najlepiej. W pewnym momencie nawet miałem wrażenie, jakby miał zaraz zemdleć.
- Może jednak się nie rozdzielajmy.
- Nie, Hobi, w porządku. Ostatnio po prostu dużo się dzieje - powiedział cicho, patrząc na mnie kątem oka.
- Powinieneś się dobrze wyspać. Chyba nie śpisz po nocach, mimo że masz pokój z dziadkiem Yoongim, prawda?
Chciałem nieco rozluźnić atmosferę. Cicho się zaśmiałem, jednak widząc jak blada buzia Seokjina koloruje się soczystym czerwonym pąsem, dotarło do mnie co ja właściwie powiedziałem.
Jeżeli rzeczywiście było coś między nim i Yoongim, co właściwie było oczywiste, to taki komentarz był zdecydowanie nie na miejscu.
Ale… Seokjin przecież nie wiedział, że ja cokolwiek w ogóle podejrzewam.
- To właśnie przez niego nie mogę zasnąć - mruknął, bardziej do siebie niż do mnie.
Moje oczy momentalnie powiększyły się dwa razy. Odwróciłem głowę w kierunku starszego, jakbym nie zrozumiał jego słów.
Nie doczekałem się jednak żadnego wyjaśnienia, ani nie zdążyłem o nic zapytać, gdyż doszliśmy do skrzyżowania.
- Jak Jungkookie się znajdzie, to zadzwoń do któregokolwiek i sprowadź go do domu, dobrze?
Kiwnąłem zgodnie głową.
Patrzyłem jeszcze przez moment na plecy oddalającego się Seokjina. Dopiero po chwili ruszyłem w przeciwnym kierunku.
Musiałem wyostrzyć wszystkie swoje zmysły, żeby przypadkiem nie ominąć Jungkooka.
W głowie uruchomiłem wspomnienia z Jeonem, by przypomnieć sobie miejsca, w jakich bywał. Bardzo często siedzieliśmy w kawiarni… Jednak o tej porze wszystkie są raczej zamknięte. Jedyne co przyszło mi do głowy to to, że Jungkook lubił oświetlone miejsca. Sam zresztą też takie wolałem. Za bardzo bałem się chodzić po obcym mieście po jakiś bocznych, podejrzanych, zaciemnionych uliczkach.

[...]
Nie wiem, jak długo chodziłem po mieście. Miałem jednak już tego dosyć. Było mi zimno, bolały mnie nogi, a jakby tego było mało, w brzuchu skręcało z głodu.
Te wspaniałe muffinki Seokjina… One wciąż leżały w kuchni i prosiły się o to, by je zjeść.
Chociaż byłem tak głodny, że nawet na samą myśl o nieudanych wypiekach Taehyunga pociekła mi ślinka.
Przekroczyłem bramę jednego z parków, zerkając na telefon. Dosłownie co pięć minut sprawdzałem, czy nie dostałem powiadomiena. Jednak brak odzewu ze strony przyjaciół oznaczał, że Jungkooka wciąż nie znaleziono, więc poszukiwania trwają.
Zrezygnowany zablokowałem ekran i wsunąłem telefon do tylnej kieszeni spodni.
Rozejrzałem się po parku.
Cholera. Sam nie wiem, gdzie jestem.
Nieco przyśpieszonym tempem ruszyłem przed siebie, nie zbaczając z brukowej, dobrze oświetlonej ścieżki. Po drodze dokładnie się rozglądałem, by nie ominąć Jungkooka, który zawsze mógł przecież siedzieć na ławce.
Minęło może z dziesięć minut spaceru, kiedy doszedłem do niewielkiego mostku. Jego akustyka tylko wyostrzała spokojny rytm małego strumyka. W parku było niezwykle cicho, a płynąca woda zdawała się być jedynym dźwiękiem.
Mostek oświetlony był białym światłem, które przy zetknięciu z brukiem oraz drewnianymi barierkami, przechodziły w bardzo spokojny i romantyczny fiolet.
Powoli skierowałem się w stronę strumyka. Nie spodziewałem się, że ktoś o tej porze będzie stał na samym szczycie mostku. Jednak kiedy dostrzegłem te nieco poszarpane włosy, czarno-czerwony sweterek w gwiazdki i złote słuchawki w uszach, które odbijały białe światło, ucieszyłem się, że jednak ktoś plącze się po ulicy o trzeciej w nocy.
- Ładnie tutaj, prawda? - zagałem, kiedy po niemalże bezszelestnym spacerze, oparłem się rękami o drewnianą barierkę.
Jungkook ani drgnął. Wpartywał się jedynie w spokojnie płynący strumyk.
- Wiem, że mnie słyszysz - powiedziałem nieco ostrzej, kiedy nie dostałem żadnej odpowiedzi.
Wyjąłem słuchawki z uszu młodszego, z których, tak jak podejrzewałem, nie leciała żadna muzyka.
Znałem Jungkooka na tyle dobrze by wiedzieć, że w stresowych sytuacjach szuka ciszy. Nie ma w zwyczaju wtedy topić smutków w piosenkach.
- Co tutaj robisz? - zapytał spokojnie, nie odrywając wzroku od krystalicznej tafli wody, na której odbijał się blask wszystkich świateł.
- Kookie, szukamy cię już prawie dwie godziny, Namjoon i Jiminie trzy. Co się stało? Dlaczego uciekłeś?
Młodszy na moje pytania opuścił głowę, jakby z bezradności nie miał już siły w ogóle jej trzymać.
- Bardzo nas wszystkich zmartwiłeś. Yoongi już chciał do twoich rodziców dzwonić.
- Przepraszam, hyung - westchnął. - Potrzebowałem chwili spokoju.
- Tyle to sam wiem - prychnąłem i odwróciłem się tyłem do barierki. Oparłem się o nią wygodnie, krzyżując ręce na piersi. 

- Mów, co się stało.
Jungkook pokręcił głową. Przymknął na chwilę powieki, jakby chciał zebrać w sobie odwagę, siłę i ubrać w słowa wszystkie myśli, którymi chciał się ze mną podzielić.
- Chodzi o Jimina - zaczął spokojnie, skierowawszy na mnie swoje duże, bystre oczy.
Kiwnąłem delikatnie głową, by dać mu sygnał, by kontynuował.
- Rozmawialiśmy o moich studiach. Hyung powiedział, że jeśli tylko będę tego chciał, to jest gotowy wyjechać ze mną.
Czułem, jak na słowa młodszego, moje ciało całe się spina.
- To chyba dobrze? Naprawdę mu zależy…
- Hyung, mi też zależy - wciął mi się w zdanie - dlatego nie chcę, żeby rzucał wszystkiego co tutaj ma, całego swojego życia z mojego powodu. N-nie czuję się osobą, która zasługiwałaby na takie poświęcenie z jego strony. Naprawdę czuję coś do niego. Nie do końca wiem, co to jest, ale to takie przyjemne uczucie... - Jungkook przerwał swoją myśl, by pozwolić delikatnemu, ciepłemu uśmiechowi unieść kąciki jego ust. Gdy opanował swój nagły napływ dobrego humoru, kontynuował - … t-to takie głupie. Wszystko w środku jakby się rozpalało. Jakby przyjemnie mrowiło, łaskotało, a przy tym ściskało. Kiedy Jimin jest obok, to wszystko sprawia, że czuję się lekki. Nie chcę nigdy więcej nie móc tego poczuć. Ale wiem, że hyung nie byłby szczęśliwy, pozostawiając tutaj wszystko tylko z mojego powodu. Jednocześnie chcę mieć go ciągle przy sobie. Chyba jestem głupi.
Chłopak zaśmiał się w taki sposób, jakby tłumił ukryty żal, smutek i wszystkie negatywne emocje, które już zdążyły go przygnieść. Do tego lekko zaczął się trząść, prawdopodobnie w ogóle nieświadomie. Nie do końca wiedziałem czy to z zimna, czy emocji. Stawiałem jednak na to pierwsze. Lato latem, ale w środku nocy temperatura aż taka wysoka nie była. Poza tym, Jungkook miał na sobie jedynie ten cienki sweterek, co raczej nie stanowiło odpowiedniej bariery, która utrzymałaby właściwy poziom ciepła.
Niewiele myśląc, zdjąłem ze swoich ramion skórzaną kurtkę i narzuciłem ją na ramiona młodszego.
- Nie głupi, tylko zakochany - powiedziałem spokojnie, poprawiając ubranie na rozbudowanych barkach chłopaka. Gdy upewniłem się, że kurtka nie zsunie się na ziemię, oparłem łokcie na drewnianej barierce. Spojrzałem na spokojną taflę wody, która delikatne zmarszczyła się pod wpływem delikatnego, chłodnego, letniego wiatru, przez co odbicie małych gwiazdek oraz księżyca zaczęło falować na strumyku.
Nieco nachyliłem się nad zabezpieczeniem mostu i zerknąłem na samego siebie, poruszającego się razem z taflą wody.
Westchnąłem niemal niesłyszalnie, chcąc ułożyć w głowie jakiekolwiek zdania. Chciałem coś powiedzieć Jungkookowi, posłużyć mu jakąś hyungową radą. W umyśle jednak miałem pustkę.
Jak miałem doradzić komuś, kto był jedyną osobą kochaną przez chłopaka, na którym tak mi zależało? Chciałem jednak szczęścia ich obu. To takie dziwne…
- Kookie, jesteś dla Jimina kimś naprawdę ważnym i na pewno chce twojego szczęścia. A przecież czujesz je wtedy, kiedy masz Jimina obok, prawda?
Chłopak niesłyszalnie westchnął i kiwnął głową.
- On pewnie czuje to samo. Daj mu więc szukać swojego szczęścia. Jeśli znajdzie je obok ciebie, to obaj nie będziecie potrzebować niczego więcej. A kto wie? Może Japonia okaże się waszym miejscem na Ziemi?
- Hyung, ale was tam nie będzie… - szepnął, odwracając głowę w moim kierunku.
Jego duże, brązowe oczy prześwietlały mój umysł tak intensywnie, że miałem wrażenie, jakby odczytywał w nim każdą, nawet najdziwniejszą i najgłupszą myśl.
- Ale zostaniemy tutaj i zawsze będziemy na was czekać. Nie martw się na zapas, dobrze? Nie powinieneś być smutny w te wakacje. - Uśmiechnąłem się pocieszająco, a już po chwili wsunąłem dłoń w brązowe włosy młodszego, które z braterską miłością rozczochrałem w każdą, możliwą stronę.
- Zobaczysz, wszystko się ułoży. 

[...]
Wysłałem Yoongiemu szybką wiadomość, że znalazłem Jungkooka. Mieliśmy co prawda od razu wrócić do domu, ale zatrzymaliśmy się w niewielkim sklepie całodobowym na jedzonku, a jako że żaden z nas nie wiedział, gdzie jesteśmy, błąkaliśmy się po mieście w poszukiwaniu drogi powrotnej. Całe szczęście, że Kookie miał lepszą orientację w terenie niż ja, przez co do domu wróciliśmy raptem po 2 godzinach od naszego spotkania. Cóż, pewnie gdybym to ja przejął rolę przewodnika, nie wrócilibyśmy w ogóle.
Humor Jungkooka zdecydowanie się polepszył, a mnie to bardzo ucieszyło. Sam byłem bardziej radosny, widząc jak wesoło się śmieje czy wkłada do buzi kilka pianek, które kupiliśmy na drogę. 

Gdy po znalezieniu drogi dotarliśmy na miejsce, po cichu otworzyłem drzwi do domu i niepewnie zerknąłem do środka. Słońce powoli budziło się do życia, więc miałem nadzieję, że chociaż nasi przyjaciele wciąż śpią. Gdy otworzyłem szerzej drzwi i wszedłem do środka, wszyscy byli w salonie. Ich spokojne oddechy mieszały się w jeden, harmonijny dźwięk, podsycany przez akompaniament cicho grającego telewizora.
Jungkook zaśmiał się na ten widok. Jednocześnie widziałem w jego oczach poczucie winy. Chyba właśnie dotarło do niego to, jak nas wszystkich zmartwił.
Gdy podeszliśmy do kanapy, mogliśmy spokojnie zobaczyć jak te wszystkie słodkie aniołki śpią. Jin leżał przytulony do ramienia Namjoona na kanapie, Yoongi skulił się w kulkę i zajmował fotel, a Taehyung spał na dywanie, wygodnie układając głowę na klatce piersiowej spoczywającego obok Jimina.
- Mam wielką ochotę ich teraz obudzić - szepnął do mojego ucha Jungkook, na co cichutko się zaśmiałem. Wolałem nie myśleć jak wszyscy nas za to znienawidzą, ale obraz rozwścieczonych hyungów i młodszych jakoś bardzo mnie rozbawił.
Już mieliśmy przejść na górę, kiedy Jimin poruszył się i rozchylił powieki.
- Kookie? - szepnął, przecierając piąstkami zmęczone, opuchnięte oczy. Gdy w końcu dojrzał Jeona, nie zwracając nawet uwagi na to, że Taehyung uderzy głową w dywan, po prostu zerwał się z miejsca i wręcz rzucił na szyję młodszego.
Jungkook początkowo nie wiedział co ma zrobić. Dopiero po chwili nieśmiało oplótł ręce na talii Jimina, by już po chwili mocno przytulić go do siebie. Park natomiast przymknął powieki i zacisnął ręce nieco mocniej. Zupełnie jakby trzymał w ramionach swój największy skarb, swoje szczęście, którego nie chce tracić.
- Nie uciekaj więcej - wyszeptał starszy prosto do ucha Jeona. - Dlaczego w ogóle to zrobiłeś? Powiedziałem coś nie tak? - dodał, odsuwając się na niewielką, ale wystarczającą by spojrzeć młodszemu w oczy odległość.
Już chciałem im szepnąć, żeby poszli na górę i tam na spokojnie porozmawiali. Jeszcze tego brakowało, by wszyscy się obudzili. Niestety zanim zdążyłem to zrobić, głośne kichnięcie rozbudzonego przez uderzenie głową o dywan Tae wszystkich wyrwało ze snu.
Seokjin od razu puścił ramię Namjoona, podniósł się do siadu i rozejrzał po pokoju, a już po chwili zawiesił wzrok na najmłodszym.
- Jeon Jungkook. Co ty sobie do cholery wyobrażasz? Wiesz jak umieraliśmy ze strachu?! 



~*~  

A/N: Dzień dobry, dobry wieczór. Przepraszam, kocham Was <3