~*~
Powód nr 4: Nie zabiłem go, bo nazwał mnie hyungiem
Szacunek do starszych w Korei to świętość. Hyung, oppa, noona, unnie, - shi, sunbaenim - te i inne zwroty powstały przecież po to, by nakreślić wiek, status i hierarchię. Używanie ich przychodziło samo z siebie każdemu Koreańczykowi.
No, przynajmniej powinno.
Był od tego jeden, dosłownie mały, wyjątek, który terroryzował moje życie od końca poprzedniego trymestru. Przeklęty Park Jimin.
Był od tego jeden, dosłownie mały, wyjątek, który terroryzował moje życie od końca poprzedniego trymestru. Przeklęty Park Jimin.
Dla niego nie miało znaczenia, że byłem starszy o 2 lata. Wołał tylko po imieniu. W bardziej luźnej atmosferze, albo kiedy miał pewność, że akurat tego dnia mam dobry humor, kusił się na pieszczotliwe zawołanie: Yoongiś.
W pewnym momencie znajomości już się do tego przyzwyczaiłem. Na początku cały czas karciłem go za to, że nie zwracał się do mnie z szacunkiem. Z czasem jednak dałem sobie na wstrzymanie. Przestałem się nad tym zastanawiać, a brak słowa hyung przy moim imieniu, przestał mi ciążyć.
Staliśmy z Jiminem pod kinem, czekając na Hoseoka i Taesia. Nie miałem zbytnio ochoty wybierać się z nimi na film, ale skoro Hobi stawiał bilety…
Moje palce marzły od chłodnego powietrza, a policzki i czubek nosa broniły się przed zimnem, przez co były czerwone jak małe pomidorki.
- Wyglądasz uroczo - stwierdził nagle Jimin, który przeskakiwał z nogi na nogę.
- Tobie nie jest zimno? Jest co najmniej jakieś… z minus 700 - wycedziłem przez zgrzytające zęby. Zakręciłem się w miejscu i wypuściłem z gardła przeciągły, niezadowolony jęk.
- Gdzie Hoseok i Tae?!
Moją wewnętrzną rozpacz przerwał utwór G-Dragona i Taeyanga - Good boy, który rozbrzmiał z kieszeni Jimina. Nie zmieniał dzwonka odkąd go poznałem.
Chłopak wyciągnął telefon i już po chwili przyłożył do ucha.
- Hobi hyung, gdzie jesteście? Zaczęli już wpuszczać ludzi do sali. A-aha… Co? Ojej, szkoda. Dobrze, dzięki. Powiem mu. Cześć. Zajmij się Taehyungiem.
Przyglądałem się Jiminowi, który z wlepionym w czubki swoich butów wzrokiem, rozmawiał przez telefon. Para wydobywała się z spomiędzy jego pełnych, ponętnych warg, a lekki podmuch wiatru poruszył kosmyki, teraz pomarańczowych, włosów, które delikatnie muskały jego twarz, wpadając przy tym do oczu.
- I co? - spytałem od razu. Jimin kliknął językiem i odgarnął włosy z czoła.
- Taeś się pochorował, a Hobi siedzi przy nim od samego rana. Hyung powiedział, że mamy sami iść na film.
Jimin popatrzył na mnie niepewnym wzrokiem. Nie wiedziałem, co siedziało w jego głowie, ale z jego oczu bardzo łatwo odczytać to, co czuje. Co jego spojrzenie mówiło teraz? “Yoongiś, chcesz iść ze mną do kina?” albo “Nie odchodź teraz”. Jednocześnie tlił się w nim blask czegoś, co wyglądało na zwątpienie.
Zrobiłem krok w kierunku kina.
- To chodź. Nie tułaliśmy się przez pół miasta po to, by zmarnować bilety - powiedziałem beznamiętnie, otwierając szklane drzwi. Uchyliłem je szerzej, by wpuścić młodszego przodem.
Jiminie podskoczył do mnie i jako pierwszy wszedł do środka..
- Dziękuję, hyung - powiedział, kiedy minął mnie przy progu.
Spojrzałem na chłopaka, którego uśmiech momentalnie mnie ogrzał mimo tego, że trząsłem się z zimna jak osika. Był szczery, dziękczynny, przeuroczy… Znałem za mało słów, żeby opisać jak wspaniały był jego uśmiech.
Poczułem jakbym został uderzony ciężkim młotem. Wystarczyło tylko to jedno słowo i już wiedziałem, że moim pragnieniem było, aby mówił do mnie w ten sposób cały czas.
Chciałem, by nazywał mnie hyungiem.
Powód 4.1: Nie zabiłem go, bo za bardzo polubiłem jego malutkie dłonie.
Po wejściu do budynku i okazaniu biletów, kupiliśmy dwie cole i duży, maślany popcorn. Jimin miał kupony, więc postanowiliśmy je wykorzystać.
Przemknęliśmy na salę gdzie właśnie kończyły się reklamy, a zaczynał wybrany przez Hoseoka film. Szkoda, że nie było go z nami. Hobi bardzo się cieszył na premierę tej produkcji. Ale skoro jego słoneczko było chore, to rozumiałem, że wolał zostać w domu i się nim zająć. Tae znowu musiał świecić.
Zajęliśmy miejsca i postawiliśmy ogromny popcorn pomiędzy siedzeniami. Bez słowa oglądaliśmy film, co jakiś czas śmiejąc się z bardziej zabawnej sceny, popijając colę czy zajadając popcorn.
Chciałem sięgnąć do dużego kubełka i przypadkiem dotknąłem dłoni Jimina. Młodszy, nieco speszony, od razu ją odsunął.
- Jiminie, wszystko w porządku? Masz bardzo zimne ręce - powiedziałem.
Złapałem dłonie Parka i ukryłem je w swoich.
- Masz takie malutkie łapcie! - Zaśmiałem się cicho, oglądając jak drobne rączki Jimina prezentują się na tle moich.
Cóż, nie potrafiłem ukryć fascynacji jego uroczymi dłońmi. Były takie małe!
Uniosłem wzrok na oczy Jimina i dzięki jasnemu światłu padającemu od ekranu, dostrzegłem delikatne rumieńce. Chłopak wzdrygnął się i cicho westchnął. Odwrócił głowę tak, by na mnie nie patrzeć.
- Yoongi, czy możesz ogrzać moje dłonie? - spytał szeptem, wlepiając wzrok w swoje kolana.
Okay, byłem bardzo zaskoczony jego prośbą. Niemniej jednak nie puściłem jego rąk. Wygodnie oparłem się łokciem o łączenie foteli i ścisnąłem delikatnie schowane w moich dłoniach te młodszego.
- Mówiłem ci, żebyś zaczął nosić rękawiczki - powiedziałem nagle, przenosząc wzrok z ekranu na profil Parka.
Chłopak tylko przewrócił oczami i splótł swoje ręce, bym mógł szczelniej je opleść.
Powód 4.2: Nie zabiłem go, przez jego dziecinne zachowanie.
Przez pozostałą część filmu trzymałem ręce Jimina. Tylko czasami zabierałem dłonie, by sięgnąć po napój czy odrobinę popcornu. Byłem w totalnym szoku kiedy po seansie, jego ręce wciąż były zimne!
Gdy opuszczaliśmy kino, postanowiłem dać mu swoje rękawiczki. Kierując się do wyjścia przeszukiwałem kieszenie kurtki i w duchu modliłem się o to, by przypadkiem mi nie wyleciały po drodze.
Nagle Park wystrzelił z budynku i wybiegł na zewnątrz. Szturchnął mnie przy tym delikatnie ramieniem, a na to westchnąłem lekko poirytowany.
- Jimine, poczekaj - powiedziałem, bardziej do siebie niż do niego. Wygrzebałem z wewnętrznej kieszeni parę rękawiczek. Pchnąłem ciężkie drzwi i wyszedłem na zewnątrz.
Od razu poczułem, jak mały, chłodny płatek osiada na moim policzku, a potem zamienia się w kropelkę. Uniosłem wzrok w poszukiwaniu Jimina. Gdy go zobaczyłem, moje oczy zabłysnęły.
- Patrz, Yoongi! Śnieg!
Chłopak kręcił się dookoła własnej osi. Był uśmiechnięty, ucieszony, szczęśliwy. Wyglądał, jakby tańczył z świdrującymi, wolnoopadającymi płatkami śniegu. Drobne śnieżynki kończyły swoją drogę na jego pomarańczowych włosach, niebieskim płaszczu i wystającym, ciepłym kołnierzyku golfa. Do tego zakręcił się pod ciepłe świetło latarni, które eksponowało go na tle ciemnej ulicy Seulu. Wyglądał naprawdę zjawiskowo. Gdybym właśnie takiego zobaczył go pierwszy raz, nigdy nie przeszłoby mi przez głowę, że tego dzieciaka można nie lubić. Z czasem chyba zaczynałem zapominać o tym, że niejednokrotnie musiałem przez niego zbierać siebie i swoją godność z ziemi.
Powoli zbliżyłem się do Jimina. Z każdym krokiem, który zmniejszał dystans między nami, przekonywałem się o jego pięknie.
Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Wyglądał jak mały, pomarańczowowłosy aniołek. Który co prawda wyszedł z piekła, ale wciąż aniołek.
Wszystko było w nim takie niewinne, czyste, nieskalane. Przynajmniej takie miałem wrażenie, obserwując go w tamtym momencie. Zabrakło mi słów, by poprosić go o głupie założenie moich rękawiczek.
Byłem zachwycony tym, jak lekko się kręcił, jak swobodnie i radośnie bawił się wśród opadających śnieżynek. Jak małe dziecko, które żyje z dnia na dzień, nie przejmując się niczym, szukając swojego szczęścia.
- Jimin, załóż te rękawiczki. I przestań zachowywać się jakbyś pierwszy raz w życiu widział śnieg - powiedziałem w końcu, wyciągając dłoń z rękawiczkami w jego kierunku.
Powód 4.3: Nie zabiłem go, bo przez niego poczułem motylki w brzuchu.
Park z szerokim uśmiechem na ustach zatrzymał się w miejscu. Odwrócił do mnie twarzą, ale jego zmysł równowagi zwariował.
Młodszy zachwiał się w miejscu, a potem nieporadnie starał się stanąć równo.
Widząc, że prawie potyka się o własne nogi, bezzwłocznie złapałem go za ramiona. Wtedy chłopak wsunął jedną nogę między moje, cofnął się, zachwiał, machnął ręką i jakimś dziwnym sposobem obaj zaliczyliśmy spotkanie z chodnikiem, który powoli ukrywał się pod warstwą białego, chłodnego puszku.
- Dlaczego zawsze muszę przez ciebie lądować na ziemi? - mruknąłem, spoglądając na Jimina, jednym bokiem leżącego na mnie, a drugim na ziemi. Jęknąłem, kiedy ból łopatki przeszył na wylot moje ciało.
Młodszy lekko się uniósł na rękach, opierając jedną obok mojej głowy. Zawisnął nade mną, przez co spokojnie mogłem dostrzec każdą emocję wypisaną na jego twarzy.
Widziałem tylko szczęście i rozbawienie, eksponowane przez szeroki uśmiech, który ukazywał jego białe ząbki.
- Przepraszam. Ale przecież tak zaczęła się nasza znajomość, prawda?
Poczułem dziwne mrowienie w brzuchu. Jakby wszystkie, przyjemne uczucia się skumulowały, a kiedy Jimin przy podnoszeniu się z ziemi dotknął mojego policzka, postanowiły wypełnić całe moje ciało.
Dlaczego było to takie przyjemne, ale i jednocześnie krępujące uczucie? Czy to są właśnie te motylki w brzuchu?
Park wyciągnął do mnie rękę i pomógł podnieść się z ziemi. Od razu wcisnąłem mu rękawiczki, ale młodszy odmówił ich założenia. Zamiast tego poprosił, bym całą drogę na przystanek trzymał jego dłoń.
Jak miałem odmówić temu uroczemu, niewinnemu dzieciakowi?
Zgodziłem się na to też z bardzo egoistycznych pobudek - jego dłonie były wtedy cieplejsze niż moje.
Powód nr 5: Nie zabiłem go, bo mnie słuchał i wspierał.
- 130008 wonów, 137088 dodać 59200 to... 196288… - mruczałem pod nosem, zapisując skrupulatnie każdy wydatek i podliczając sumę.
Zastanawiałem się nad tym, dlaczego los nie obdarzył mnie dużym domem, dużymi samochodami i dużymi pierścionkami, podczas gdy niektórzy, na przykład taki Taehyung, pławił się w luksusie i mógł mieć wszystko, czego chciał. To, że akurat Tae nie pragnął niczego więcej niż Hoseoka to już inna sprawa.
Moi rodzice ciężko pracowali, bym mógł studiować w Seulu. Co miesiąc wysyłali mi pieniądze na jedzenie, opłacenie studiów i rachunki.
Kiedy właściciel podniósł czynsz za mieszkanie, nie powiedziałem im o tym. Nie miałem serca.
I tak już oddawali mi ostatnie grosze.
Dzięki Namjoonowi, koledze Hoseoka z roku, udało mi się sprzedać kilka bitów i skomponowanych melodii. Wszystko dzięki jego kontaktom oraz znajomościom. Byłem mu dozgonnie wdzięczny, a wszystko zapowiadało na to, że jeszcze kilka moich produkcji może zostać sprzedanych.
Pieniądze ze sprzedaży muzyki wystarczyły, by zapłacić zaległe rachunki. Nie wiedziałem jakim więc cudem wciąż wychodziłem na minusie.
Przekląłem w myślach. Zgniotłem kartkę i odrzuciłem ją gdzieś na bok.
Znowu zacząłem przeliczać wszystko od nowa. Skupiłem się na tym zajęciu. Zapisywałem kolejne liczby, opierając policzek na kolanie i wlepiając wzrok to w zapisanej sumie, to w poszczególnych rachunkach.
Nie słyszałem pukania do drzwi, niemniej jednak nie byłem zaskoczony tym, że nagle w pokoju pojawił się Jimin.
- Dzień dobry - powiedział, zdejmując z szyi luźno przerzucony szalik.
- Cześć. Jak na zajęciach? - spytałem, nawet nie patrząc na młodszego. Moją uwagę za to przykuł kolejny rachunek, którego wcześniej nie zauważyłem. Odsetki za nieopłacony telefon.
Jimin opowiadał o nowej choreografii, ale nie słuchałem go. Miałem ważniejsze rzeczy na głowie.
- Jak ty się możesz w tym wszystkim odnaleźć? Przecież tutaj jest całkowity bałagan.
Młodszy podszedł do mnie, uważając, by przypadkiem nie nadepnąć na żaden, wijący się na podłodze papierek.
Ukucnął obok mnie, zerkając na zapisaną i pokreśloną kartkę. Nic nie powiedział. Po prostu przyjacielsko poklepał moje ramię, a po chwili skierował kroki do kuchni, by zrobić herbatę.
Minęło kilka minut zanim młodszy znowu pojawił się w pokoju. Postawił oba kubki na niskim, kawowym stoliku i usiadł obok mnie na podłodze, odkładając ostrożnie niektóre papiery gdzieś za siebie.
- Hyung?
Westchnąłem ciężko. Oderwałem wzrok od papieru, by skierować go na Jimina.
- Jeśli brakuje ci jakiejś sumy, to mogę ci poży…
- Jimin, nie. Nie wtrącaj się w to, dobrze? - burknąłem nieco zły, powracając spojrzeniem na liczby. Już mnie od nich głowa bolała.
Nie wiedziałem, skąd miałem wziąć zaległe 26000 wonów. Przecież to ogromna suma!
Zrezygnowany oparłem czoło na dłoni, ciągnąc się z nerwów za różową grzywkę.
Brak pieniędzy mnie przerastał. Najchętniej poszedłbym do pracy i zaczął samodzielnie zarabiać, ale nie chciałem robić przykrości rodzicom, którzy wkładali tyle wysiłku i poświęcenia w to, bym był wykształcony. Chociaż niezbyt popierali moje muzyczne marzenia i pójście w tym kierunku. Właśnie przez to przestaliśmy rozmawiać, a nasze “kontakty” ograniczyły się jedynie do wysyłania pieniędzy.
W pokoju zapanowała taka cisza, że słyszałem oddech Jimina.
- W swoim dwudziestoczteroletnim życiu nie pamiętam dnia, bym nie martwił się o każdy grosz, wiesz? - szepnąłem w pewnym momencie.
Chociaż nie spojrzałem na Jimina, nie widziałem jego reakcji, to czułem na sobie jego wzrok.
Nie wiem co mi odbiło, żeby akurat jemu się zwierzyć ze swoich problemów. Gdzieś w środku czułem, że Park jest odpowiednią osobą do tego, by w końcu wyrzucić z siebie wszystko to, o czym nie mówiłem nikomu innemu, opowiedzieć mu swoją historię. Miałem dość trzymania w sobie emocji, a przelewanie uczuć na papier nie pozwalało całkowicie ukoić moich nerwów.
- Rodzice od zawsze robili co w ich mocy, żeby utrzymać mnie i brata. Nie było ich całe dnie, całe noce. Nie było ich nigdy. Pracowali 24 godziny na dobę. Obiecałem sobie, że kiedyś im pomogę. Że nie będę jak mój starszy brat, który pewnego dnia uciekł z domu i nie wrócił. Napisał tylko jakiś marny list, że żyje, że nie chce mieć z nami nic wspólnego. Po liceum od razu chciałem iść do wojska, a potem znaleźć jakąś pracę. Ale mama powiedziała, że mam iść na studia. Jestem im tak wdzięczny… A jednocześnie tak boli mnie teraz serce - urwałem nagle, kiedy poczułem gulę w gardle.
- M-miałem spełniać swoje marzenia… Chociaż oni swoich nie mogą. Mama kilka tygodni temu miała udar i nic mi nie powiedziała. Nikt nie pisnął ani słówka. Dowiedziałem się przypadkiem. Ignorowała złe samopoczucie, bo przecież jej ukochany syn Yoongi musi zapłacić za swoje życie w Seulu. Nie było mnie obok, kiedy przeżywała takie trudne chwile. Mówiła, że nie chce, żebym przyjeżdżał. A tak bardzo chciałbym być z nią, z ojcem... - przerwałem na moment, by pociągnąć nosem i otrzeć z powiek nagromadzone łzy.
Zawsze miałem problem z mówieniem o swojej rodzinie. Kochałem moich rodziców całym sercem, dziękowałem im za wszystko co dla mnie robili, ale jednocześnie czułem się jak ostatni śmieć, nie mogąc dać im nic w zamian i rozczarowując ich wybraną przez siebie drogą. Nie potrafiłem wyrazić swojej wdzięczności mimo tego, że nie otrzymywałem od nich innego wsparcia, poza tym finansowym.
Chciałem wyrzucić z siebie tyle myśli…
W trakcie, kiedy ubierałem wszystko w słowa, Jimin usiadł za mną, przez co znalazłem się pomiędzy jego nogami. Młodszy czule objął mnie rękami w pasie i mocno przytulił się do moich pleców. Oparł policzek na ramieniu, przez co czułem, jak jego oddech owiewa mój bark oraz kark.
Bez słowa zaczepiłem ręce na jego przedramieniu, zaciskając mocno zęby, by jeszcze bardziej się nie rozklejać.
- Nawet nie wiem, jaki jest ulubiony kolor mojej mamy, jaki film lubi tata… Zapomniałem jak w ogóle wyglądają - dodałem, zaciskając palce na przedramieniu Jimina.
Chłopak na ten gest tylko mocniej mnie do siebie przytulił.
- Hyung - szepnął przy moim uchu.
Dlaczego wypuszczanie z siebie wszystkich emocji, przy Jiminie było takie lekkie?
Może mi się wydawało, może Park faktycznie ucałował w tamtym momencie uspokajająco mój kark… Czy był to wymysł mojej wyobraźni, czy rzeczywisty gest Jimina, było to bardzo przyjemne.
W jego ramionach czułem się bezpiecznie, otoczony troską i opieką. Jakby nic złego nie mogło mi się stać. Pierwszy raz czułem się tak dobrze.
Byłem lżejszy. Zrzuciłem mały kamień z serca.
Trwaliśmy w tej pozycji dłuższą chwilę. Potem Park puścił mnie z uścisku i uklęknął naprzeciwko mnie. Spojrzał w moje oczy, a kciukiem jednej dłoni otarł z łez mój lewy policzek. Patrzyłem w świecące oczy Jimina, który ostrożnie się odsunął.
- Twoi rodzice robią wszystko dla ciebie, bo cię kochają. Nigdy w życiu nie widziałem nikogo, kto byłby bardziej wdzięczny niż ty, hyung - powiedział spokojnie. Gdy nerwowo zacisnąłem wargi w wąską linię, uśmiechnął się pocieszająco.
Potrzebowałem mieć obok siebie kogoś takiego. Kogoś, kto po prostu będzie. Nie, nie kogoś.
Potrzebowałem Jimina. Konkretnie jego.
Powód nr 6: Nie zabiłem go, bo rozpaczliwie chciał mi pomóc.
Niedziela była jedynym dniem, w którym mogłem spać ile tylko chciałem.
Nie gonił mnie czas. Ale świadomość, że egzaminy zbliżają się wielkimi krokami, że przede mną masa zaliczeń nie pozwalała odpocząć w 100%.
O 10 rano usłyszałem w domu szmer, huk, jakiś szelest. Ktoś kręcił się po mieszkaniu.
Poza Hoseokiem i Jiminem, którzy władali kluczem do moich drzwi, nikt inny nie przychodził mi do głowy.
Niechętnie podniosłem się z łóżka i na wpółprzytomny poczłapałem do przedpokoju.
Widząc ogromną walizkę i duże, tekturowe pudełko, zmarszczyłem brwi.
- Dzień dobry - powiedział wesoło Jimin, który jak gdyby nigdy nic zdjął buty.
Skrzyżowałem ręce na piersi i popatrzyłem na młodszego, domagając się jakiś wyjaśnień.
Ten tylko uśmiechnął się zadowolony. Odwiesił kurtkę na wieszak, po czym do rękawa upchał szary, duży szalik.
- Wprowadzam się do ciebie.
Słysząc jego słowa, nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Otarłem wyimaginowaną łzę z policzka i klasnąłem w dłonie.
- Świetny żart, Jiminie. A tak na serio, co sprowadza cię w środku nocy? - spytałem, posyłając młodszemu aktorski uśmiech.
- Wprowadzam się…
Gdy Jimin to powtórzył, wszystkie emocje opuściły moją twarz. Jego ton był śmiertelnie poważny.
Park stał przede mną na baczność, dokładnie obserwując każdy mój ruch.
- Jak to wprowadzasz? Nie ma mowy - powiedziałem. Od razu podszedłem do drzwi, chcąc otworzyć je na pożegnanie Jiminowi. Zanim jednak do nich dotarłem, ten złapał mnie za nadgarstek i odwrócił mnie do siebie.
- Proszę, nie mam gdzie się podziać. Pokłóciłem się z ojcem i wyrzucił mnie z domu… D-dołożę się do wszystkich opłat, tylko proszę, pozwól mi zostać!
Westchnąłem głośno na jego słowa.
- Więc o to ci chodzi? - Uniosłem brew do góry, patrząc prosto w oczy młodszego.
Chłopak zamrugał kilkakrotnie, po czym opuścił zawstydzony głowę.
- Jimin, nie wprowadzisz się do mnie przypadkiem tylko po to, by odciążyć mnie od rachunków? - spytałem. Park puścił mój nadgarstek i odsunął się ode mnie na krok.
- Nie potrzebuję twojej litości. Idź stąd.
Wkurzył mnie. Nawet bardzo. Było to bardzo upokarzające. Jimin pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak mały i bezwartościowy się czułem w tamtym momencie.
Minąłem chłopaka w przejściu, lekko szturchając go przy tym ramieniem.
- Yoongi, nie robię tego z litości. To chyba normalne, że chcę pomóc osobie, którą lubię, prawda? Nie pozwolisz mi za siebie zapłacić długów, więc pozwól mi chociaż tak cię odciążyć. Pozwól sobie pomóc. Poza tym, do domu wrócił brat ze swoją narzeczoną i zrobił się tłok…
Odwróciłem się twarzą do Jimina i głośno westchnąłem. Wiedziałem, że choćbym siłą wyrzucił go z mieszkania, to on i tak znalazłby sposób by wejść. Czy to oknem, czy to przez jakąś dziurę w podłodze.
Znałem go już wystarczająco długo by wiedzieć, że jeśli się na coś uprze, to nie odpuści. Kliknąłem językiem i dotknąłem palcami kości nosowej.
- Śpisz na kanapie i musisz zmieścić się na jednej półce. Nie ma w tym mieszkaniu miejsca - wymamrotałem. Chciałem się ruszyć, jednak Jimin, który rozweselony rzucił się w moje ramiona, mi na to nie pozwolił.
- Dziękuję! Obiecuję, że nie będę sprawiał problemów!
Młodszy oplótł ręce na mojej szyi i przylgnął tak mocno, że nic pomiędzy nas prawdopodobnie by się nie zmieściło. Kiedy poczułem jak jego policzek ociera się o mój, stado motyli w moim brzuchu znowu uleciało i wypełniło moje ciało tym przyjemnym ciepłem.
- Mam nadzieję - szepnąłem, klepiąc młodszego po plecach.
Nie rozumiałem dlaczego Jimin chciał mi pomóc za wszelką cenę. Czy był to przyjacielski gest czy nie, znaczył dla mnie naprawdę dużo. Park był póki co jedyną osobą, która znała mnie, moją historię, na wylot wszystkie wady i zalety. Z jednej strony czułem się źle z tym wszystkim, ale z drugiej mała cząstka mnie cieszyła się z tego, że Park ze mną zamieszka. Jego towarzystwo było zdecydowanie moim ulubionym.
Jimin mocniej zacisnął ręce, wtulając się jednocześnie z moje ciało. Nie pamiętam, czy szepnąłem ciche "dziekuję", czy tylko pomyślałem, ale na pewno zawiesiłem palce na jego koszulce i wtuliłem twarz w jego szyję. Park naprawdę był gotowy poświęcić dla mnie swoje dotychczasowe, wygodne życie w ciepłym, rodzinnym domku. Na samą myśl o takim akcie przyjaźni łzy napłynęły do moich oczu. Nikt wcześniej nie zrobił dla mnie niczego równie pięknego.
- Mogę już iść posprzątać? Nie chcę nic mówić, ale masz tutaj mały bałagan. Muszę zrobić trochę miejsca.
Rudzielec puścił mnie z uścisku, a potem uśmiechnął się ciepło. Gdy odsunąłem się od młodszego na krok, pociągnałem nosem i kaszlnąłem, próbując ukryć wzruszenie. Dopiero gdy łzy z moich oczu się wysuszyły, uniosłem na niego swój wzrok.
- Mamy bałagan - poprawiłem go.
- Ale to są twoje rzeczy, więc jest twój. No serio, po co trzymasz pudełko po filmie z pękniętą płytą w środku? - Jimin wskazał palcem stolik ukryty pod stertą różnych przedmiotów.
- Tylko spróbuj to wyrzucić, a urwę ci głowę. Nie leży to tutaj bez powodu.
- Więc jaki jest ten powód?
Przeczesałem nerwowo różowe włosy. Westchnąłem, jakby poirytowany niezrozumieniem Jimina, ale tak naprawdę chciałem szybko wymyślić odpowiedni argument.
- Żebyś się pytał.
To opowiadanie jest super słodkie, urocze i ja umieram T.T
OdpowiedzUsuńYoonminy to moja słabość, omg
Gest Jimina jest taki kochany, aż mi łzy stanęły w oczach, jejku, dobrze mieć takiego przyjaciela
Wybacz, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale wszystko postaram się zmieścić tutaj XD
Zakochane gołąbki Hosoek i Tae sprawiają, że ta seria jest jeszcze bardziej słodka, jeśli to w ogóle możliwe haha
Kocham cię za to
Wenyy~~ <3
Ma być słodkie i urocze >.< Poza tym, przy Yoonminach się inaczej nie da :D
UsuńNo bo przecież ChimChim taki kochany jest! I za to go uwielbiamy ;__;
O matko, dlaczego ty mnie o wybaczenie prosisz? Głupio mi teraz xD
VHope ma sypać miłością na prawo i lewo :>
Awwww :3 ♥♥♥ Dziękuuuję ♥
OdpowiedzUsuńOooooh, są dwa rozdzialiki. Tak, kurde, toż to całe rozdzialiska! <3
Dobra, Jimin, ty gburze :D
Jest co najmniej jakieś… z minus 700 - hehehehee :D < like >
Tak, tak, tak :3 we dwójkę w kinie <3
Chciałem, by nazywał mnie hyungiem <3 #cukier Ale pewnie on uważa, że powinieneś na to zasłużyć ;)
#malutkie dłonie. Czy ty chcesz, żebym ja dostała cukrzycy? :d
Masz takie malutkie łapcie! < umiera >
Byłem w totalnym szoku kiedy po seansie, jego ręce wciąż były zimne! Jak ja go rozumiem :D jest zupełnie taki jak ja. Też bym tak miała ;)
jimin, który nie chce rękawiczek, tylko jgo ciepłą dłoń <3
Cieszę się, że biedak mógł się wygadać.
którzy władali kluczem do moich drzwi – to jak kluczem do serca :D
to on i tak znalazłby sposób by wejść. Czy to oknem, czy to przez jakąś dziurę w podłodze – brawo Jimin <3 warto walcZyć o swoje :D
Mam nadzieję - szepnąłem, klepiąc młodszego po plecach. - w tyłek byś go lepiej klepnął ;)
"w tyłek byś go lepiej klepnął" <--- huehue xD Dziękuję, zrobiłaś mi tym dzień xD
UsuńTak, wszędzie się sypie cukier i więcej cukru, cukrzyca te sprawy... O nie! Nie umieraj! >.<
"Minus 700" - czyżby nawiązanie do Misji Kleopatry? Ja tak mam przez 345 dni w roku :( Potrzebuje 40 stopni w cieniu, serio.
OdpowiedzUsuń"Ponętnych warg", mówisz? No Nieźle, nieźle.
(Teraz jeszcze bardziej niż zwykle doceniam możliwość komentowania fragmentów na Wattpadzie)
"Drobne śnieżynki kończyły swoją drogę na jego pomarańczowych włosach, niebieskim płaszczu i wystającym, ciepłym kołnierzyku golfa." - Piękna, wizualna kompozycja!
"To, że akurat Tae nie pragnął niczego więcej niż Hoseoka to już inna sprawa." O Jezu ;,) Mówiłam już jak bardzo kocham czarny humor? Uwielbiam!
Szkoda, że nie ma opisu jak Jimin (dlaczego?) dorobił się tego klucza.
"- Żebyś się pytał." Kocham go <3