niedziela, 23 października 2016

Last picture - Rozdział IV

~ Ok, zdecydowałam się w końcu dodać wyjaśnienie z góry. Uprzedzam, że rozdział może być odrobinę mdły. Tak.
Hoseok pcha się wszystkim do łóżka. No bo ej, nikt przecież nie lubi spać sam, prawda? >.< Właśnie sobie zdałam sprawę, ile u mnie jest wspólnego spanka i przytulanka... Upsi.
Rozdział, który napisałam wcześniej był odrobinkę inny, zabawniejszy. Ale ech, byłam mądra, usunęłam i musiałam napisać od nowa. Uwinęłam się co prawda w 3 godziny, ale ta wersja różni się od wspaniałej, tamtej wersji i jest mi z tego powodu bardzo przykro *_* Przepraszam >.<
Może w następnym rozdziale uda mi się wcisnąć te wszystkie śmieszki, co miały być teraz.
Mimo wszystko zapraszam do lektury :)

My turn to cry

~*~

Nigdy nie czułem się bardziej opuszczony wśród ludzi niż w tamtym momencie. Niby otaczali mnie z każdej strony, a jednak nie było nikogo, kto pomógłby podnieść mi się z ziemi. Byłem sam.
To ja odtrącałem ludzi, czy oni odtrącali mnie?
Ktoś powiedział, że "ludzie chcą nadać imię swojej samotności".
 Moja samotność nazywałaby się Park Jimin. Tylko on bowiem potrafił albo powiększyć moją pustkę, albo ją wypełnić. Nieświadomie jednak odtrącił moje uczucia, wprowadzając tym samym w stan jeszcze większej depresji, z której przecież tak bardzo chciałem wyjść.
  Uczucia złamanego serca nie można opisać żadnymi słowami. To taki ból, który czujesz, a fizycznie nie ma miejsca. Wiesz, że gdzieś w tobie jest, wypala cię od środka, a mimo wszystko nie wiesz jak temu zaradzić. W końcu pozwalasz, by całkowicie cię zniszczył.
 Ludzie szukają lekarstwa na złamane serce. Ja jednak nie miałem już na to siły. 
  Otworzyłem powoli oczy. Pierwszą rzeczą jaką ujrzałem, była krawędź chodnika, która łączyła się z pasami. Czarno-białe paski z tej  perspektywy wyglądały jak niekończąca się ścieżka prowadząca do niewadomogdzie. 
 Chłód bijący od betonu wyziębił mnie do tego stopnia, że zacząłem się trząść. Nie chciałem się podnosić.
- Chłopcze, wszystko w porządku? - Usłyszałem nagle niski, męski głos.
Odwróciłem się na drugi bok, by spojrzeć na nieznajomego. Z bólem stanąłem na nogi, otrzepując ubranie.
- Tak, dziękuję bardzo - odpowiedziałem, uśmiechając się sztucznie do mężczyzny.
Nieznajomy był dużo starszy ode mnie. Dałbym mu nie mniej niż 47 lat. Ubrany był dość schludnie, a czarne włosy z siwymi początkami zaczesane były w modny sposób. Całość jego dobrego wyglądu dopełniała młoda dama w czerwonej, kusej sukience, stojąca obok niego i trzymająca za ramię. Po braku obrączki na jej palcu mogłem się tylko domyślić, że była jego kochanką lub towarzyszką na jedną noc. 
Dlaczego liczyłem, że pierwszą osobą, jaką zobaczę po przebudzeniu się będzie Jimin?
Hoseok, ty idioto.
Mężczyzna jeszcze kilka razy zapytał, czy aby na pewno nie potrzebuję pomocy. Zapewniłem, że nic mi nie jest i powoli odszedłem, kierując się w stronę motelu.
Byłem bardzo zmęczony, obolały i jedyne o czym myślałem, to to, by jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Chciałem zasnąć, by oderwać się od tego wszystkiego. 
Chciałem zapomnieć o tym, że z dnia na dzień znowu czułem się coraz gorzej.
Chciałem zapomnieć o swoich problemach.
Chciałem zapomnieć o uczuciu do Jimina.
  Droga do motelu była dość długa, jednak w moim mniemaniu, dotarłem tam dość szybko. Na recepcji dowiedziałem się jedynie, że nie ma kluczyka do mojego pokoju. No tak, Tae go przecież wziął. Spytałem więc o klucz do trójki, jednak i tego nie było. 
O dostęp do pokoju Jungkooka i Jimina nawet nie pytałem. Gdybym zasnął w łóżku Jimina, nie wiem jak beznadziejnie bym się poczuł. Gdybym natomiast zdecydował się na wypoczęcie na posłaniu Jungkooka, pewnie znienawidziłbym tego dzieciaka. A nie chciałem tego.
Poczłapałem więc ociężale na piętro i usiadłem pod drzwiami do pokoju.
Wszyscy pewnie jeszcze dobrze bawili się w klubie. Nie chciałem nikomu psuć zabawy i prosić o powrót. To byłoby nie fair z mojej strony. W końcu nie wzięli mnie ze sobą po to, bym psuł im wyjazd.
 Oparłem się plecami i głową o drzwi, przy czym przymknąłem powieki. Nie wiem jak długo czekałem na to, aż ktoś w końcu zawołał moje imię.
- Hoseokie? - Jin potrząsnął mną delikatnie, tym samym wybudzając ze snu. Otworzyłem oczy i od razu ujrzałem promienną twarz hyunga.- Co tutaj robisz? Dlaczego nie wróciłeś do klubu? - spytał, patrząc prosto w moje oczy.
Przeczesałem dłonią ciemne włosy. przyciągając lewą nogę do klatki piersiowej.
- Tak jakoś - odpowiedziałem jedynie, ale to nie była zadowalająca odpowiedź dla Seokjina. Młody mężczyzna opuszkami krzywych palców dotknął mojego policzka.
Miał zmarznięte dłonie, a bijący od nich chłód dawał ukojenie mojej skórze. Po chwili starszy pokazał mi swoje palce, na których odbiła się krew.
- Biłeś się?
- Co? Nie - zaprzeczyłem, kręcąc na boki głową.
Hyung stanął na nogi i wyciągnął do mnie rękę.
- Chodź, prześpisz się w naszym pokoju. Tae z resztą szybko raczej nie wrócą.
Ująłem dłoń Seokjina, po czym z jego pomocą podniosłem się z podłogi. Przeszliśmy do pokoju. Jin wpuścił mnie do środka pierwszego. Od razu usiadłem na jego łóżku i patrzyłem jedynie, jak hyung krząta się po pokoju. Chodził od łóżka do łazienki, od torby do torby. W końcu usiadł obok mnie, uprzednio wyciągając z plecaka Yoongiego niewielką apteczkę pierwszej pomocy. Nasączył wacik wodą utlenioną. 
- Zasnąłem na ulicy - powiedziałem w końcu, opuszczając głowę. Było mi wstyd, że znowu mi się to przytrafiło. Chociaż nie miałem na to żadnego wpływu.
Znałem Seokjina na tyle dobrze, że wiedziałem, iż dręczą go niewyjaśnienie  przeze mnie rany. To był ten typ osoby, która ciągle się troszczy i myśli o kimś lub czymś, dopóki nie dostanie konkretnej odpowiedzi.
  - Mam nadzieję, że nie przestałeś brać leków?
  - Nie. Tylko dzisiaj zapomniałem i tak wyszło...
- Hoseokie, musisz na siebie uważać. Martwię się. Nie chcę, by stało ci się coś złego. Czuję się okropnie, kiedy nie mogę ci pomóc. Nigdy nie jestem bardziej bezradny niż wtedy, kiedy chodzi o ciebie. Za każdym razem, kiedy mówiłeś, że gorzej się czujesz, że nie radzisz sobie, miałem związane ręce. Do tej pory nie mogę sobie wybaczyć, że w ogóle próbowałeś targnąć się na swoje życie.
- Przepraszam - szepnąłem. Seokjin głośno odetchnął. Przyłożył palce do skroni i chwilę się zamyślił.
Jego słowa uderzyły we mnie jak ciężki, duży kamień. 
W końcu Jin odsunął rękę i popatrzył na mnie.
- Trzęsiesz się z zimna - powiedział, przykładając wierzch dłoni do mojego zdrowego policzka.
 Jego dotyk był bardzo subtelny. Opisywał dokładnie całego Seokjina. Był jak motyl - piękny, delikatny, lekki, majestatyczny i z pozoru kruchy.
  Przymknąłem na chwilę oczy. Seokjin lekko uniósł palcem moją brodę, by mieć lepszy widok na ranę. Gdy rozchyliłem powieki dostrzegłem to, że starszy dokładnie mi się przygląda. Mojemu nosowi, moim ustom, a potem również i ciemnym tęczówkom. Dopiero po chwili, nieco speszony przeniósł wzrok na ranę, do której przyłożył nasączony wodą utlenioną wacik.
 Syknąłem, czując nieprzyjemne szczypanie. Miałem wrażenie, jakby ta woda wypalała mi skórę.
Musiałem więc nieźle przetrzeć o chodnik, skoro teraz odczuwałem taki ból.
- Nie wróciłeś do nas z powodu zmęczenia, czy Jimina? - spytał w pewnym momencie, wymieniając przy tym okład na świeży.
- Jimina - szepnąłem. Seokjin wtedy nic nie odpowiedział. Kiwnął jedynie zrozumiale głową.
- Naprawdę myślałem, że już mi przeszło, wiesz? - powiedziałem, przenosząc w końcu spojrzenie na starszego - jestem głupi. 
- Nie głupi, tylko zakochany. - Seokjin pokazał mi ile krwi zostało na opatrunku. Musiało jej być całkiem sporo, skoro oba, dość duże waciki zabarwiły się na czerwony kolor. 
Potem zamknął apteczkę i odłożył na stolik przy łóżku. Głośno odetchnął. Popatrzył na moją twarz, zaciskając uroczo wargi i wyginając je w delikatnym uśmiechu. 
Kto jak kto, ale nikt nie znał mnie lepiej niż Seokjin. Zwierzałem mu się ze wszystkiego... No, prawie. Ale o Jiminie wiedział. Był pierwszą i jedyną osobą, której o tym powiedziałem.
- Najwidoczniej tak musiało być. Odpuść dobie Jimina. Wiem, że bujałeś się w nim jeszcze od liceum i, jak to się mówi, “stara miłość nie rdzewieje”, ale jak dalej będziesz myślał tylko o nim, to nigdy nie będziesz szczęśliwy. Miałeś swoją szansę na bycie z Jimem i jej nie wykorzystałeś, trudno. Zobaczysz, że poznasz w końcu kogoś, kto bardziej namąci w twoim życiu niż on. - Starszy poklepał pokrzepiająco moje kolano, po czym podniósł się z łóżka. Podszedł do swojej torby i zaczął w niej czegoś szukać.
- A może już poznałeś? - Szatyn spojrzał na mnie zza ramienia, uśmiechając się przy tym tajemniczo. Nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi, zmarszczyłem brwi. 
- Łap.
Odruchowo wyciągałem ręce, w które już po chwili wylądowała wręcz ogromna, bordowa koszulka i ciemne, luźne spodenki z białymi napisami po bokach.
- Idź pierwszy pod prysznic. Nie ruszaliśmy motelowych ręczników, więc częstuj się.
- Hyung, dlaczego w ogóle wróciłeś wcześniej? - spytałem ni z gruszki ni z pietruszki.
- Jestem kierowcą i chciałem się wyspać, zanim jutro stąd wyjedziemy. Poza tym, umierałem już ze zmęczenia. No i nie chciałem tachać pijanego Yoongiego oraz wstawionego Ciastka. 
- Jungkooka?! - Nie kryjąc zdziwienia podniosłem się z miejsca. Seokjin roześmiał się wówczas, w swój uroczy sposób, który spokojnie mógłbym przyrównać do szyby mytej gąbką.
- Tak, Jungkooka. Tae wcisnął mu piwo Namjoona, a dzieciak wypił, potem drugie i już mu jakoś tak weselej było. 
Zaśmiałem się na jego słowa. Wstawiony Jungkook… Spodziewałbym się tego po każdym, ale nie po naszym niewinnym maknae! Cóż, w końcu poczuł dorosłość.
[...]
Rozmawiałem z Jinem jeszcze przez chwilę. Dowiedziałem się, że po pocałunku Jimina i Jungkooka właściwie nic więcej między nimi się nie zadziało. No, może poza tym, że Kookie się wstawił, a będąc coraz mniej świadomym swojego stanu ciągle latał za Jiminem, trzymał go za rękę, szeptał coś do ucha i z relacji Seokjina wywnioskowałem, że Parkowi taki nietrzeźwy Kookie niekoniecznie pasował. Martwił się o niego, zabierał każdy alkoholowy napój, po który dziewiętnastolatek sięgał. 
Ponadto Yoongi z Namjoonem zostali królami mikrofonu i konsolety DJ’a, a Tae zakolegował z barmanem, który był do niego zresztą bardzo podobny, do tego stopnia, że pomagał mu w przygotowywaniu drinków dla klientów. Yoongi podobno był dość podejrzliwy co do nowego znajomego Taehyunga, Jin tak samo, ale Tae nie chciał słuchać ich wywodów.
Po pogawędce z Jinem poszedłem pod prysznic. Chciałem uwinąć się dość szybko, ale chłodna woda, która obmywała moje ciało, wprowadziła mnie w jakiś dziwny trans. 
Myślałem o Jiminie, o tym, co powiedział mi Jin, o Jungkooku. Pomyślałem sobie, że Jimin musi się teraz czuć tak szczęśliwy, jak ja chciałbym się poczuć. Dlaczego to akurat on był tym, który wszedł do mojej głowy i nie chciał wyjść?
Pewnie dlatego, że w nim znalazłem to, czego we mnie nie było: chęć do życia, radość, upartość, umiejętność cieszenia się z małych rzeczy. 
Potrząsnąłem głową, chcąc przestać zastanawiać się nad Parkiem. Nadszedł moment, w którym naprawdę musiałem przestać liczyć na to, że w końcu dostrzeże ze mnie kogoś więcej niż przyjaciela. Jednocześnie wiedziałem, że będzie cholernie trudne.
Wyszedłem z łazienki. Od razu spojrzałem na Seokjina, który przebrany w piżamę leżał skulony na łóżku. 
Nie do końca wiedziałem, które posłanie mogę zająć. 
Z opowieści hyunga dowiedziałem się, że Yoongi wlał w siebie dość sporo alkoholu. Jeśli wróci całkowicie pijany, to nie uśmiecha mi się leżeć wtedy w jego łóżku. Spanko Namjoona natomiast było tak zawalone jego rzeczami, że bałem się czegokolwiek dotknąć, by wieża z ubrań, kosmetyków, toreb i głośników nie runęła.
Westchnąłem, po czym ostrożnie przesunąłem Seokjina bliżej ściany. Uniosłem kołdrę i okryłem nią nas obu. Starszy tylko głośniej odetchnął i wtulił twarz w poduszkę. 
Leżał do mnie odwrócony plecami, dość mocno skulony, przez co zajmował większą szerokość łóżka. 
Nagle uśmiech wskoczył na moje usta, kiedy we wspomnieniach zarysował się obraz tego, że właśnie tak spaliśmy w dzieciństwie.
Od dzieciaka przyjaźniłem się z Yoongim oraz Seokjinem. Byliśmy naprawdę zgraną trójką. Wszędzie chodziliśmy razem. Zbudowaliśmy nawet swoją tajną bazę za domem Seokjina, o której nie wiedział nikt, poza nami. No, później wiedział o niej jeszcze Namjoon. 
Moja mama oraz mama Jina były najlepszymi przyjaciółkami i to właśnie dzięki temu mieliśmy tradycję tygodniowego spania. Każdej nocy, z soboty na niedzielę, ja spałem u Kima, albo on u mnie. Oczywiście z czasem ta tradycja zniknęła z wiadomych powodów. Byliśmy starsi, wiedzieliśmy więcej o męskiej fizjologii i relacjach międzyludzkich. Mimo wszystko wciąż byliśmy przyjaciółmi. Kłóciliśmy się, godziliśmy, ale wiedzieliśmy, że zawsze możemy na siebie liczyć. Ostatnio chyba zaniedbałem nasze relacje i teraz poczułem jak głupio robi mi się na samą myśl o tym.
Niemniej jednak teraz znowu spaliśmy w jednym łóżku, a to przywołało te miłe wspomnienia.
Przymknąłem oczy i oczyściłem umysł. Starałem się zasnąć, co prawie mi się udało. Już miałem przechodzić w sen, jednak wtedy Jin się poruszył. Przewrócił na drugi bok, przerzucił rękę przez mój brzuch, a nogę przez moje biodro. Przytulił się mocno do mojego boku, opierając policzek na ramieniu. Odwróciłem delikatnie głowę i spojrzałem na twarz starszego. Jego miarowy, spokojny oddech owiewał moją szyję, co sprawiało mi dziwną przyjemność.
Pomarańczowe światło latarni zza okna padało na twarz mężczyzny, oświetlając ją i eksponując na tle ogarniającej ciemności. To tylko wyostrzyło blady, alabastrowy odcień skóry. Jin się poruszył, zaciskając mocno rękę dookoła mojej talii, przez co luźna koszulka zsunęła się, ukazując jego obojczyk oraz kawałek ramienia.
Jego różowe, pełne wargi lekko się rozchyliły, a po chwili zostały zwilżone koniuszkiem języka. Seokjin może i był dorosłym mężczyzną, ale był na swój sposób piękny. Od wewnątrz jak i z zewnątrz. Teraz wyglądał jak śpiąca księżniczka. 
Jest śliczny - pomyślałem. 
Uniosłem lekko rękę, na której się oparł i przeczesałem delikatnie palcami jego miękkie, jasnobrązowe włosy. To wywołało u Seokjina cichy, seksowny jęk. Czyli to był jego czuły punkt?
Przestraszony nagle cofnąłem rękę, bowiem tej chwili przypomniałem sobie o dzisiejszej dziwnej akcji Jina z Yoongim.
Przecież on mnie zabije jak tylko zobaczy, że śpię z jego chłopakiem!
Zaraz zaraz, wróć. Nigdzie przecież nie zostało powiedziane, że Jin z Yoongim są parą. Może się ukrywają?
Jakkolwiek by nie było, nie mogłem się teraz ruszyć. Jin naprawdę mocno mnie obejmował i musiałbym go budzić, żeby wyjść z łóżka. Nie chciałem tego. Poza tym, Seokjin nie lubił, kiedy wybudzano się go ze snu. Miał potem zły humor, a tego jeszcze bardziej nie chciałem. 
Przymknąłem jedynie oczy, by po kilku minutach znaleźć się w krainie snu.
[...]
Seokjin obudził się jako pierwszy. Poruszył się, chciał wstać z miejsca i właśnie tym mnie wybudził.
- Jinie? - szepnąłem, uchylając lekko jedno oko, a po chwili i drugie. Zerknąłem na starszego, który nieporadnie próbował wydostać się z łóżka. Gdy jednak dotarło do niego, że się obudziłem, bez skrupułów przerzucił przez mój brzuch jedną nogę, usiadł na mnie okrakiem i dopiero potem swobodnie zszedł. 
Tak, uwielbiałem Jina za to, że był… Jinem.
Zmieniłem pozycję z leżącej na siedzącą i rozejrzałem się po pokoju.
- Co się tutaj do cholery jasnej działo? - spytałem, przenosząc spojrzenie na hyunga.
W pokoju byli wszyscy. I wszyscy smacznie spali. 
Yoongi leżał w poprzek na swoim łóżku, a obok niego, z grymasem na twarzy, kulił się Taehyung. Namjoon rozłożył się na swoim materacu, a na podłodze, pod jednym kocem i na stercie poduszek spokojnie spały dwa, zakochane gołąbki.
- Masz mocny sen, Hoseokie - powiedział cicho starszy, wyciągając po cichu z torby czyste ubrania, z którymi już po chwili przemknął do łazienki. Nie do końca wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Wstałem z miejsca, po czym na palcach podszedłem do łóżka Yoongiego. 
- Taeś - szepnąłem, delikatnie dotykając ramienia młodszego. Chłopak niechętnie uchylił jedno oko, potem drugie i uśmiechnął się blado na mój widok.
- Dzień dobry, hyung - powiedział niskim, zachrypniętym głosem.
- Dasz mi klucz do pokoju? 
Młodszy nie odpowiedział. Podniósł się z miejsca ostrożnie, by nie obudzić przypadkiem Mina. Podotykał dłońmi wszystkich kieszeni spodni, aż w końcu wyciągnął z przedniej kluczyk. Ale nie dał mi go. Razem przeszliśmy do naszego pokoju. Od razu podszedłem do torby i, idąc przykładem Seokjina, skierowałem do łazienki, by się nieco ogarnąć. Zatrzymałem się jednak w połowie drogi, kiedy zobaczyłem nieciekawy stan młodszego kolegi.
Tae usiadł na brzegu łóżka. Spuścił głowę i schował twarz w dłoniach. Wyglądał na zmartwionego.
- Tae, co się stało? - spytałem z troską. Przewiesiłem ubrania przez jedno ramię, jednak te i tak bezwładnie zsunęły się na ziemię.
Podszedłem do młodszego i ukucnąłem obok. Oparłem dłoń na jego kolanie.
- Źle się czuję - wybełkotał ledwo zrozumiale. Odsunął rękę od twarzy i spojrzał na mnie. Od razu zauważyłem, że Taeś nie wygląda najlepiej. Może faktycznie było to spowodowane zmęczeniem? Był blady, ale jego policzki wyróżniały się mocno różowym kolorem, był lekko opuchnięty na twarzy, powieki same mu się zamykały.
- Gdzieś cię boli? Czy jesteś po prostu zmęczony? - Ująłem twarz młodszego w obie dłonie i przyłożyłem swoje czoło do jego, w celu porównania temperatur.
- Na szczęście nie masz gorączki - powiedziałem, puszczając buzię Taesia. Popatrzyłem w jego ciemne tęczówki i od razu dostrzegłem ogromne, poszerzone źrenice. Ująłem jego rękę, odwracając wierzchem do góry. Nabrzmiałe żyły na jego rękach, wywołały u mnie lęk. Nie chciałem rzucać bezpodstawnych oskarżeń, ale jak dla mnie, Tae był na jakiś dziwnych dragach. Poszerzone źrenice, plączący się język, widoczne żyły, osowiałe zachowanie... Taehyung nigdy taki nie był! 
Chłopak wyrwał swoją rękę z mojego uścisku i potrząsnął głową, przez co jego grzywka powróciła na swoje miejsce. 
- Idź pod prysznic i połóż się do łóżka. Pójdę do Jina po jakieś leki i zobaczymy co da się zrobić, dobrze? 
Tae pokiwał twierdząco głową, na co pokrzepiająco poklepałem jego kolano.
Widziałem, że Tae nie chciał robić problemu, ale skoro źle się poczuł, to naszym obowiązkiem, jako hyungów, było zrobić wszystko, by znowu wrócił do swojego normalnego stanu. Zastanawiało mnie jedynie, skąd młodszy miał dostęp do narkotyków?
Młodszy posłusznie wziął ubrania i po chwili ociężałym, chwiejnym krokiem zniknął za drzwiami łazienki. Korzystając z pustego pokoju przebrałem się. 
Wiem, że nie powinienem szperać w rzeczach Tae, ale nie mogłem postąpić inaczej. Zwyczajnie martwiłem się o młodszego kolegę, więc przeszukałem dokładnie jego torbę i plecak. Nie znalazłam tam jednak nic, co wskazywałoby na to, że Tae bierze narkotyki. Może nie wziął? Ale w takim razie, jak inaczej wytłumaczyć te wszystkie objawy?
Z głową pełną myśli przeszedłem do pokoju, gdzie byli pozostali.
Uchyliłem ostrożnie drzwi i zajrzałem do środka. Nikt już nie spał. Skacowany Yoongi próbował ciągle spać, ale roześmiany Namjoon i Jimin raczej mu na to nie pozwolili. Jungkook chyba już nie żył… W ogóle się nie ruszał.
- Hoseokie! - krzyknął radośnie Jimin, jak tylko ujrzał mnie w drzwiach. Od razu zerwał się z łóżka Namjoona i podskoczył do mnie. 
- Nieładnie tak uciekać ze środka imprezy! - skarcił mnie młodszy, zaczepnie uderzając dłonią w brzuch. Oddałem mu tym samym, przez co już po chwili zaczęła się między nami niezła bitwa. 
- Chyba będę rzygał… - wymamrotał w pewnym momencie Jungkook, który nagle się obudził.
Przytknął dłoń do ust i przekręcił się na drugi bok, zsuwając tym samym z miękkich poduszek. Niesiony heroizmem Namjoon, zerwał się z miejsca. Od razu uklęknął przy najmłodszym, kładąc dłoń na jego ramieniu. Spytał o coś, na co Kookie pokiwał głową. 
- Hoseokie, weźmiesz Jungkooka do pokoju? Powinien chwilę odpocząć.
- Tak właściwie to przyszedłem prosić Jina o pomoc, bo coś dziwnego dzieje się z Taehyungiem…
- W sumie gdy wracaliśmy, faktycznie nie wyglądał najlepiej. Ledwo trzymał się na nogach - wtrącił Jimin, który puścił moją rękę.
 Podszedłem do Kookiego. Podałem mu dłoń i pomogłem podnieść się z podłogi. Młodszy przerzucił rękę przez moje barki. Objąłem go w talii, by w razie, gdyby osunął się na ziemię, mogłem go złapać i uchronić przed upadkiem.
Jungkook nie miał siły by iść. Takiego kaca chyba nigdy nie zapomni.
Jimin poszedł z nami i otworzył drzwi do pokoju. Ostrożnie ułożyłem Kookiego na łóżku. Resztą zajął się Park. Okrył młodszego kołdrą, wygodnie ubił mu poduszkę, zaczesał ciemne włosy, podał szklankę wody, kiedy maknae go o to poprosił…
- Mogę ci go zostawić? Czy potrzebujesz jeszcze jakiejś pomocy? - spytałem. 
Zanim Jimin mi odpowiedział, Jungkook ujął dłoń starszego, który usiadł na brzegu jego łóżka i splótł ich palce. Park z czułością pogłaskał go po głowie, jakby w ten sposób mógł załagodzić zły stan młodszego.
- Tak, idź do Taesia. Z nim przecież też dzieje się coś niedobrego. Jungkookie z kacem o dziwo jest dość znośny - Jimin zaśmiał się. 
Oberwał za to lekkim uderzeniem w udo od młodszego, który mimo że miał zamknięte oczy i wyglądał jakby spał, to wszystko słyszał.
- Nie wiesz może co się z nim wczoraj działo? Nie wypił czegoś? Nie zjadł? - spytałem, krzyżując ręce na piersi.
Jimin popatrzył na mnie i chwilę się zastanowił.
- Mmm... Nie wydaje mi się. Znaczy... Po twoim wyjściu zakumplował się z tym barmanem. Serio, gdy Tae stanął obok niego, wyglądali jak bliźniaki! Tae pił chyba jakiś alkohol, ale był on prosto z barku więc nie wydaje mi się, żeby był jakoś szkodliwy... Chociaż z drugiej strony, stan w jakim Taehyung wracał do motelu był jeszcze gorszy od Kookiego.
- Naprawdę?
- Tak. Plątały mu się nogi, nie potrafił w ogóle powiedzieć niczego sensownego, był zupełnie nieobecny. No i miał mdłości. Generalnie alkohol działał na niego chyba gorzej niż na Jungkookiego i Yoongiego. 
- Pił whiskey, ale mówił, że mu nie smakowało - wtrącił nieprzytomnie maknae.
- Tylko? - oparłem się bokiem o futrynę, spoglądając na szatyna, który podniósł ciężkie powieki i spojrzał na mnie.
- Nie widziałem go potem z żadnym napojem. Do twojego wyjścia pił sok, a potem tylko te whiskey z colą. To ono mu pewnie tak zaszkodziło - Jungkook wymamrotał odpowiedź, opierając policzek o udo Jimina.
- No ale żeby tak do tego stopnia? - oburzył się pomarańczowowłosy.
Kiwnąłem jedynie głową, po czym opuściłem pokój. Wróciłem do trójki i jak tylko zobaczyłem Seokjina, od razu powiedział mu o złym stanie Taehyunga. Najstarszy zajrzał do apteczki Yoongiego. Wyjął z niej jakąś aspirynę, lek rozgrzewający, jakieś witaminy i razem ze mną poszedł do pokoju. Nie powiedziałem mu o swoich podejrzeniach, chociaż wiem, że powinienem. Wstrzymałem Jina z nafaszerowaniem Tae lekami. To mogło tylko pogorszyć jego stan.
Nie wiedziałem, jak mogłem pomóc Tae. Nie miał problemów z narkotykami, nigdy nawet nie dawał nam powodów, by tak myśleć! 
A co jeśli sam nie wiedział, że nafaszerował się jakimiś dragami? Bo to przecież niemożliwe, żeby od jednej szklanki whiskey z colą działy się takie rzeczy.
[...]
Wyjazd z Hwacheon nieco nam się opóźnił, ze względu na zły stan… Wszystkich.
Najgorzej i tak było z Tae, którego stan fizyczny dawał wiele do życzenia. Nie mogliśmy jednak ciągle siedzieć w jednym miejscu. Tae sam więc zaproponował, żeby jeszcze dzisiejszej nocy wyjechać w dalszą podróż. Mówił, że było mu już lepiej, że czuł się dobrze. Nie było tego jednak po nim widać i raczej nikt nie wierzył w jego nagłe ozdrowienie. Niemniej jednak posłuchaliśmy go, chociaż prosiłem, żebyśmy zostali w motelu do rana. Moje zdanie podzielał nieżywy Yoongi, który po prostu nie miał głowy, by ruszać się z miejsca. Zostaliśmy jednak przegłosowani.
Wszyscy usadzili się na miejscach, po załadowaniu na skrzynię ładunkową toreb. Jimin razem z Jungkookiem chcieli na niej jechać. Nikt nie miał zamiaru im w tym przeszkodzić. Tym bardziej, że wieczór był bardzo ciepły, a do tego niebo mieniło się miliardem gwiazd. Nie uważałem tego za dobry pomysł, ale skoro sami chcieli...
Jin był zmęczony ciągłym uganianiem się to za chorym Tae, to za skacowanym Jungkookiem i Yoongim, to za Namjoonem, którego po prostu złapał jakiś zły, poimprezowy dzień.
Dlatego po krótkiej kłótni z Jinem to Namjoon usiadł za kierownicą. Byłem zdziwiony, że najstarszy mu ostatecznie na to pozwolił. Szczególnie po akcji, kiedy rok temu Joonie rozbił lusterko oraz lampę w samochodzie Seokjina.
Cóż, jak mus, to mus. 
Jinie siedział z przodu. Przez dłuższy moment rozmawiał z Namjoonem, jednak szybko znużył go sen. Yoongi oglądał na tablecie jakiś serial, a Tae trząsł się, mimo że siedział otulony dużym kocem.
Było mi szkoda młodszego. Rzadko widywałem go w takim stanie, kiedy choćby chciał, to nie mógł się uśmiechnąć. 
Objąłem młodszego ramionami i przyciągnąłem do siebie. Tae wygodnie się ułożył, kładąc głowę na moich kolanach, a nogi rozciągając na udach Yoongiego. Widziałem, że starszy zbiera się do tego, by po prostu zrzucić Kima ze swoich nóg. Gdy jednak dostrzegł moje kręcenie głową, zrezygnował. 
Tae podłożył złączone dłonie pod policzek. Poczułem jak zaczepnie posmyrał palcami moje udo. Uśmiechnąłem się blado do młodszego, otulając go kocem tak, by się nie odkrywał.
Przerzuciłem rękę przez jego talię i oparłem głowę o zagłówek.
W samochodzie panowała cisza. Nie było słychać nic, poza cichym radiem, dialogami przebijającymi się przez słuchawki Yoongiego i dźwiękiem silnika. Co jakiś czas dało się słyszeć głośniejsze westchnięcie śpiącego czy to Taesia, czy Jina. 
Sam siedziałem w bezruchu, oglądając zmieniający się za oknem obraz. 
Głaskałem delikatnie ramię Taehyunga i wtedy dotarło do mnie, że odkąd zacząłem się nim zajmować, nie myślałem o Jiminie. Cała moja uwaga skupiła się na będącym w opłakanym stanie Taesiu.
Moje myśli zajmowały rzeczy typu: czy nie jest mu zimno, czy coś go boli, co tak naprawdę jest przyczyną jego stanu. Nie miałem czasu zastanawiać się nad targającymi mną uczuciami i nieodwzajemnioną miłością. Nie wiem dlaczego poczułem się odpowiedzialny, by pilnować akurat Tae. Może dlatego, że dzieliliśmy razem pokój? Może dlatego, że coś ukrywał i cholernie ciekawiło mnie co?
Jakkolwiek by nie było, potrzebowałem kogoś, kto odwróciłby moją uwagę. Kogoś, kto byłby w stanie wyrwać mnie z samotności i nadałby imię mojemu szczęściu.
Opuściłem głowę, kiedy poczułem, jak na moich spodniach robią się malutkie, mokre plamy ze słonych łez Taesia. Lekko się pochyliłem nad młodszym, ale ten wciąż spał. Płakał przez sen.
Nie do końca wiedziałem jak mam się wówczas zachować. Otarłem ostrożnie wierzchem dłoni jego oczy i przyciągnąłem bliżej do siebie, by nie zsunął się z moich nóg. 
Tae był co prawda największym płaczkiem z naszej paczki, ale coś musiało się stać, skoro wylewał łzy przez sen.
Nieco zdezorientowany spojrzałem na Yoongiego, jakbym szukał w nim jakiejś odpowiedzi, pomocy. Ten jednak spał nad tabletem. Chciałem pomóc Taehyungowi, ale czułem się całkowicie bezradny.
Czyli tak czuł się Jin, kiedy mój stan się pogarszał...

~*~

środa, 19 października 2016

1. Bulletproof

Secret

~*~
Od dziecka znałem dwa światy: ten czysty, jasny, który wypełniało rodzinne ciepło, szczera miłość i troska oraz ten brudny, spowity w ciemności, zakazany, niedostępny.
Chciałem zostać w tym przyjemnym, prawdziwym miejscu. Zapierałem się nogami i rękami, by tam trwać. W końcu wystarczyło tylko na moment odwrócić wzrok, by napotkać na zło i niebezpieczeństwo.
Dopóki mieszkałem z rodzicami, nie było mowy o przekroczeniu granicy. Byłem wychowany, wręcz stworzony do tego, by żyć w szczęściu oraz miłości.
W okresie poznawania własnej tożsamości odkryłem w sobie pewną rzecz, która w dozwolonym, jasnym świecie nie miała prawa bytu. Musiała być stłumiona i przytajona.

Kiedy zaczynałem liceum, ojciec przyprowadził do domu dziewczynę, córkę sąsiadów, która "być może zostanie moją żoną". Nie miałem wtedy wyboru i musiałem uwolnić te wszystkie tłumione myśli. Bo wolę chłopców, bo nie stworzę przez to normalnej rodziny.
- Jesteś przecież naszym synem. Kochamy cię mimo wszystko - te słowa wystarczyły, by zrzucić z mojego serca cały ciężar i znów cieszyć się życiem w cieple rodzinnego domu oraz bez poczucia winy.
Powoli jednak odkrywałem zakamarki tego czarnego świata. Nie zostawałem w nim jednak długo. Nie pozwalała mi na to samoświadomość.
Teraz, po wyprowadzce z domu, to Minhyuk daje mi ciepło i miłość, jednak zupełnie inną niż rodzice. Zatapiając się w miłości do Minhyuka, będąc z nim każdego dnia sam na sam, balansowałem na granicy między czarnym oraz białym światem. Świadomość wchodzenia w to, co niedozwolone i zakazane coraz częściej dawała mi się we znaki.


Promień porannego słońca wpadł do pokoju przez niewielką szparę pomiędzy długimi zasłonami.
Ciepły strumień musnął moją twarz, co po dłuższej chwili mnie obudziło. Niechętnie otworzyłem oczy.
Odetchnąłem, jakbym chciał wraz z powietrzem nabrać siły na dzisiejszy dzień.
Zmieniłem pozycję z leżącej na siedzącą, zdejmując przy tym rękę mężczyzny, spoczywającą na moim brzuchu.
Spojrzałem na czarną, rozczochraną czuprynę, która mocno kontrastowała ze śnieżnobiałą pościelą.
Minhyuk jak zwykle spał twarzą wtulony w miękką poduszkę.
Bezszelestnie wyślizgnąłem się z łóżka i na palcach opuściłem sypialnię. Przeszedłem do łazienki, gdzie doprowadziłem się do porządku.
No okej, po prostu umyłem twarz i zęby. Nazwijmy to mimo wszystko porządkiem.
Po porannej toalecie, na wpółprzytomny powędrowałem do kuchni.
Po drodze ziewnąłem, podrapałem się po prawym ramieniu i wpadłem na futrynę. Dzień jak co dzień.
Wyjąłem z szafki psią karmę, którą napełniłem pustą miskę naszego domowego pupila.
Odstawiłem ją na podłogę przy ścianie. Nie musiałem długo czekać, aż pies pojawił się w kuchni.
- Cześć Winnie - wymamrotałem.
Zwierzak, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi, podszedł do miski i od razu zaczął wcinać suchą karmę.
Winner, bo tak w pełni wabił się pupil Minhyuka, początkowo zrobił na mnie przerażające wrażenie, mimo że kiedy pierwszy raz go widziałem, był małym szczeniakiem.
Nie zwróciłem nawet uwagi, kiedy stał się tak dużym psem, że gdy stanął na dwóch łapach, to spokojnie dawał radę obalić nawet dwukrotnie większego Jungkooka na ziemię.
Na początku nie lubiłem tego przeklętego doga niemieckiego. Był do mnie wrogo nastawiony. Jakbym miał wyrządzić największą krzywdę jego ukochanemu panu.
Specjalnie przewracał mnie na ulicy, kiedy wychodziłem z nim na spacer, szarpał się jak tylko mógł.
Z czasem chyba po prostu się do mnie przyzwyczaił i gdy dotarło do niego, że nie jest moim zamiarem skrzywdzenie Minhyuka - odpuścił.
Żyliśmy więc ze sobą w zgodzie, nie wchodząc nawzajem w drogę.
Cały czas miałem wrażenie, że był to pies niespotykanie inteligentny. Dlatego poniekąd się go bałem. Gdy patrzył się na mnie swoimi dużymi, czarnymi, bystrymi ślepiami czułem, jakby wchodził do mojej duszy i dokładnie badał każdy zakamarek, nawet ten najciemniejszy, ukryty najgłębiej w sercu, którego sam jeszcze nie w pełni byłem świadomy.
Mimo wszystko odniosłem ostatnio wrażenie, że odkąd zamieszkałem z Minhyukiem, nawet mnie polubił. Bądź co bądź to w końcu pies. Lubił każdego, kto dawał mu jedzenie.
Lubił też klepanie po łebku, więc i dzisiaj to zrobiłem. Potem pozwoliłem psu na spokojne dokończenie posiłku.
Stanąłem przy wbudowanym w ścianę ekspresie do kawy. Podstawiłem pod niego kubek i wcisnąłem przycisk. Już po chwili gorąca czekolada wlewała się do mojego ulubionego, zielonego naczynia.
Oparłem się rękami o marmurowy blat. Spuściłem głowę i głośno westchnąłem.
Nie usłyszałem, kiedy do kuchni wszedł Minhyuk. W zamian za to odczułem jego obecność.
Mężczyzna wtulił się w moje plecy. Po chwili wsunął ciepłe dłonie pod moją koszulkę, by dokładnie zbadać brzuch, talię oraz żebra. Przecież zwykłe przytulanie się jest nudne...
- Dzień dobry, Jungkook - szepnął porannym, niskim, nieco zachrypniętym głosem wprost do mojego ucha.
- Cześć - mruknąłem. Po chwili przytknąłem dłoń do ust, by zakryć otwierającą się przez ziewnięcie buzię.
Minhyuk w tym czasie ucałował moje ramię, kreśląc od niego drogę pocałunkiem przez kark, aż do linii szczęki. Przylgnął do mnie tak mocno, że czułem jak jego męskość ociera się o mój tył.
Jedną dłonią zjechał z mojego brzucha na udo, a potem położył ją na pośladku, który mocno ścisnął.
- Hyukie, nie umyłeś zębów.
Byłem już przyzwyczajony do tych jego zagrywek. Niestety, albo i stety, mój facet był okrutnym perwertem. Wiecznie niezaspokojonym, łapiącym ciągle z tyłek, przymilającym się przy każdej, możliwej okazji.
Skłamałbym, gdybym powiedział, iż tego nie lubiłem. Dzięki temu czułem się wyjątkowy. Byłem dla niego jedynym mężczyzną i pożądał mnie całym sobą.
Z drugiej jednak strony, czasami było to męczące. Do tego nieczyste. Ale jakże pociągające.
Z ekspresu przestał lać się mój ulubiony napój, więc zrobiłem krok w jego stronę, by wziąć kubek.
Minhyuk jednak skutecznie mi w tym przeszkodził.
Złapał mnie w pasie i usadził na blacie. Wsunął się między moje nogi, które oplótł na swoich biodrach.
Wciąż nie byłem obudzony na tyle, by prosto iść, a co dopiero odepchnąć od siebie starszego mężczyznę. Poddałem się więc delikatnemu pocałunkowi partnera. Poczułem jak jego dłonie wędrują od łopatek w dół.
- Hyung, co robisz dzisiaj? - spytałem, kiedy starszy oderwał swoje wargi.
Odsunął się na parę centymetrów, by dokładnie widzieć moją twarz.
- Muszę załatwić pewną sprawę na mieście. Ale potem będę już wolny, więc może skoczymy gdzieś na obiad? - Minhyuk uśmiechnął się do mnie serdecznie, ukazując przy tym urocze dołeczki na policzkach. Uwielbiałem je. Dodawały Lee niezwykłej słodkości, a to mocno kontrastowało z jego charakterem.
Złączyłem swoje dłonie i zacząłem bawić się kciukami, wlepiając w nie spojrzenie. Pomachałem nogami, pomiędzy którymi wciąż stał uparcie brunet.
- A co powiesz na kino? Albo kręgle?
Uniosłem swoje oczy na ukochanego.
- Zapraszasz mnie na randkę?
- Tak - odparłem pewnie.
- To nowość. Od pięciu lat to ja proponowałem ci wyjścia. Nie jestem przyzwyczajony do tego, że ty robisz to pierwszy. - Minhyuk parsknął śmiechem.
- Nie to nie - wycedziłem.
Przewróciłem oczami. Cofnąłem ręce za plecy, by przesunąć się na blacie bardziej do ściany.
Plan jednak nie zadziałał, bo starszy od razu jak tylko się poruszyłem, objął mnie w talii i mocno do siebie przyciągnął. Wsunął dłonie pod moje pośladki i uniósł. Odruchowo już oplotłem nogi na jego biodrach, a ręce dookoła szyi.
- Pewnie, że pójdę z tobą do kina. Albo na kręgle. - Starszy uśmiechnął się do mnie serdecznie.
Z beznamiętnym wyrazem twarzy spojrzałem w jego tęczówki. Położyłem dłoń na miękkim policzku i pogładziłem go kciukiem.
Delikatnie przytknąłem swoje usta do jego warg. Gdy jednak starszy chciał pogłębić pocałunek, zeskoczyłem z na ziemię.
- Idź umyj zęby!
Minhyuk zmarszczył niezadowolony brwi. Odwrócił się na pięcie, po czym opuścił kuchnię.
- Kiedy ty stałeś się taki zimnyyy! - zaśpiewał z przedpokoju, specjalnie wyciągając w górę ostatnie słowo.
Wziąłem kubek ze swoją czekoladą. Z naczynia ulatywały kłębki pary, świadczące o wciąż wysokiej temperaturze napoju. Posypałem ją piankami i usiadłem przy szklanym stole. Popijałem spokojnie czekoladę, przeglądając w tablecie, który zawsze był w kuchni, wiadomości dnia.
Moją uwagę przykuł jakiś artykuł. Zatopiłem się w lekturze, która ze słodkim, kakaowym napojem i piankami stanowiła najlepszy poranek na świecie.
Hyukie ponownie pojawił się w kuchni. Pogłaskał Winnera po głowie i chwilę się z nim pobawił. Potem podszedł do ekspresu. Podstawił pod niego kubek, a gdy ten napełnił się czarną jak noc kawą, usiadł przy stole naprzeciwko mnie.
- Myślałem, czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy zrobili remont w salonie - zagaił. Wsunął jedną dłoń do kieszeni luźnych dresów, natomiast drugą gładził ucho kubka.
- A co ci w nim nie odpowiada? - spytałem, bardziej dla świętego spokoju niż z ciekawości.
Zanurzyłem wargi w czekoladzie, ani na moment nie odrywając wzroku od ekranu iPada. Tak naprawdę, udawałem, że go słuchałem. Lektura na temat przyrostu naturalnego w Rosji była o wiele ciekawsza od szukania przez Minhyuka kolejnych powodów do wydania pieniędzy.
- Chciałbym zmienić jego wystrój i być może dobudować jeszcze jakiś metr tarasu.
- Mhm.
- Zastanawiałem się też nad tymi pozłacanymi poręczami na schodach. Chyba się trochę ścierają. Może w ogóle je wymienić na inne? Podobają mi się takie czarne, metalowe. Pamiętasz jak byliśmy tydzień temu u Jina? Ma podobne przy wejściu. Myślę, że lepiej komponowały by się z białymi schodami. Lubisz przecież czarno-biały kontrast...
- Ach, serio?
- No i nasza łazienka... Co powiesz na większą wannę? Byłoby nam o wiele wygodniej. Ostatnio się trochę rozrosłeś, Kooks. Spędzałeś w końcu dużo czasu na siłowni.
- Och.
- A propo siłowni, zepsułeś przecież jeden atlas, prawda?
- No co ty?
- Nie słuchasz mnie.
- Jak chcesz.
- Wziąłbym cię teraz na tym stole i zerżnął tak mocno, że nie byłbyś w stanie chodzić.
- Pewnie, to świetny pomysł.
- Jungkook! - Minhyuk wyrwał mi tablet z ręki i cofnął go za swoje plecy.
- Słucham?! - Uniosłem wzrok na mężczyznę, odruchowo wyciągając rękę za urządzeniem. Starszy uniósł brwi.
- Wszystko mi odpowiada w takim stanie w jakim jest. Przecież niedawno skończyłeś remont całego domu. Nie chcę znowu tego całego bałaganu.
Mężczyzna, zagryzł wargi. Westchnął głośno, po czym oddał mi urządzenie.
- Nie chcę po prostu, żeby ci czegoś brakowało - szepnął i upił łyk ciepłej kawy.
- Hyukie, z tobą mi nigdy niczego nie brakuje. Rozpieszczasz mnie. Z dnia na dzień jest mi coraz bardziej głupio z tego powodu. Nawet nie pozwalasz mi dokładać się do rachunków - burknąłem i zacisnąłem zęby na samą myśl o tym.
- Dajesz mi coś o wiele cenniejszego niż pieniądze. A tego nie kupię za żadne skarby.
- Mój tyłek?
- Serce, Jungkookie. Serce.
Na jego odpowiedź spuściłem zażenowany głowę. Po pięciu latach wciąż nie przyzwyczaiłem się do tego, że gdzieś w tym perwercie chowa się romantyk z natchnieniem.
Minhyuk roześmiał się. Sam po chwili parsknąłem śmiechem.
Cóż, po długim czasie idzie zapomnieć o tym uczuciu, którym jest miłość.
Sam zacząłem się ostatnio zastanawiać, czy jestem z Minhyukiem z przywiązania, czy z miłości.
Jakkolwiek by nie było, przy nim wciąż czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
A czy nie o to chodzi w związku?
[...]
Nie miałem dzisiaj zajęć, więc po wyprowadzeniu na spacer Winniego, miałem czas dla siebie. Zdecydowałem się zrobić porządki z ubraniami.
Minhyuk ostatnio kupił mi tyle nowych ciuchów, że powoli zaczęło brakować mi na nie miejsca.
Wywaliłem więc wszystkie ubrania na podłogę. Usiadłem pomiędzy nimi po turecku, wybierając te, w których na pewno nie będę chodził.
Puściłem muzykę w garderobie i śpiewałem pod nosem. Śpiewanie jakoś wyostrzało u mnie skupienie.
Posegregowałem już większość ubrań. Niestety ponad połowa z tych do oddania, była praktycznie nowa, noszona raz albo z metką.
- Kookie, masz naprawdę dobry głos - usłyszałem nagle.
Spojrzałem w stronę drzwi.
- Długo tutaj stoisz, Jiminie? - spytałem, składając w kostkę kolejną koszulkę. Niestety jej okropny krój raczej nie zachęci mnie do założenia jej kiedykolwiek. Poza tym, napis na piersi nieszczególnie mi się podobał.
- Wszedłem do domu dosłownie minutę temu. Nie masz nic przeciwko?
- Nie, oczywiście, że nie. Potrzebujesz czegoś?
Skierowałem wzrok na starszego o dwa lata przyjaciela mojego partnera.
Park Jimin był nieodłączną postacią w życiorysie Minhyuka. Nie pytałem o to, jak długo się znają i jak poznali. Wiedziałem tyle ile powinienem. Prowadzili razem interesy, byli przyjaciółmi. Chyba tylko Yukwon był wyżej ustawiony w hierarchii ważności osób Minhyuka. Sam zastanawiałem się, czy aby na pewno byłem na pierwszym miejscu... Bo przecież powinienem!
W każdym razie Jimin często bywał w naszym domu. Właściwie prawie codziennie. Ale w żadnym stopniu mi to nie przeszkadzało. Lubiłem hyunga.
- Szukałem Minhyuka, ale w domu raczej go nie ma. Nie mogłem się do niego dodzwonić.
- Miał jakąś ważną sprawę na mieście. Powinien niedługo wrócić. Może poczekasz na niego? - zaproponowałem.
- Nie chcę robić problemu. Poza tym widzę, że jesteś zajęty - powiedział, wskazując palcem na podłogę. A raczej ubrania, pod którymi ona gdzieś na pewno była.
- Hyung, akurat ty jesteś najmniej kłopotliwy - stwierdziłem, sięgając po czarne, skórzane spodnie, których za nic w świecie bym nie wyrzucił. Moje nogi wyglądały w nich zdecydowanie zbyt dobrze.
- Ty naprawdę masz sporą kolekcję białych t-shirtów! - Jimin roześmiał się głośno, wskazując na wiszące po drugiej stronie garderoby koszulki. Tak, wszystkie białe. I było ich chyba z trzydzieści.
- Parku Jiminie, to niegrzeczne wskazywać palcem - skwitowałem beznamiętnie, składając ubranie.
- Aj, przestań zachowywać się jak moja matka. Jestem starszy.
- Jak widać tylko wiekiem.
Na moje słowa pomarańczowowłosy prychnął lekceważąco. Skrzyżował ręce na piersi i oparł się bokiem o futrynę. Po chwili jednak podszedł do beżowej pufy, stojącej na środku garderoby.
- Zastanawiam się, jak to w ogóle możliwe, że Minhyuk z tobą nie zwariował.
Zmarszczyłem brwi i odwróciłem twarzą do Jimina, który zajął miejsce na wygodnym siedzeniu.
- Niby czemu? - spytałem, opierając ręce na kolanach. Jiminie miał skłonności do dokuczania. Gdzieś pod skórą przeczuwałem, że znowu zaczyna się droczyć, ale jakaś malutka część mnie lubiła się z nim sprzeczać. Ta część, którą świadomie tłumiłem w obawie przed złym światem.
- No wiesz... Bardzo różnicie się z Minhyukiem. Jesteś z dobrego domu, wręcz ociekasz buractwem, czuć od ciebie chłód jak od lodowca, który zatopił Titanica, nigdy nie widziałem, żebyś publicznie przymilał się do swojego chłopaka, jesteś wyniosły, mało rozrywkowy, generalnie nudny, wredny...
- Wymieniasz moje wady czy odpowiadasz na pytanie? - wtrąciłem oburzony, krzyżując na piersi ręce.
- I jedno i drugie. Nie przerywaj mi. - Jimin wziął głęboki oddech i kontynuował. - Poprawiasz ludzi we wszystkim co robią, wkurzasz się, kiedy coś nie idzie po twojej myśli. I weź mi teraz powiedz, że nie jesteś całkowitym przeciwieństwem Hyukiego? Przecież on to typ tej rozrywkowej, zboczonej, pełnej energii osoby. Jesteście jak ogień i woda. Ale przynajmniej Minhyuk jest bardzo zadowolony z twojego... em... łóżkowego zaangażowania. No i buźkę masz nieziemską.
Prawie zakrztusiłem się swoją własną śliną na jego słowa. Poczułem, jak w jednej chwili moje policzki robią się całe czerwone z zawstydzenia. 
- J-Jimin. Po pierwsze, to co robimy z Minhyukiem w łóżku nie powinno cię w ogóle interesować, bo jest to nasza prywatna sprawa. Po drugie, powiedziałeś to tylko po to, by naprawdę wymienić mi moje wady? 
- Tak. - Starszy oparł policzki na dłoniach i uśmiechnął się uroczo. Jego oczy przymknęły się w charakterystyczne dla niego wąziutkie kreseczki.
- Hyung, pamiętaj, że cię lubię. Ale tylko i wyłącznie z grzeczności nie zacznę mówić o tym, że jesteś źle wychowany, nie zdjąłeś butów, kiedy wszedłeś do domu, nie powiedziałeś nawet głupiego "dzień dobry". Jesteś niepunktualny, nie zapowiadasz swoich wizyt, najpierw mówisz, a dopiero potem myślisz, naiwny, upierdliwy, wkurzający, nie znasz najprostszych zasad savoir vivire. Nie powiem przecież tego, bo cię szanuję, hyung.
- Właśnie to powiedziałeś... 
Rozłożyłem bezradnie ręce, kręcąc na boki głową.
- Okrutnik! - pisnął. Podniósł się lekko z miejsca tylko i wyłącznie po to, by poczochrać moje ciemne włosy, uśmiechając się przy tym.
- Jungkookie, wrócił twój najwspanialszy mężczyzna! - Usłyszeliśmy z dołu.
- Jesteśmy w garderobie! - zawołałem, chcąc zwabić Minhyuka do pokoju.
- Jesteśmy? - zapytał z odległości. Po chwili pojawił się w pomieszczeniu.
- Chimchim! - zawołał radośnie, po czym wręcz rzucił się na młodszego. Jimin spadł przez to z pufy. Razem z Minhyukiem tarzali się po ziemi, wypełniając pokój radosnymi śmiechami.
Każde ich spotkanie wyglądało w ten sposób. Nawet, jeśli widzieli się raptem wczoraj.
- Idźcie zabawiać się gdzieś indziej! - wrzasnąłem, kiedy obaj strącili ułożoną przeze mnie kupkę ubrań. Minhyuk pierwszy podniósł się z podłogi, po czym podał dłoń Jiminowi.
- Słońce, nie denerwuj się. Przepraszamy. 
Gdy pomarańczowowłosy stanął na nogi, Minhyuk ukucnął naprzeciwko mnie. Uśmiechnął się ciepło. Uniósł palcem moją brodę i szybko, delikatnie ucałował moje wargi, jakby chciał tym gestem przeprosić za rozrzucenie ubrań.
Potem podniósł się i na odchodne poczochrał jeszcze moje włosy.
- Co się stało, Jiminie? - spytał, kierując się do drzwi.
- Mam do ciebie ważną sprawę. Chodzi o towar od Chińczyków. Jest mały problem z szyfrem... 
O czym dalej rozmawiali nie słyszałem. Zniknęli za drzwiami pokoju Minhyuka, w którym trzymał wszystkie papiery, dokumenty i inne ważne dla niego rzeczy. Spokojnie mógłbym nazwać tamto pomieszczenie jego gabinetem.
Nie miałem do niego wstępu samodzielnie. Minhyuk zawsze zamykał go na klucz, kiedy wychodził z domu. Ale jakoś nie ciągnęło mnie do tego, by tam wejść i szperać mu w rzeczach. Niby po co?
Z jednej strony oczywiście ciekawiło mnie, czy Minhyuk czegoś przede mną nie ukrywał, ale z drugiej - co może chować w firmowych papierach? Problemy z podatkami, których nie miał?
To był jedyny zakaz od ukochanego i ściśle się go trzymałem. Skoro tego wymagał ode mnie starszy, niegrzecznym by było tego nie przestrzegać i stracić przez to jego zaufanie.
Ułożenie ubrań zajęło mi trochę czasu. Dumny popatrzyłem na półkę, na której były wszystkie ciuchy, posegregowane kolorami, stylem i częstotliwością użytkowania.
Te nieużytkowane wrzuciłem do dwóch toreb i schowałem je do kantorka, by później wywieźć do fundacji. 
- Kookie! 
Na wołanie Minhyuka, bezzwłocznie poczłapałem do jego gabinetu. Uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka. Starszy stał za biurkiem, szukając czegoś wśród sterty papierów oraz teczek.
- Hm? Jimin już poszedł? - spytałem, wchodząc do pokoju nieco pewniej.
- Tak, Monie do niego zadzwonił i musiał iść.
- Po co mnie wołałeś? 
Na moje pytanie, Minhyuk zatrzymał się. Uniósł głowę, po czym głęboko westchnął.
- Przepraszam, Skarbie, ale nie będę mógł dzisiaj nigdzie z tobą wyjść - powiedział nieco smutnym tonem. Spojrzał na mnie i wrócił do przeszukiwania biurka.
- A... w nocy będziesz? - spytałem, łącząc przed sobą dłonie.
- Wrócę pewnie dopiero nad ranem. Zdarzył się mały wypadek i muszę to ogarnąć jak najszybciej.
Zacisnąłem zęby, patrząc na ukochanego. 
Wkurzyłem się. Akurat dzisiaj chciałem spędzić z nim czas i kochać się z nim całą noc. Tym bardziej, że dokładnie dzisiaj mija nasze wspólne pięć lat! Przecież to kawał czasu!
Mimo że mieszkaliśmy ze sobą dopiero od siedmiu miesięcy, to i tak częściej go nie było niż był. Bo niby więcej zleceń, bo kolejny kontrakt, bo coś tam, bo sroś tam.
Chociaż w ten dzień, który naprawdę chciałbym spędzić razem z nim, mógł pieprzyć ten przeklęty wyścig szczurów i zająć się mną.
Nie chciałem go oczywiście odciągać od pracy. W końcu prowadzenie firmy to ciężki orzech do zgryzienia, ale przychody były naprawdę zadowalające. No dobra, więcej niż zadowalające. Ale czy naprawdę było to ważniejsze od jego ukochanego aniołka Jeona Jungkookiego?
Nie. Tak nie mogło być.
- Muszę zaraz wychodzić - dodał, biorąc do ręki telefon oraz jedną z teczek.
Zanim jednak w ogóle ruszył w stronę drzwi, podszedłem do niego dynamicznym krokiem. Oparłem starszego tyłem o blat biurka i wpiłem się nieco brutalnie w jego wargi. Nie musiałem długo czekać na reakcję Minhyuka.
Czułem, jak uśmiechnął się spod pocałunku. Wypuścił wszystko, co trzymał w rękach i ułożył dłonie na moich pośladkach. Przyciągnął mnie do siebie jak najbliżej tylko się dało, dociskając swoje biodra. Nasze krocza otarły się o siebie. Wtedy zakręciłem kilka razy biodrami, pobudzając tym samym członka Minhyuka. Rozchyliłem językiem jego wargi.
- Jungkookie - szepnął.
- Cicho. Jestem na ciebie wkurzony - warknąłem i wsunąłem dłonie pod jego koszulkę.
- Właśnie widzę. - Uśmiechnął się w chuligański sposób. 
Zanim jednak zdążył cokolwiek dodać, ponownie go pocałowałem. Wsunąłem język do jego ust. Badałem koniuszkiem podniebienie, dopóki starszy nie zaczął starać się o dominację.
Nasze języki toczyły ze sobą walkę w dynamicznym tańcu. Rękami zjechałem z jego klatki piersiowej na brzuch. Paznokciami nakreśliłem ścieżkę do spodni, które szybkim ruchem odpiąłem. Pogładziłem przez materiał bokserek twardniejącego członka, jednocześnie zjeżdżając ustami na szyję starszego. Zdjąłem z jego ramion bluzę, a następnie koszulkę.
Wiedziałem, że Minhyuk był słaby. A ja byłem jego największą słabością. 
Mężczyzna mocno złapał mnie w pasie. Usadził na biurku, zrzucając przy okazji na podłogę jakieś papiery i długopisy. Stanął pomiędzy moimi nogami, które już po chwili oplotłem dookoła jego bioder. Mocno przyciągnąłem go do siebie. Jęknąłem cicho, czując jak jego męskość otarła się o moją.
Zdjąłem z siebie biały t-shirt. Odchyliłem głowę do tył, pozwalając Minhyukowi na obcałowywanie szyi i obojczyków. Uwielbiałem to.
Kiedy całował mnie w ten sposób, robił to tak, jakby chciał naznaczyć swoją własność licznymi malinkami i śladami po kąsaniu.
To była jedna z tych rzeczy, które jawnie pokazywały, że mimo mojej woli, nie potrafiłem żyć cały czas w białym świecie. Zło było kuszące, dawało przyjemność.
Te ślady, którymi Minhyuk ozdabiał moje ciało, były dowodem grzechu, poddania się żądzy, pozornej czystości.
Opadłem plecami na biurko, ciągnąc przy tym spragnionego mojego ciała mężczyznę. Ten już sięgnął palcami do moich spodni, by je zdjąć. Położyłem bosą stopę na jego klatce piersiowej i odsunąłem go od siebie, posyłając mu przy tym niewinny, ale i zarazem przesiąknięty figlarnością uśmiech.
Kochałem moment, w którym z pożądania tracił nad sobą kontrolę. Wystarczyło tylko chwilę się z nim podroczyć.
Chociaż nie ukrywam, że chciałbym jak najszybciej już pozbyć się tych spodni, bo zaczynały mnie niemiłosiernie uwierać.
- Przecież mówiłeś, że zaraz musisz wychodzić - powiedziałem przeciągle, sięgając dłońmi do jasnych jeansów. Odpiąłem pasek i guzik. Minhyuk wyciągnął ręce, by pomóc mi z niepotrzebnymi ubraniami, jednak wtedy ponownie zapiąłem guziczek.
- Nie bądź taki niecierpliwy. - Mój głos przybrał barwę bardziej pretensjonalną. 
Przekręciłem się na brzuch i usiadłem na piętach, przy zmianie pozycji oczywiście kusząco eksponując to, za co Minhyuk tak bardzo uwielbiał łapać. Zeskoczyłem z biurka, przez przypadek strącając z niego lampkę i resztę dokumentów. Uklęknąłem przed starszym. Złożyłem subtelny, niemalże motyli pocałunek na jego męskości, wciąż ukrytej za materiałem bokserek.
Szybkim, zdecydowanym ruchem zsunąłem z niego bieliznę. Koniuszkiem języka polizałem całą długość przyrodzenia, by po dłuższej chwili całkowicie ukryć ją w swoich ustach.
Minhyuk przeczesywał palcami moje ciemne włosy. Jego ciche jęki i stęki, przekleństwa, którymi wyrażał to, jak mu dobrze, były najlepszą muzyką dla moich uszu.
Sam chciałem w końcu powyginać się z przyjemności, więc zanim Minhyuk wpadł w mantrę, stanąłem na nogi. Pozwoliłem starszemu ponownie pchnąć się na biurko. Moja klatka piersiowa zetknęła się z chłodnym, lakierowanym, czerwonym drewnem. Minhyuk zsunął z moich bioder spodnie wraz z bielizną. Odkopałem je na bok.
- Te piękne uda - szepnął pociągająco, zaciskając mocno dłonie na wspomnianej części ciała. Często je komplementował. Poniekąd łechtało to moje ego i podnosiło samoocenę.
Jęknąłem, kiedy po nacieszeniu się moimi udami, starszy naślinił palca, a potem bez jakiejkolwiek zapowiedzi wsunął go we mnie. Poruszał nim dłuższą chwilę, by potem dołączyć do zabawy drugiego.
Niczym kot przeciągnąłem się do przodu, starając skupić na pocałunkach starszego, składanych na moich plecach, a nie na nieprzyjemności związanej z rozciąganiem. Nie lubiłem tego. 
Po tak długim czasie współżycia zaczynałem się zastanawiać, czy w ogóle go potrzebowałem.
- Bawisz się ze mną, czy pieprzysz? - spytałem szybko, kiedy Minhyuk niepewnie wsunął do środka trzeciego palca. 
- Aż taki zły jesteś? - Starszy uśmiechnął się figlarnie i wyjął ze mnie palce. Już po chwili zastąpił je swoim członkiem. Wsunął się delikatnie do środka i dał mi czas na przyzwyczajenie się. Kilkanaście sekund później, szybkim, zdecydowanym ruchem, wszedł całą długością. 
Krzyknąłem, czując w sobie Minhyuka. Miałem wrażenie, jakby uginały się pode mną nogi. Przez moment nawet zakręciło mi się w głowie od jego szybkiego wejścia. Mimo wszystko było to cholernie przyjemne uczucie. Początkowo bolesne, ale jakże dobre.
Zacisnąłem dłonie na brzegach biurka, powoli rozkoszując się jego ruchami, które z każdym pchnięciem były coraz bardziej zadowalające i mocniejsze.
- Nawet nie wiesz ile przyjemności daje mi takie bezczeszczenie twojego anielskiego ciała - szepnął wprost do mojego ucha, chwilę po tym jak przylgnąłem do jego klatki piersiowej plecami.
Emocje potrafiły go przygnieść do tego stopnia, że stawał się brutalny i nieostrożny. Poniekąd ciągnęło mnie do tego, by widzieć w takim stanie. Przekraczało to jednak granicę. Gdybym wszedł głębiej w ten zakłamany i nierealny świat, zgubiłbym się. A chciałem wciąż mieć dostęp do swojego bezpiecznego, dobrze znanego miejsca.
Minhyuk mocno obejmował mnie w pasie jedną ręką, podczas gdy drugą powędrował na szyję. Delikatnie zacisnął na niej swoje palce. 
Jęknąłem głośno, odchylając głowę do tył. Po chwili odwróciłem ją delikatnie, domagając się pocałunku. Hyung niemalże od razu przywarł swoimi ustami do moich. Co chwila jednak przerywaliśmy pieszczotę, by nabrać powietrza lub uwolnić jęk czy, w moim wypadku, również i krzyk. Starszy ciągle poruszał biodrami, z każdą chwilą przyspieszając tempa.
- Hyukie - wysapałem ciężko. Przymknąłem powieki i położyłem dłoń na karku kochanka. Niekontrolowanie wbiłem w jego miękką skórę paznokcie. Przejechałem ręką w dół, pozostawiając przy tym czerwone kreski na  karku i szyi.
Nagle starszy wysunął się ze mnie. Obrócił mnie przodem do siebie, po czym posadził na biurku. Oparł moje nogi na swoich barkach i ponownie wbił się we mnie, od razu narzucając zwariowanie szybkie tempo.
Jęknąłem głośno, kiedy nagle Minhyuk uderzył w prostatę. Wtedy oszalałem. Oddałbym wszystko, żeby tylko pieścił ten jeden, magiczny punkt. Gdyby teraz przestał, prawdopodobnie bym go zabił.
- Tak... tutaj. Błagam - wysapałem ciężko.
Położyłem dłonie na jego ramionach, jednak te po chwili bezwładnie zjechały w dół, drapiąc przy tym tors mężczyzny.
Nie musiałem powtarzać tego kochankowi dwa razy. Nawet nie byłbym w stanie. Mój oddech przyśpieszył do takich obrotów, że ledwo mogłem nabrać powietrza, a co dopiero mówić.
Przez przyjemność traciłem kontrolę nad swoim ciałem. Do tego Minhyuk zaczął dopieszczać dłonią moją męskość, przez co czułem, jakbym był coraz bliżej raju.
Mężczyzna pochylił się nade mną, by złożyć na moich wargach przelotny pocałunek. Często to robił, kiedy czuł, że brakuje mi kroku do szczytu. Zawsze odbierałem ten pocałunek jako niewypowiedziane: tylko ja mogę doprowadzić cię do takiego stanu. 
Wystarczyły jeszcze trzy pchnięcia. Moje mięśnie niekontrolowanie się spięły, ciało mimowolnie wygięło w łuk, a nasienie wytrysnęło prosto na mój brzuch oraz dłoń ukochanego. Uwolniłem z gardła przeciągły jęk.
Starszy nie zaprzestał jednak poruszania się, przez co przedłużył moje szczytowanie i samego siebie doprowadził do ekstazy.
Nienawidziłem tego, że za każdym razem kończył w środku. Jednak z czasem idzie się do tego przyzwyczaić. Nie miałem zwykle siły oraz chęci, by się denerwować i krzyczeć "wychodź ze mnie!', kiedy przed chwilą sprezentował mi kolejny, najlepszy orgazm w życiu.
Gdy gorące nasienie wypełniło moje wnętrze, głośno odetchnąłem. Było to mimo wszystko cholernie przyjemne uczucie. 
Starszy wysapał ciężko moje imię, a gdy orgazm już opadł, wysunął się ze mnie. 
Pochylił się nade mną i przywarł swoimi wargami do moich. Spojrzał w moje oczy, z czułością głaszcząc po głowie.
- Tę stronę Jungkooka mogę widzieć tylko ja, rozumiesz? - szepnął.
Mruknąłem ciche potwierdzenie. Zaczesałem dłonią jego włosy do tył. Okazało się to jednak bezcelowe, gdyż czarne kosmyki wróciły na swoje miejsce.
Znowu przekroczyłem granicę. Z każdym wybuchem pożądania i namiętności czułem się nieczysty, obarczony winą. Rzeczy wcześniej niedostępne były na wyciągnięcie ręki. Dotykałem ich, a potem odsuwałem się, by nie złapać ich całkowicie.
I chociaż moje uczucie do Minhyuka było szczere, trwałe, z głębi serca, to nie chciałem, by przeciągnął mnie na ten czarny świat. Moja świadomość nie chciała mi na to pozwolić. Nie robiłem przecież nic złego. Uprawianie miłości z osobą, którą się kocha jest naturalną i piękną rzeczą. Mimo wszystko było coś, co ciągle blokowało moją niewinność, tę pewność co do czystości współżycia.
Wciąż chciałem być otoczony jasną, nieskalaną bielą. 
Mężczyzna złożył jeszcze delikatny pocałunek na czubku mojego nosa, a potem odsunął się. Zdjął z oparcia skórzanego fotela kratkowany koc, który po chwili zarzucił na moje ramiona. Potem zaczął się pośpiesznie ubierać i szukać upuszczonych rzeczy.
Z niewielkim trudem zeskoczyłem z biurka. Ciężko było mi teraz stać.
Otuliłem się szczelnie dużym kocykiem. 
- Gdyby coś się stało, to zadzwoń do Jimina - powiedział. 
Kiwnąłem głową. Minhyuk uśmiechnął się do mnie serdecznie. Chciał coś dodać, jednak przerwał to dzwonek jego telefonu. Pośpiesznie opuścił pokój, nieporadnie próbując poradzić sobie z guzikiem spodni, a następne dom.
Przez kilka minut stałem w miejscu, wpatrując się po prostu w jeden punkt. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jestem sam, w jego gabinecie, do którego nie miałem wstępu.
Pozbierałem więc swoje ubrania z podłogi i przeszedłem do łazienki. Wziąłem porządny prysznic. Chłodna woda pomogła mi dojść do siebie. Szorowałem się bardzo dokładnie, jak po każdym stosunku. Chciałem zmyć z siebie tę nieczystość, a jednocześnie eksponować wszystkie ślady, jakie na moim ciele pozostawił Minhyuk.
Po umyciu się skierowałem ponownie kroki do gabinetu starszego. Nie mogłem znieść bałaganu, którego narobiliśmy.
Zacząłem zbierać papiery z podłogi i układać je na biurku. Podobnie z teczkami. 
Na czworakach zbierałem rozsypane wszędzie długopisy. Chciałem je włożyć do jednej z szuflad. Wysunąłem więc pierwszą z lewej strony. Już chciałem włożyć tam wszystkie przyrządy do pisania, jednak zobaczyłem coś, co momentalnie przyprawiło mnie o szybsze bicie serca.
Naciągnąłem na dłoń rękaw swetra i wyciągnąłem z szufladki srebrny, niewielki pistolet. Nie był naładowany. Zaraz obok niego znajdował się za to pełny magazynek i sześć saszetek z białym, niezidentyfikowanym proszkiem.
- Co do... - wymamrotałem, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczyłem. Odłożyłem pistolet na miejsce i zamknąłem szufladę. Wyszedłem z pokoju, zamykając go za sobą. Usiadłem na pierwszym stopniu schodów. Popatrzyłem na Winnera, który ociężale wspinał się po kolejnych stopniach, a następnie usiadł obok mnie.
- Czy pięć lat to za mało, żeby poznać Minhyuka? - spytałem, nie oczekując od psa żadnej odpowiedzi. Pies wtedy rozłożył się na schodku, kładąc łeb na moich udach.
Zastanowiłem się przez moment, ile rzeczy tak naprawdę wiedział i widział Winner. Może gdyby umiał mówić, powiedziałby mi, czy Minhyuk jest tym, za kogo go uważałem przez te wszystkie lata?
Miał przede mną sekrety i to większe, niż mogłem sobie to wyobrazić. Chciałem być wobec niego w porządku, dlatego nie wchodziłem do tego pokoju. Ale ile czasu musiałoby minąć, żeby powiedział mi wszystko? Czy bym tego dożył? Czy Minhyuk w ogóle to planował?
Wyciągnąłem z kieszeni dresów telefon i wykręciłem numer Jimina. Był jedyną osobą, do której mogłem się zwrócić z tą beznadziejną sprawą. Był też Yukwon... Ale Jiminowi ufałem bardziej. Miałem wrażenie, że Kim raczej mnie nie lubił.
Po czwartym sygnale usłyszałem w słuchawce głos Parka.


~*~

~ Od Bulletproof planowałam w ogóle rozpocząć bloga. Ale cały misterny plan poszedł się kochać, bo szybciej zaczęłam pisać trzy-rozdziałowe Untrue. A potem jakoś tak samo poszło. 
Tak, mamy tutaj Block B i BTS. Nie poradzę, że lubię te oba zespoły. Początkowo chciałam zamiast Minhyuka wrzucić jakiegoś OC, potem Jaehyo, ale ostatecznie postawiłam na B-Bomba. Bo tak. Bo bardziej wygląda jak badass. I ma bardziej... zwyczajną buzię, w moim mniemaniu, niż Jaehyo. 
Ok, może trochę o samym opowiadaniu. Generalnie - nie ma dużo. Chciałam tylko w sumie powiedzieć co nieco o wieku postaci. Wszyscy mają 2 lata więcej od ich obecnego wieku. Więc Kooks ma 22 lata według koreańskiego sposobu liczenia (na nasze 21), V i Min-min 24 (23), Rapmon z Hobim 25 (24), Sugar 26 (25), Jinuś 27 (26). Wiek Minhyuka to natomiast 28 na lata koreańskie i 27 na nasze. W opowiadaniu będę posługiwała się koreańskim wiekiem.
Mam nadzieję, że nic mi się z tego liczenia nie popierniczyło. Ledwo co zdaję z matmy xD
Przez to ciągłe farbowanie i męczenie ich włosów, nie mogę się w ogóle połapać, jakie kolory dałam xD Dlatego utrzymajmy, że w Bulletproof wyglądają jak w BTSowej erze RUN.
Co do postaci z BB... Nie wiem, czy pojawią się wszyscy, więc się zobaczy. 
I uznajmy, że B-Bomb jest wyższy. Dodajmy mu te dwa centymetry, żeby był chociaż o tyle wyższy od Kooksa xD 
No, to tyle z informacji.
Mam cichutką nadzieję, że opowiadanie wam się spodoba :3