czwartek, 1 grudnia 2016

1. Dlaczego nie zabiłem Parka Jimina


~*~

Nie uśmiechało mi się przeprowadzenie wykładu na młodszym roku. Gdyby nie groziło mi przez to zawalenie studiów, pewnie bym tego nie robił.
Pół biedy, gdybym musiał opowiadać o czymś, co mnie interesuje, co lubię.
Ale wpływ baletu na dalsze kierunki tańca? Byłem raperem! Nie tancerzem! Na tańcu znałem się tak, jak… jak… Nic gorszego mi nie przychodzi do głowy! Ale jak mus, to mus. Od pewnych rzeczy się nie ucieknie.
Spędziłem mnóstwo czasu na przygotowywaniu się do przeprowadzenia zajęć.
Sporządziłem odpowednią notatkę, przygotowałem obszerną prezentację, a wszystko z pomocą Hoseoka, który na punkcie tańca miał kompletnego hopla.
Oczywiście gdyby nie jego domagający się uwagi chłopak, wiedziałbym więcej.
- Hoseokie, pomasuj tutaj.
- Hoseokie, pogłaszcz.
- Hoseokie, daj buziaka.
- Hoseokie pomiziaj.
No zwariować szło. A Hoseok? Oczywiście nie odmawiał niczego swojemu maluszkowi. Okay, Taehyung był uroczy i głupiutki, ale cholernie przebiegły. Nie chciało mu się ruszyć tyłka po pilot od telewizora?
- Hoseokie!
A ten już biegł by wręczyć swojemu skarbowi upragnioną rzecz.
Dlatego kiedy Hobi powiedział Tae, żeby się uspokoił, bo próbuje mi pomóc, sam byłem w szoku. Młodszy się chyba trochę obraził, ale szybko mu przeszło, kiedy jego ukochany hyung pogłaskał go po włosach i pozwolił ułożyć głowę na swoich udach.
Ulotniłem się z ich mieszkania w samą porę, bo Taehyunga ewidentnie złapała chcica.
Całą noc przed wykładem spędziłem na poszukiwaniu dodatkowych informacji, ciekawostek, baletowych spektakli… Skończyłem oczywiście słuchając Big Bangu i oglądając po raz piąty w tym tygodniu “Hustle & flow”. Miałem przynajmniej dobre chęci.
Na aulę przyszedłem krokiem zombie, ledwo utrzymując w dłoniach teczkę z notatkami i resztą pierdół, które były mi potrzebne do przeprowadzenia wykładu. Oczywiście uśmiechnięty od ucha do ucha profesor Hyunbin czekał na mnie przy biurku i machał w moim kierunku zachęcająco.
Co mu szkodziło po prostu mnie przepuścić? Lubił patrzeć jak niewinni, utalentowani, młodzi raperzy-studenciaki płaszczą się przed rocznikiem o dwa lata młodszym, opowiadając o rzeczach, o których nie mają pojęcia? Chciałem być raperem budzącym podziw, szacunek, a nie politowanie.
Uśmiech profesora oraz pogodne usposobienie sprawiło, że miałem ochotę urwać mu głowę i wyrzuć przez okno. Gdyby oczywiście tutaj jakieś było. Niestety jedynym źródłem światła w tej auli były lampy. Co za tym szło - jedyną drogą ucieczki były drzwi.
Wśród studentów zajmujących miejsce w pierwszym rzędzie dostrzegłem Taehyunga, który zawołał moje imię i machnął rozweselony ręką.
Spojrzałem na niego jedynie, po czym kiwnąłem głową. Powinno mu wystarczyć.
- Jiminie! - krzyknął po chwili, przenosząc wzrok na zbiegającego ze schodów za mną studenta. Chyba się przyjaźnili.
Otworzyłem teczkę, by wyciągnąć kartkę z planem, który miałem dostarczyć profesorowi przed zajęciami. Wtedy poczułem silne uderzenie w plecy. Zleciałem z dwóch ostatnich schodków, wypuszczając teczkę z rąk. Kartki z moimi notatkami fruwały po całej auli, a ja wylądowałem twarzą przez profesorem.
Do moich uszu dobiegały śmiechy studentów, a wśród nich oczywiście najgłośniejszy Taehyunga.
Hyunbin sam się roześmiał i odsunął.
Z bólem wypisanym praktycznie wszędzie, przewróciłem się na plecy i jęknąłem.
Przed moimi oczami pojawił się młody, czarnowłosy chłopak, który, jak się po chwili okazało, był sprawcą całego wypadku.
- Przepraszam, nie chciałem cię łamać - powiedział, posyłając mi najszczerszy, najbardziej przepraszający uśmiech, jaki kiedykolwiek w życiu widziałem.
- Źle stanąłem i nie miałem się czego złapać…
- Jak się nazywasz? - zapytałem oschłym tonem, zaczesując jasną grzywkę do tył tak, bym mógł spokojnie widzieć młodszego studenta.
- Park Jimin.
Gdy usłyszałem odpowiedź, bezzwłocznie złapałem go jedną ręką za koszulkę, którą ścisnąłem z całej siły.
- Park Jimin, zabiję cię.

Tamtego dnia obiecałem mu, że skrócę jego żywot. Byłem na dobrej drodze ku temu, ale Park Jimin zawsze mi się wyślizgiwał. Gdy podkładałem mu nogę, łapał równowagę. Gdy podmieniłem mu mleko na stare, nie wypił - zawsze wąchał od razu po otworzeniu.
Cokolwiek bym nie robił, to ja kończyłem jako pokrzywdzony.
Kiedy potknął się o mnie i mimo tego dalej stał prosto, ja wpadałem na kosz i lądowałem z całą jego zawartością na ziemi, a jeśli chodzi o mleko… Cóż, tego samego dnia zjadłem przeterminowanego batonika. Pierniczony kurdupel.
I chociaż na każdym kroku próbowałem sabotażu, ostatecznie nie udało mi się go pozbyć. Z czasem pojawiło się więcej powodów, dla których nie zabiłem Parka Jimina. I to niekoniecznie był mój pech.

Powód nr 1: Nie zabiłem go, bo miał gepardzią kondycję fizyczną.

Park Jimin był tancerzem. Tańczył w stylu hip-hop, breakdance, new age, nowoczesnym, współczesnym, jazzowym. Ale jakoś najbardziej się cieszył, kiedy razem z Hoseokiem bawili się w popping.
Po tym jak Taehyung przedstawił Jimina swojemu chłopakowi, ci zaprzyjaźnili się do tego stopnia, że zaczęli razem ćwiczyć.
Niestety w piątki sala była zajęta przez ostatniorocznych tancerzy, którzy szykowali się na zaliczenia, więc Hoseok i Jimin, póki wciąż było ciepło, tańczyli na szkolnym boisku.
Sam korzystałem z tego, że dostawali klucze do otworzenia bramy. Brałem wtedy piłkę do kosza i razem z Taehyungiem graliśmy w grzybka, albo rozgrywaliśmy szybki meczyk 1 na 1.
Nie chcę oczywiście się przechwalać, ale za każdym razem odsyłałem Tae z płaczem do Hoseoka. Byłem dla gówniarza zbyt dobry.
Taehyung wkurzył się, że po raz kolejny zablokowałem jego rzut. A to było dość dziwne, bo młodszy był wyższy ode mnie. O 3 centymetry, ale w koszykówce każdy milimetr jest ważny.
- Hoseokieeee! - zawołał jak rozpieszczone dziecko. Odwrócił się na drugą stronę boiska, gdzie do puszczanej z przenośnego głośnika muzyki, dwójka tancerzy układała w pełnym skupieniu choreografię. Hobi jakoś nie zwracał uwagi na wołanie swojego maluszka. Ten skrzyżował ręce na piersi i usiadł obrażony na zimnym asfalcie.
- Tae, wstań, bo się przeziębisz - powiedziałem, wykonując jeden rzut do kosza. Gdy piłka wpadła do obręczy i przeleciała przez siatkę, podszedłem do młodszego. Objąłem go rękami pod pachami, po czym uniosłem w górę.
- Odkąd zapoznałem go z Jiminem, nie zwraca na mnie uwagi - szepnął, nieco zawiedzionym głosem. Otrzepał ubranie.
- Sam jesteś sobie winny - burknąłem. Odwróciłem się, by iść po piłkę i poczułem jak Tae kopie mnie zaczepnie w łydkę.
- Hoseok! Zajmij się swoim chłopakiem! - wrzasnąłem.
Nie miałem ochoty niańczyć Taesia. Z jednej strony mi to nie przeszkadzało, ale z drugiej szybko przypominałem sobie, jak rozwydrzony, nieznośny i rozpieszczony przez Hoseoka był ten dzieciak.
Muzyka, do której choreografię układali tancerze, po chwili ucichła, a nasza strona boiska powiększyła się o dwie osoby.
- 2 na 2? - zaproponował Jimin, który uniósł ręce, splótł je nad głową i wyciągnął, rozciągając przy tym kręgosłup oraz barki.
- A umiesz grać? - spytałem, podnosząc z asfaltu piłkę.
- Kiedyś trochę grałem.
Pomyślałem, że to świetna okazja, by odegrać się już po raz kolejny za ten wypadek w auli. Tym razem musiało się udać!
- W porządku - wycedziłem przepełniony pewnością siebie i rzuciłem piłkę w jego stronę. Jimin od razu ją złapał.
- Drużyna wysokich vs Mogą jeszcze urosnąć?
Obrzuciłem Hoseoka spojrzeniem, które będzie mu się śniło po nocach. Ten był chyba zadowolony ze swojego żartu, bowiem dumnie wypiął pierś do przodu i uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd białych zębów.
- Wciąż chcesz mojego szacunku, hyung? - Jimin zmierzył Hoseoka wzrokiem.
- Starsi vs 95. Hoseokie, chodź.
Złapałem Hoseoka za rękawek bluzy i podeszliśmy bliżej kosza.
- Atakujecie pierwsi.
Jimin ruszył z piłką, ale był na tyle nieostrożny, że zabrałem mu okrągły przedmiot jak pięciolatkowi. Jeszcze kilka razy wykonywał ten sam, nieskuteczny manewr. Zdążyłem się już przyzwyczaić, że przeskakiwał na prawą nogę i ciągnął za sobą piłkę. Kiedy wiedziony jego poprzednimi zagraniami byłem gotowy na ponowne zablokowanie piłki, Jimin niespodziewanie zmienił kierunek i przeszedł.
Przeszedł raz, drugi, trzeci, a ja już dostawałem białej gorączki.
Głupi gówniarz.
Tak naprawdę gra toczyła się tylko między nami. Hobi i Tae zaczepiali się, ganiali po boisku - chyba w ogóle zapomnieli o tym, że mieliśmy grać w kosza.
Jimin patrzył prosto w moje oczy, kozłując obok siebie piłkę.
Pójdzie w prawo? A może w lewo?
Wymienialiśmy się spojrzeniami tak, jakbyśmy przez to odczytywali swoje dusze. Chyba właśnie to pomogło mi odgadnąć kierunek, w którym Park ruszył.
Lewo.
Rzuciłem się by nie pozwolić Jiminowi przejść. Student jednak zacięcie bronił piłki i swojego kierunku, przez co odepchnął mnie tak mocno, że upadłem tyłem na ziemię. Krzyknąłem z bólu, który momentalnie odczułem. Znalazłem jednak w sobie siłę, żeby dorwać tego dwudziestodwulatka.
- Park Jimin! - wrzasnąłem.
Chłopak od razu rzucił się w bieg, kiedy tylko zobaczył, jak wkurzony idę w jego kierunku. Zacząłem biec za nim, tak właściwie nie wiedząc dlaczego.
Nie do końca miałem pomysł co zrobiłbym Parkowi, gdybym go złapał. Skręcił kark? Połamał nogi? Wyrwał serce? Możliwości było mnóstwo.
Roześmiany Jimin uciekał przede mną, a ja jak głupi biegłem za nim. Zrobiliśmy już trzy kółka dookoła boiska. Traciłem oddech, zaczęło mi się kręcić w głowie, nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. A Park? Dalej się śmiał i uciekał przede mną, nawet nie zwalniając szalonego tempa.
W pewnym momencie po prostu padłem na kolana. Oparłem ręce na ziemi i pochyliłem się do przodu, by nałapać do płuc powietrza. Tak intensywnie biegłem tylko raz, kiedy spóźniłem się na koncert ulubionego zespołu. Teraz jednak najważniejsze było dla mnie dorwanie Jimina. Ale i nawet to mi nie wyszło.
- Nie martw się. Nie ty jedyny nie potrafisz mnie złapać - powiedział dumnie, podchodząc do mnie. Uklęknął obok i pogładził moje plecy, jakby to miało mi pomóc w odzyskaniu sił.
O dziwo jakoś to podziałało. Jego dotyk dodał mi energii i wypełnił moje ciało jakimś dziwnym, przyjemnym ciepłem.
- Jeszcze kiedyś cię dorwę - rzuciłem szorstko. W odpowiedzi dostałem jedynie szczery, szeroki, przyjacielski uśmiech.

Powód nr 2: Nie zabiłem go, bo lubił Drake’a, Jose Mourinho i czapki z daszkiem

Nigdy w życiu bym nie pomyślał, że kiedykolwiek postawię stopę w domu Parka Jimina.
Gdyby jednak nie fakt, że obiecałem Tae, iż pomogę Jiminowi zmontować ich wspólny filmik zaliczeniowy, pewnie bym tego nie zrobił.
Niepewnie zapukałem do drzwi. Już po chwili klamka się poruszyła, a ciężkie, ciemne drewno zostało przesunięte przez szczupłą, wysoką kobietę.
- Dzień dobry, nazywam się Min Yoongi. Zastałem może Jimina? - spytałem nieco speszony.
- Dzień dobry. Tak, Jiminie jest w domu. Proszę, wejdź. - Kobieta odsunęła się, by zrobić mi miejsce. Uśmiechnęła się przyjaźnie i gestem dłoni zaprosiła do środka. Podziękowałem jej lekkim ukłonem i wszedłem do domu. Zdjąłem buty i rozjerzałem się po dużym przedpokoju.
- Jimine! Kolega do ciebie! - Wrzask kobiety przeszył moje ciało na wylot. Na pierwszy rzut oka nie posądziłbym jej o tak donośny, wysoki i irytujący głos. Już wiedziałem, po kim Jimin odziedziczył ton.
Po krótszej chwili, po drewnianych schodach zbiegł ubrany w krótkie spodenki i biały t-shirt młodszy. Machnął ręką, bym poszedł za nim, co od razu uczyniłem. Wspiąłem się na schody, by za chwilę kroczyć z Parkiem ramię w ramię po szerokim korytarzu.
- Przepraszam za bałagan. Nie miałem czasu posprzątać.
Jimin otworzył przede mną białe drzwi, prowadzące do jego pokoju. Zmieszany przeczesał dłonią włosy, wędrując za mną wzrokiem.
Niepewnie wszedłem do środka i od razu rozejrzałem się po pokoju. Jego cztery ściany były większe niż moje całe mieszkanie…
- Bałagan? - powtórzyłem, unosząc brwi do góry.
- Chciałbym mieć taki bałagan w domu - dodałem. Zdjąłem z ramion kurtkę i rzuciłem ją na metalowe łóżko Jimina, na którym już po chwili zająłem miejsce.
Pokój był czyściutki. Mógłbym spokojnie jeść z podłogi. Nie wiem, czy jego przeprosiny były pruderyjne, ale po delikatnych rumieńcach, jakie dostrzegłem na jego policzkach, raczej bym go o to nie posądzał.
- Filmik… Nagraliśmy z Taesiem kilka dobrych ujęć w parku… - Jimin od razu przeszedł do konkretów i zaczął opowiadać o swojej wizji montażu filmu. Jednym uchem go słuchałem, jednak bardziej skupiłem się na dokładnym badaniu jego pokoju.
Telewizor, biurko z komputerem, szafki, półki z medalami, pucharami i innymi nagrodami, półki z książkami, stojak na płyty, konsola do gier, pudełka z grami, książki…
Wszystko miało swoje miejsce. Nawet Jimin stał w miejscu, które wyglądało, jakby było do tego stworzone.
Podniosłem się z łóżka i podszedłem do jednej z półek, która jako jedyna sprawiała wrażenie chaotycznej. Była na nim książka, płyta, tablet i ładowarka.
- Słuchasz Drake’a? - spytałem od razu, unosząc na wysokość swoich oczu płytę. Jimin przerwał mówienie i pokiwał twierdząco głową.
- Tak. To jest mój ulubiony album.
Obejrzałem plastikowe opakowanie z każdej strony, chociaż tak naprawdę nie musiałem tego robić. Dokładnie taką samą miałem w domu.
- “Nothing was the same” to zdecydowanie jego najlepsza płyta - stwierdziłem. Uśmiechnąłem się pod nosem i odłożyłem pudełko z powrotem na miejsce, zamieniając je z książką, którą już po chwili otworzyłem na przypadkowej stronie.
Zatraciłem się na moment w lekturze, nie zwracając uwagi na to, że Jimin podszedł do mnie i wpatrywał się w mój zaczytany profil.
- Jeśli cię zaciekawiła, to z chęcią ci ją pożyczę - powiedział przy moim uchu.
Wzdrygnąłem się czując jego oddech na swoim policzku, przez co jak przyłapana na czytaniu “50 twarzy Grey’a” nastolatka zamknąłem książkę.
- Czytałem już jakąś biografię Mourinho, więc nie widzę potrzeby - rzuciłem, odkładając lekturę z powrotem na miejsce.
Odwróciłem się, po czym podszedłem do dużej szafy. Czując się jak u siebie otworzyłem ją i popatrzyłem na idealnie złożone ubrania oraz sporą kolekcję czapek. Jimin chyba nie zdawał sobie sprawy, ile nas łączyło…
Wystarczyło tylko jedno wejście do jego pokoju, bym dołożył malutką monetę do skarbonki sympatii Parka Jimina.
- Ta jest naprawdę dobra. Autor przytoczył bardzo dużo wypowiedzi innych trenerów i zawodników. Do tego dobrze wszedł w psychologię, jaką stosował Mourinho na swoich piłkarzach. Mógłbyś przestać tak krzątać się po moim pokoju? To krępujące.
Zamknąłem szafę, uprzednio wyciągając z niej  żółtego snapbacka. Porwał mnie kolor tej czapki.
Od razu założyłem ją na głowę i spojrzałem na stojące w kącie długie lustro.
- Jest naprawdę śliczna! - powiedziałem, całkowicie zachwycony czapką. Oglądałem ją z każdej strony, przekręcałem na głowie daszkiem z przodu, do tyłu… Chciałem widzieć ją jak najdokładniej tylko mogłem.
- Bardzo ci pasuje.
Popatrzyłem na odbicie młodszego, który z uśmiechem i splecionymi za plecami rękami przyglądał mi się.
Jakoś dziwnie się poczułem, kiedy mnie skomplementował. Ale… tak dziwnie dobrze.
- Co nie zmienia faktu, że ja i tak wyglądam w niej lepiej - dodał, poszerzając swój uśmiech.
Moje kąciki ust, które powoli unosiły się, by uśmiechem podziękować za komplement, opadły, a w głowie od razu pojawiła się myśl, że dzieciak jeszcze wszystkiego pożałuje.

Powód nr 3: Nie zabiłem go, bo przynosił mi jedzenie

Ostatnio gorzej spałem. Coraz częściej wychodziłem z domu z Hoseokiem, Tae i Jiminem, a gdzieś pomiędzy uczelnią, znajomymi, nauką, chciałem znaleźć czas na komponowanie muzyki i pisanie tekstów. Jesienna pogoda też temu nie sprzyjała. Coraz szybciej robiło się ciemno, a ja czułem, jak czas przelatywał pomiędzy palcami.
Cudem doczłapałem się pod salę, w której za kilkanaście minut miały odbyć się zajęcia z impostacji głosu.
Położyłem swoją torbę pod ścianą. Oparłem się o nią plecami i osunąłem na podłogę.
Moje oczy same się zamknęły, a głowa bezwładnie opadła w dół.
Byłem tak potwornie zmęczony. Do tego głodny. Burczenie mojego brzucha prawdopodobnie słyszała cała uczelnia.
- Yoongi?
Usłyszawszy znajomy głos, otworzyłem oczy. Od razu zobaczyłem Jimina, który ukucnął naprzeciwko mnie i wpatrywał się w moją twarz.
- Czego?
Młodszy uśmiechnął się do mnie w uroczy sposób, po czym wzruszył ramionami.
- Nic. Chciałem się tylko przywitać.
- Dzień dobry. Do widzenia - powiedziałem. Skrzyżowałem ręce na piersi i ponownie przymknąłem powieki. Znowu usłyszałem burczenie w brzuchu. Tym jednak razem poczułem ból, kiedy mój żołądek się skurczył.
- Jesteś głodny. Masz jakieś jedzenie?
Ponownie popatrzyłem na Jimina. Jego oczy były szeroko otwarte, brwi uniesione, a pełne, różowe wargi lekko rozchylone. Miał zaskoczoną minę.
- Nie zdążyłem dzisiaj niczego przygotować. Później kupię coś w bufecie.
Oczywiście, że nie kupię. Za ostatnie pieniądze opłaciłem czynsz i teraz byłem tak trochę bez grosza przy duszy.
Patrzyłem jak młodszy zaczął buszować w swoim plecaku, a po chwili wyciągnął plastikowe pudełko oraz zamknięty kubeczek.
- Nie możesz chodzić z pustym żołądkiem - odparł, kładąc na moich udach pudełka.
- Zabierz to. Będziesz potem głodny. A mi aż tak bardzo nie chce się jeść - powiedziałem, jednak mój brzuch wyraźnie dał odczuć, że kłamałem.
- Właśnie słyszę.
Jimin cicho zachichotał. Widząc jak uroczo się uśmiechnął, jak jego oczy przymknęły się w charakterystyczny sposób, a głos po cichutku rozbrzmiewał w wysokich, rozbawionych tonach, sam uniosłem lekko kąciki ust.
Park był uroczy i słodki. Przynajmniej czasami. Zdarzały mu się momenty takie jak ten, kiedy nie mogłem oderwać od niego wzroku.
Kiedy przyłapałem się na tym, że już po raz któryś z kolei spoufalam się z Jiminem, od razu skarciłem się w myślach.
- Weź to jedzenie. Ja już jadłem, a po treningu umówiłem się z Tae, że pójdziemy do chińskiej restauracji, więc głodny nie będę.
Jimin stanął na nogi, wcześniej przyjacielsko klepiąc moje udo.
- Muszę już iść. Zjedz wszystko i wróć bezpiecznie do domu.
Przerzucił przez jedno ramię czarny, skórzany plecak. Uśmiechnął się do mnie po raz ostatni i odszedł. Przez chwilę patrzyłem na jego oddalającą się sylwetkę, a potem spuściłem wzrok na pudełka z jedzeniem.
Otworzyłem to duże. Moje oczy zaświeciły się, kiedy zobaczyłem makaron ryżowy z warzywami. Wciąż był ciepły!
Ślinka sama mi pociekła na widok jedzenia. Nie mogłem opisać szczęścia, jakie mnie wtedy spotkało.
Chociaż Jimin mnie wkurzał, to teraz miałem ochotę wyściskać go i dziękować, dopóki znowu czegoś nie wywinie!
Już chciałem się zabrać za jedzenie… No właśnie, chciałem. Ale nie miałem czym!
Mogłem tylko patrzeć na te pyszności.
Miałem je wybierać palcami?! Przecież nie noszę ze sobą pałeczek, a ten gówniarz mi żadnych nie zostawił.
Park Jimin zrobił to specjalnie! Sam mnie prowokował do tego, żebym w końcu zrobił mu jakąś krzywdę!




~ Ten no... Pisałam o tej miniserii już w którymś z jakiś poprzenich rozdziałów czegośtamniepamiętamprzepraszam. Chciałam dokończyć ją całkowicie, ale to tak samotnie leżało w wersji roboczej...
Przez najbliższe kilka dni będę dodawała rozdziały tej serii, by już na strzała ją zakończyć. Reszta się pisze ;) Z wyprzedzeniem mam napisane Last picture i Boy meets..., więc jako takiego wielkiego odstępu czasowego raczej nie będzie. Chyba.

3 komentarze:

  1. Kurdeczki, jakie to było... Nie wiem, nie wiem, jak to określić - łatwostrawne? :D Tak się przyjemnie to czytało, że ja pierdzielę. <3

    Napisane tak lekko, składnie, uroczo i na luzie :3 Minuś, wspaniały rozdzialik <3

    Czytając to, szczerzyłam się jak głupia idiotka (masło maślane?) , naprawdę :D

    Te momenty były urocze, UROCZE, taki cukier (może nie dosłowny, no ale cukier).

    krótki meczyk 2 na 2, zabójcza kondycja Jimina, zaczepki i w ogóle <3 kocham koszykówkę :D

    No i to, jak wpadł do niego do domu :D "mógłbym jeść z podłogi" :D kurde, ktoś tu chyba jest pedancikiem :D oj, jimin, Jimin :D

    no i ostatnie: JEDZENIE. Jedzenie jest ważne. Bardzo. Kocham jedzenie. A już zwłaszcza, jak ktoś je przynosi : >

    Kurczę, ale mi nastrój poprawiłaś! :D

    i ten tytuł - boski :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że się podoba ^^ ♥ Miło ♥

      No o cukier mi chodziło xD Fluff, fluff i więcej fluffu!

      Kochasz kosza? O, to dobrze wiedzieć ^^

      Nie wiem dlaczego słowo "pedant" pasuje mi do Jimina O_o. Przecież on wcale taki czyścioch to nie jest! xD

      Dziękujęęę ♥♥♥

      Usuń
  2. Uwielbiam styl w jakim piszesz, jest idealnie przystępny, dzięki czemu tak łatwo wsiąknąć. Prosto, ale barwnie.
    Yoongi, to, że nie udaje ci się sabotować Jimina wcale nie powinno cię dziwić. Nie wiesz, że ludzie o pięknych uśmiechach, to najczęściej niezłe ziółka? :D
    Tym Mourinho mnie zaskoczyłaś! Jakieś zainteresowania piłką?
    To idź do niego po te pałeczki1

    Drobna rada: Wyjustuj sobie tekst ;)

    Wspaniale się to czyta i tak mi smutno, że to nie ma z miliona części ;(
    Pozdrawiam,
    PortElizabeth

    OdpowiedzUsuń