wtorek, 27 września 2016

September romance


~*~
Tym razem wszystko było inne. Pełne pasji, uczuć. Jakby w końcu coś wypełniło puste miejsce. Nie czułem tego wcześniej. Nawet nie łudziłem się, że kiedykolwiek będę mógł tego doznać.
Jego usta były obłędne.
Zmysłowe.
Namiętne.
Czerwone i opuchnięte od pocałunków.
Odciskały na mojej rozgrzanej skórze swój ślad.
Co jakiś czas delikatnie się otwierały, by uwolnić głośny jęk.
Uwielbiałem jego usta.
Uwielbiałem go całego.
Każdy ruch, dotyk doprowadzał mnie do szaleństwa.
Przy nim traciłem samokontrolę, przekraczałem niemalże każdą granicę, sięgałem swoich limitów.
- Mocniej - wyjęczałem wprost w wargi kochanka, wbijając paznokcie w jego umięśnione plecy. Przejechałem dłońmi wzdłuż kręgosłupa, przez co czerwone kreski kreśliły drogę od łopatek, aż do linii bioder. Położyłem na nich ręce, by je do siebie docisnąć.
Z ust młodego mężczyzny wydobył się przeciągły pomruk zadowolenia, jak tylko mocniej wbił się we mnie.
Po chwili złapał moje dłonie. Splótł nasze palce i przełożył je po obu stronach mojej głowy.
Pochylał się nade mną i dzięki temu dokładnie widziałem jego twarz.
W ciemnych oczach lustrowało się pożądanie, które nim zawładnęło. Do spoconego czoła kleiły pojedyncze kosmyki. Dostrzegłszy to, uwolniłem jedną dłoń z jego uścisku i odgarnąłem niesforne włosy. Było to jednak całkowicie bezcelowe, gdyż kłopotliwe pasma wracały na swoje miejsce.
Wtedy poczułem, jak kochanek przyspiesza swoje ruchy.
Moje ciało nie należało już do mnie. Nie potrafiłem go kontrolować.
W przeciwieństwie do bruneta, który przejął władzę nie tylko nad moimi zmysłami i rozumem. Posiadł też moje ciało. To od niego byłem zależny.
Odruchowo uwolniłem swoje ręce. Oplotłem je na szyi kochanka i przyciągnąłem do ciebie.
Dyszał szybko wprost do mojego ucha, co tylko bardziej mnie nakręcało.
- Seokjin - szepnął moje imię, a po chwili jęknął.
Mocniej wbijał się w moje ciało. Jedną rękę opuściłem na łóżko i ścisnąłem biało-szarą pościel. Kochanek wykorzystał to, że nie przyciskałem go do siebie już tak mocno jak przed chwilą. Nieco się uniósł i znowu nade mną zawisnął. W obu dłoniach ściskałem kołdrę, nie będąc w stanie panować nad swoimi odruchami.
Kiedy poczułem, jak jedna dłoń bruneta dopieszcza moją męskość, z mojego gardła wydobył się niekontrolowany krzyk.
- N-nie mogę już... - wysapałem ciężko. Wszystko działo się w tak zawracającym tempie. Czułem, że z każdą sekundą jestem coraz bliżej spełnienia.
Moje wszystkie mięśnie spięły się. Zamknąłem oczy. Wygiąłem się pod brunetem w łuk, całkowicie tracąc oddech.
Przyjemności, jakiej mi dostarczył, nie mogłem opisać słowami. Nie było na nią określeń.
Nasienie ubrudziło rękę kochanka, jak i mój brzuch.
Gdy ekstaza powoli spadała, opadłem na poduszki. Otworzyłem oczy. Popatrzyłem wprost w tęczówki bruneta, który jeszcze dwa razy przejechał dłonią po moim przyrodzeniu. Potem uniósł rękę na wysokość swoich ust i zlizał z palców białą maź. Zrobił to w taki zmysłowy sposób...
Nieco zawstydzony tym ruchem, schowałem twarz w dłoniach. Odsunąłem je jednak po dłuższej chwili, jak tylko kochanek ponownie nade mną zawisnął. Ułożył ręce po obu stronach mojej głowy. Połączył nasze usta w pocałunku, przy czym poruszył biodrami. Przygryzłem jego dolną wargę.
Mężczyzna wbił się we mnie jeszcze kilka razy, by potem zalać sobą moje wnętrze.
Ostrożnie się wysunął, na co zareagowałem przeciągłym jękiem. Położył się obok. Obaj staraliśmy się unormować oddech i dojść do siebie.
Przymknąłem oczy. Otworzyłem je dopiero wtedy, kiedy poczułem jak palce Hoseoka wsuwają się pomiędzy moje.
- Jinie, idziemy jutro na wspólny lunch? - spytał cicho, gładząc kciukiem wierzch mojej dłoni.
- Namjoon wraca w nocy z trasy i pewnie przyjdzie mnie odwiedzić w przerwie. Nie mogę - odpowiedziałem, ściskając jego rękę. Mężczyzna nic nie odpowiedział. Kiwnął jedynie głową.
Teraz inaczej patrzyłem w jego oczy. Przez pryzmat tego, co stało się przed chwilą.
Naprawdę czułem, że we wszystko wkładał swoje uczucia.
A może to tylko moje domysły? W końcu to ja byłem tym, który niefortunnie się zakochał.
Hoseokie zamknął oczy, wygodnie wtulając policzek w poduszkę. Ciągle jednak gładził moją dłoń.
Wstałem z łóżka zanim te jego "głaski" całkowicie mnie uśpiły. Odruchowo położyłem ręce na nieco obolałych biodrach. Uprawianie seksu tak często to zdecydowanie nienajlepszy pomysł. Nie mogłem się jednak powstrzymać. Tak działał na mnie Hoseok. Pociągał całym sobą i całkowicie odbierał zdolność trzeźwego myślenia.
Podobało mi się w nim wszystko. Jego głos, jego blizny po licznych upadkach, jego smukłe dłonie, jego skośne mięśnie brzucha, jego pełne małych iskierek oczy, jego szczery i piękny uśmiech. Wszystko wydawało mi się być w nim takie idealne.
Bez słowa przeszedłem do łazienki, gdzie od razu wskoczyłem pod prysznic. Potem użyczyłem sobie ręcznika Hoseoka i jego kosmetyków.
Stojąc przed lustrem, nie potrafiłem spojrzeć w swoje własne oczy. Skoro sam przed sobą padam na kolana, jak mam patrzeć na Namjoona, którego od dłuższego czasu zdradzam i oszukuję?
- Seokjin, czy ty masz sumienie? - pytałem siebie po każdym spotkaniu z Hoseokiem.
Kochałem Namjoona całym sercem. Był dla mnie dobry, ciepły, dawał poczucie bezpieczeństwa, spokoju i kochał.
Z drugiej jednak strony, uwielbiałem też Hoseoka, ale w nieco inny sposób niż Namjoona. Junga pożądałem. Chciałem go mieć, by należał tylko do mnie.
Hoseok dawał mi to, czego nie dostawałem od Namjoona - czas oraz uwagę.
Inną sprawą był to, że nie potrafiłem traktować tego romansu tylko i wyłącznie jako pustego seksu. Przy każdym zbliżeniu czułem, jakbym coraz bardziej się w nim zakochiwał. A nie powinienem. Na samym początku padła między nami deklaracja, że nie włączamy w to uczuć. Tylko seks. Najpierw bardzo mi to odpowiadało. Teraz powoli zaczynałem żałować, że w ogóle zacząłem sypiać z Hoseokiem.
To było potworne uczucie. Miałem mętlik w głowie i nie potrafiłem sobie z nim poradzić.
W co ja się wpakowałem...
Przeczesałem niedbale włosy. Z przepasanym na biodrach ręcznikiem wyszedłem z łazienki. Zacząłem rozglądać się po domu Hoseoka w poszukiwaniu swoich ubrań. Przeszedłem całą ścieżkę od kuchni aż do sypialni, zbierając po drodze kolejne części garderoby.
Gdy z podłogi w sypialni zebrałem swoją bieliznę, mimochodem spojrzałem na śpiącego kochanka.
Wyglądał tak niewinnie, uroczo, że aż uśmiechnąłem się pod nosem. Naprawdę chciałbym, żebym po wszystkim mógł zostać z Hoseokiem i po prostu zasnąć z nim w jednym łóżku. Obiecałem sobie, że nie zrobię tego, dopóki on sam o to nie poprosi. Poza tym, przyzwyczaiłem się do tego, że zawsze szybko opuszczałem jego dom. Nie inaczej było tamtego dnia.
Klękałem w korytarzu, by zawiązać swoje ulubione adidasy. Wzrok miałem wlepiony w swoje palce, które przeplatały ze sobą końcówki sznurówek.
- Seokjinie. - Usłyszałem nagle szept Hoseoka, a po chwili poczułem, jak obejmuje mnie od tył, oplatając ręce na mojej szyi.
- Hm? - mruknąłem, lekko odwracając głowę, by spojrzeć na kochanka.
- Zostań na kolację - szepnął.
Przekląłem w myślach. Dlaczego proponował to akurat wtedy, kiedy musiałem wrócić do domu?!
- Przepraszam, ale nie mogę.
- Hyuuung - zaczął marudzić. Zsunął się z moich pleców, po czym położył na podłodze obok mnie. Patrzył na mnie oczami małego szczeniaczka, a ręką jak rozkapryszony dzieciak zaczął rozplątywać sznurówki, które przed chwilą zawiązałem.
- Nic się nie stanie, jeśli tym razem nie przywitasz Namjoona - powiedział. Westchnąłem ciężko, spoglądając na leżącego Hoseoka. Uśmiechnął się do mnie.
- Nie widziałem go od początku maja...
- Hyung. - Młody mężczyzna złapał mnie za kołnierz koszulki, po czym pociągnął w dół. Gdy się pochyliłem, złożył na moich wargach delikatny pocałunek.
- Zostań. Chociaż na godzinę - przekonywał. Pogładził dłonią mój policzek. Delikatnie złapałem jego nadgarstek, po czym odtrąciłem rękę na bok.
- Hoseokie, naprawdę nie mogę. Nie chcę, żeby Namjoon czegokolwiek się domyślał - powiedziałem spokojnie.
W oczach młodszego dostrzegłem zawód i poniekąd złość. Zerwał się z miejsca. Od razu powodziłem za nim wzrokiem. Poprawił dużą, białą koszulkę i przeczesał dłonią włosy.
- Dlaczego zawsze uciekasz? - Jego pytanie mnie zaskoczyło.
- C-co?
- Po każdym stosunku uciekasz. Jeśli mam być szczery, to ostatnio zaczęło mnie to denerwować.
Na policzkach Hoseoka dostrzegłem rumieńce zawstydzenia.
- C-co? - powtórzyłem. Nie potrafiłem wydusić z siebie niczego innego. Wstałem na równe nogi.
- Chciałbym z tobą spędzić trochę czasu, a ty zawsze znikasz. Jeszcze ani razu nie spędziłeś u mnie całej nocy... Wkurza mnie to.
- Myślałem, że tego chcesz. W końcu - żadnych uczuć, prawda? - powiedziałem, patrząc prosto w ciemne tęczówki młodszego.
"Żadnych uczuć" - dobre sobie. Ile bym dał za miłość Hoseoka...
- Prawda - odpowiedział. Jego głos był jednak trochę inny. Zawiedziony?
Podszedłem do kochanka, po czym ująłem w dłonie jego twarz. Uśmiechnąłem się do niego, by potem połączyć nasze wargi w ciepłym, pożegnalnym pocałunku.
- Obiecuję, że niedługo spędzę z tobą cały dzień. I noc. I jeszcze kolejną dobę - wyszeptałem przy jego ustach. Już odwróciłem się, by podejść do drzwi, jednak zanim do nich dotarłem, poczułem jak Hoseok złapał mnie za nadgarstek.
Zdziwiony odwróciłem się do niego twarzą.
- Hyung, przepraszam - zaczął z opuszczoną głową - ale jeśli nie będziesz w stanie poczuć tego samego co ja, to lepiej będzie, jeśli w tym miejscu wszystko zakończymy. - Brunet w końcu uniósł głowę i spojrzał w moje oczy, które teraz w zaskoczeniu powiększyły się co najmniej dwa razy.
- Hobi...
- Lubię cię, okay? Bardziej niż powinienem. Ty zresztą chyba też. N-nie czułeś tego dzisiaj? - Jego głos był niepewny, pełen wątpliwości.
Niestety Hoseok miał rację. Czułem to i będąc szczerym, bardzo mi się to podobało. Nie potrafiłem myśleć w tamtej chwili o Namjoonie. W danym momencie istniał tylko Hobi.
- Czułem. Myślałem tylko, że to ja dopisuję sobie niepotrzebne rzeczy - powiedziałem nieco zmieszany, masując przy tym dłonią kark.
- Naprawdę? - Hoseok spojrzał na mnie, a na jego kształtne wargi wkradł się pełen nadziei uśmiech.
- Naprawdę - zapewniłem. Nieco niepewnie złapałem dłonie mężczyzny, po czym splotłem nasze palce. - Ale teraz to wszystko naprawdę się skomplikowało - dodałem szeptem. Przymknąłem na chwilę powieki i oparłem swoje czoło o czoło Hoseoka.
- Chcę cię mieć, hyung.
[...]
Ciężko było mi opuścić dom Hobiego po tych wszystkich słowach jakie padły. Przez nie miałem jeszcze większy mętlik w głowie.
Dlaczego Namjoon i Hoseok nie mogą być jedną osobą?!
Po powrocie do domu byłem przede wszystkim zdenerwowany, zły, ale i szczęśliwy. Jak tylko przekroczyłem próg, zrzuciłem z siebie ubrania. Już drugi raz tego dnia poszedłem pod prysznic, po którym ułożyłem się w salonie przed telewizorem, by oczyścić zakłopotany umysł jakąś głupią dramą.
Miałem szczęście, gdyż akurat rozpoczął się kolejny odcinek jakiejś romantycznej komedii.
To mi jednak nie pomogło. Tylko bardziej się zdenerwowałem.
Ukazana tam idealna, romantyczna, czysta i szczera miłość... Chciałbym wierzyć, że taka istnieje.
Niestety sam byłem jednym z tych ludzi, którzy wiarę w to nieskalane uczucie całkowicie burzą.
Życie z Namjoonem było spokojne, ciche, słodkie, jednak pozbawione namiętności. To jednak nie przeszkadzało mi tak bardzo jak brak Namjoona w domu.
Jako, że był idolem, praktycznie go nie widywałem. Na całe szczęście nie był podopiecznym żadnej z koreańskich wytwórni, a amerykańskiej. Dzięki temu nie był uwiązany na tak krótkiej smyczy.
Inaczej sprawa miała się z Hoseokiem. Mężczyzna również był poważny, ale jego dominującą cechą było poczucie humoru i spontaniczność, którą bardzo sobie ceniłem.
Zawsze robił co w jego mocy, by poprawić mi nastrój. Wygłupiał się, przynosił słodycze... Po prostu był. Mimo, że wiedział, iż zawsze będzie tym drugim.
Czegokolwiek byśmy nie robili, większość naszych spotkań kończyła się w łóżku. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze fakt, że kiedy umawiał się ze mną, chodził z jakimś młodszym od niego chłopakiem. Nigdy mi nie mówił o tym, czy się w ogóle ze sobą rozstali. Właśnie to budziło u mnie wiele wątpliwości i zmusiło do zastanowienia się, co Hoseok kombinuje. Czy jego wyznanie na pewno było szczere?
Zasnąłem. W pewnym momencie Morfeusz przyszedł, powiedział "Cześć, Seokjin, chodź ze mną" i poszedłem. Spałem jak kamień. Gdyby paliło się mieszkanie, prawdopodobnie trzeba by było wynieść mnie razem z kanapą.
Z głębokiego snu do stanu, który określiłbym jako 1/4 przebudzenia, wyrwało mnie uczucie tego, jak ktoś wsuwa ręce pod moje kolana i plecy, a potem unosi i przytula do swojej klatki piersiowej.
Słyszałem bicie serca. Szybkie. Oddech nie był równy. I ten zapach... Zapach Namjoona.
Nagle zostałem obudzony w chyba najbardziej brutalny sposób. Poczułem przeszywający ból w tylnej części głowy, jakbym właśnie dostał w nią łomem. Byłem blisko. Oberwałem drzwiami, które Namjoon kopnął, by wejść do sypialni. Te się jednak odbiły od ściany i, jak fizyka nakazuje, wróciły do pozycji. A moja głowa nieco wystawała, przez co zawadzała zamykającym się drzwiom.
Syknąłem z bólu, kładąc dłoń na bolącym miejscu.
- Oh my... Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! - mówił w całkowitym szoku i zdenerwowaniu. Przemknął szybko, na paluszkach do sypialni, a tam jak porcelanową lalkę ułożył mnie na łóżku.
Tak, CZUŁEM, że Namjoon wrócił do domu... Witaj!
- Seokjin? Mocno oberwałeś? Przepraszam... Chciałem cię tylko zanieść do łóżka. - Przepraszający Namjoon uklęknął przy łóżku i złapał moją rękę, którą nie rozmasowywałem bolącego miejsca na głowie.
- Przynieś lód - powiedziałem od razu, siadając na łóżku. Raper jak oparzony zerwał się z miejsca i przebiegł do kuchni, trącając po drodze już suche pranie, które położyłem w koszyku przy łóżku, by jutro powkładać je do szafy. Oczywiście ubrania wysypały się na podłogę.
Westchnąłem głośno. Przesunąłem się do krawędzi łóżka i postawiłem nogi na podłodze.
- Może być mrożonka? - Namjoon stanął w progu, trzymając w rękach paczkę mrożonych warzyw na patelnię. Mruknąłem ciche "tak". Blondyn podszedł do mnie i przyłożył lodowatą paczkę do mojej głowy. Pochyliłem się lekko do przodu.
- Nic się nie stało. Najwyżej będzie guz... Dobrze, że w końcu wróciłeś - powiedziałem. Lekko odwróciłem głowę tak, by spojrzeć na siedzącego obok Namjoona. Ten jednak szybko uklęknął przede mną, bym nie musiał się odwracać.
Uśmiechnął się do mnie ciepło. Złożył na moim czole delikatny pocałunek, by choć odrobinę załagodzić ból, o który przed chwilą mnie przyprawił.
- Też się cieszę. Znaczy... Z tego, że wróciłem. Nie z tego guza... Jest mi z tego powodu właściwie bardzo przykro. Może trzeba jechać do szpitala? Ubierz coś ciepłego i jedziemy. Tylko skoczę do łazienki...
Cały Namjoon. Martwił się i robił wszystko, byleby tylko nie działa mi się krzywda.
Blondyn już stanął na nogach, żeby zebrać się i jechać do tego szpitala. Złapałem go jednak za rękę. Namjoon chciał się wyrwać, ale uniemożliwiłem mu to. Pociągnąłem go za nadgarstek do siebie. Mężczyzna upadł twarzą na łóżko, wydając przy tym z siebie długi, niezadowolony jęk.
Odłożyłem paczuszkę z mrożonką. Uniosłem jego rękę, po czym wślizgnąłem się pod nią, jednocześnie przytulając się do boku blondyna. Przez to, że leżał na brzuchu, na lewym policzku, nasze twarze znajdywały się zaledwie kilka centymetrów od siebie. Przejechałem końcem nosa po jego nosie i uśmiechnąłem się do rapera.
- Nigdzie nie jedziemy. Zostańmy po prostu tak, jak teraz. Dobrze? - szepnąłem. W odpowiedzi dostałem jedynie przeciągły, soczysty pocałunek, który z ochotą odwzajemniłem.
[...]
- Śpiąca królewno, wstawaj. Spóźnisz się do pracy.
Obudził mnie cichy szept. Po chwili poczułem też wargi na moim policzku, które obdarzały mnie czułym, porannym buziakiem.
Oczy otworzyłem jednak dopiero, kiedy dotarł do mnie intensywny zapach mojej ulubionej, orzechowej kawy.
Sam jej nigdy nie robiłem. I to nie tak, że nie potrafiłem. Po prostu przygotowana spod ręki Namjoona zawsze smakowała lepiej.
Zmieniłem pozycję z leżącej na siedzącą, po czym ująłem w dłonie biały kubek, który podał mi ukochany.
Zaciągnąłem się zapachem kawy, by już po chwili zanurzyć w niej swoje wargi.
- Idealna - powiedziałem z uśmiechem na ustach, spoglądając na Namjoona. Nagle dłoń blondyna zatopiła się w moich włosach, którą przeczesywał lekko poplątane kosmyki. Głaskał czule po głowie, patrząc się przy tym prosto w moje ciemne tęczówki.
- Idealny - szepnął.
[...]
Po dwóch godzinach śpiewu w końcu miałem małe okienko.
Nie, to nie ja uczyłem się śpiewać. Uczyłem kogoś.
Współpraca z wytwórnią była dla mnie naprawdę bardzo wygodna. Mogłem robić to, co lubiłem, nie będąc przy tym narażony na nieprzyjemności związane ze sławą. O to musieli się już martwić trainee, którzy z większą bądź mniejszą ochotą przychodzili pojedynczo do sali i wyciągali z siebie wszystkie dźwięki, bym mógł im odpowiednio dobrać tonację, pomóc w rozszerzeniu skali i tak dalej i tak dalej.
Czerpałem dużo przyjemności z tej pracy. Szczególnie teraz, kiedy wytwórnia wypuściła na rynek nową, obiecującą grupę. Byłem ich głównym instruktorem wokalnym, osłuchiwałem się z piosenkami i pomagałem redukować błędy czy niedociągnięcia.
Do tego wszystkiego, mieli dobrze mi znanego choreografa - Junga Hoseoka.
Szczególnie przed występami spędzaliśmy razem z chłopakami dużo czasu, jako że wokal i choreografia musiały razem współgrać.
Niestety zwykle to wyglądało tak, że Hoseok tańczył z chłopakami, a ja podpierałem ścianę i z otwartą buzią patrzyłem się na dość skomplikowane układy taneczne.
A konkretniej na Hobiego... Właściwie cały czas skupiałem na nim swój wzrok. Uwielbiałem patrzyć na to, jak się ruszał.
Miał świetną kontrolę nad ciałem, znał je bardzo dobrze i był go w pełni świadomy. A to przecież dla tancerza najważniejsza rzecz.
No i to jak ruszał biodrami... Za każdym razem dostawałem wypieków na twarzy, chociaż widziałem ten układ w jego wykonaniu miliard razy.
- Seonsaeng? 
Usłyszawszy głos siedemnastoletniego maknae zespołu, przeniosłem na niego wzrok. Poczułem się nieco speszony tym, że zostałem przyłapany na bezwstydnym gapieniu się na Hoseoka. 
- Tak? Coś się stało? - spytałem z lekkim uśmiechem, przesuwając się w bok, by chłopak mógł usiąść obok, co też po chwili zrobił. Osunął się po ścianie i już siedział obok mnie.
- Nie, to nic wielkiego. Mam tylko mały kłopot z wyciąganiem w "Heaven" i chciałem tylko poprosić o małą pomoc... 
- Pewnie. Ale zajmiemy się tym jutro, dobra? Z tego co widziałem to macie dzisiaj dość ciężki dzień - powiedziałem, zerkając na jasnowłosego chłopaka.
- Sanyoon! Chodź no tu! - Po sali rozległo się wołanie Hoseoka, który nawoływał młodego rookie.
Chłopak bez wahania zerwał się z miejsca i podbiegł do choreografa.
Wyłapałem w międzyczasie też wzrok kochanka, który na moje spojrzenie, szeroko się do mnie uśmiechnął, puszczając przy tym prowokujące oczko.
[...]
Siedziałem w pustej sali z mini studiem i grałem jedną z melodii na fortepianie. Co jakiś czas zatrzymywałem się jednak, by zapisać nutę na pięciolinii lub cokolwiek innego.
Lubiłem to pomieszczenie. Zwykle mało ludzi tutaj przychodziło, mimo, że było to tak właściwie studio. 
Najczęstszymi gośćmi tutaj byli zwykle młodzi trainee, którzy chcieli samodzielnie nagrać jakiś kawałek. Teraz chyba nagle wszystkim zabrakło chwili, by to zrobić.
Całkowicie zatraciłem się w graniu. Dlatego, kiedy poczułem jak ktoś obejmuje mnie od tył od razu podskoczyłem i krzyknąłem. Całe szczęście, że ta sala była dźwiękoszczelna...
- Hyung, spokojnie - szepnął tuż obok mojego ucha rozweselony Hoseok. Oplótł ręce na mojej szyi i przytulił moje plecy do swoich bioder i torsu.
- Bardzo śmieszne. Naprawdę chcesz, żebym zszedł na zawał? - Odchyliłem lekko głowę, by spojrzeć na tancerza.
- Przepraszam. Oczywiście, że nie. - Brunet złożył na moim czole czuły pocałunek. Potem rozluźnił uścisk i usiadł obok mnie na stołku. Swoimi smukłymi palcami zaczął stukać o poszczególne klawisze, dzięki którym wydobywała się skoczna melodia, którą chyba jako jedyną Hobi potrafił zagrać. Z uśmiechem dołączyłem do jego przygrywki i razem wypełniliśmy pomieszczenie radosną piosenką.
- Wiesz, że to tak nie ładnie świdrować mnie wzrokiem na treningach? - powiedział, kiedy zsunął ręce z fortepianu.
- Chyba mam do tego prawo. - Zmarszczyłem uroczo nos, odwracając głowę w stronę Hoseoka. 
Mężczyzna uśmiechnął się. Potem przysunął się bliżej i złożył na mojej szyi delikatny, subtelny pocałunek. Odchyliłem lekko głowę do tył, by dać mu więcej swobody.
Choreograf to wykorzystał. Mocno objął mnie w pasie.
Składając coraz to bardziej zachłanne i pewne pocałunki na mojej szyi, rozpiął pierwszy guzik białej koszuli.
- Hobi, czy ty dalej spotykasz się z tamtym chłopakiem? - zapytałem nagle.
To pytanie mimowolnie wydobyło się z moich ust. Nie przemyślałem tego, czy powinienem je zadać. W tamtym momencie nawet nie przemknęło przez moją głowę! No ale kiedy, jak nie teraz?
Brunet oderwał się od mojej szyi. Odsunął się na mały kawałek i popatrzył w moje oczy, marszcząc przy tym brwi. Sam odwróciłem wzrok. Zatrzymałem spojrzenie na białych klawiszach fortepianu.
- Skąd to pytanie?
- Nie powiedziałeś mi, czy z nim zerwałeś czy nie - stwierdziłem, zapinając guzik koszuli. Hoseok westchnął widząc ten ruch, gdyż to oznaczało koniec naszej "zabawy".
- Nic ci nie mówiłem, bo to chyba nie miało żadnego znaczenia.
- No właśnie miało. Znaczy... teraz ma. Hoseokie, mam naprawdę duży mętlik w głowie. Nie chcę ciągnąć dalej tego tak, jak jest. Potrzebuję stabilności. - Przeczesałem dłonią włosy, po czym podniosłem się z miejsca. Wsunąłem dłonie do kieszeni ciemnych jeansów i podszedłem do okna.
- Już nie chcę wodzić ani ciebie, ani Namjoona za nos.
- Hyung, chcesz skończyć to, co jest między nami? - spytał.
Spojrzałem na młodszego zza ramienia. Dalej siedział na stołku. Jego złączone dłonie były wsunięte pomiędzy kolana, a zawiedziony, poważny wzrok przeszywał mnie na wylot.
- Nie wiem, co chcę skończyć - szepnąłem pełen powątpiewania. Opuściłem głowę i przymknąłem na chwilę oczy. W tym czasie Hoseok podniósł się z miejsca. Podszedł do mnie od tył, by po chwili zamknąć mnie w swoich ramionach. Odruchowo złapałem jego przedramię.
- Proszę, zastanów się. Chciałbym móc uczynić cię najszczęśliwszym mężczyzną na świecie.
Poczułem jego usta, które zetknęły się z moim karkiem. Potem brunet oparł brodę o moje ramię i patrzył na widok za oknem. Staliśmy w tej pozycji przez dłuższy moment.
- Hobi ja... - zacząłem. Nie miałem jednak możliwości dokończyć myśli. Tancerz przyłożył palec do mojego podbródka. Nakierował moją głowę w swoim kierunku i złożył na moich wargach delikatny, pełen uczucia pocałunek.
- Hyung, będę na ciebie czekał. Moje drzwi są dla ciebie zawsze otwarte i nie zamknę ich, dopóki sam tego nie zrobisz.
Patrzyłem w jego ciemne oczy, w których mimo wszystko tliła się iskierka nadziei.
- Obudził się Hoseok-poeta? - Zaśmiałem się melodyjnie, wyślizgując się z uścisku kochanka. Mężczyzna zaśmiał się ironicznie.
Ledwo co uwolniłem się z jego uścisku, ten złapał moje dłonie i znowu przyciągnął do siebie. Tym razem, bez większych ceregieli, nieco brutalnie wpił się w moje usta.
- Nie, Hobi - szepnąłem, kiedy na moment oderwałem się od mężczyzny. Wiedziałem, że jeżeli teraz Hoseok mnie nakręci, stracę kontrolę i znowu mu się oddam. Tutaj, w studiu, dosłownie 20 minut przed przerwą obiadową, podczas której miał mnie odwiedzić Namjoon.
Brunet jednak nie zamierzał przestać. Wręcz przeciwnie. Zmusił mnie do cofnięcia się, przez co moje plecy spotkały się z miękką, czarną pianką, która wygłuszała pokój. Zszedł pocałunkami na moją szyję. Chciałem odepchnąć od siebie Hoseoka, jednak ręce zrobiły coś zupełnie innego.
Wplotłem je w ciemne włosy Hobiego, przyciągając go mocniej do siebie.
Byłem za słaby, by powiedzieć mu nie.
Przymknąłem oczy, aby móc w pełni rozkoszować się jego pocałunkami. Wsunął swoje dłonie pod białą koszulę i błądził nimi po moim torsie i plecach.
Ująłem wówczas jego twarz, by przyciągnąć go ponownie do siebie. Złączyłem nasze wargi w namiętnym pocałunku, niemalże od razu rozchylając wargi i wsuwając pomiędzy nie swój język. Pieściłem nim podniebienie młodszego. Powoli, nie omijając ani centymetra. Chciałem posmakować Hoseoka tak bardzo, tylko mogłem.
Dłońmi złapałem końce jego luźnej, czarnej koszulki i lekko podwinąłem ją do góry, by po chwili całkowicie z niego zdjąć. Wiązało się to oczywiście z przerwaniem pocałunku, co akurat w tamtym momencie, bardzo nam się przydało. Obaj mogliśmy dzięki temu w końcu nabrać powietrza, którego z każdą chwilą coraz bardziej nam brakowało.
Hobi sam zajął się moją koszulą. Rozpinał jej kolejne guziki tak szybko, jak tylko potrafił. Nie zdjął jej jednak ze mnie. Przez chwilę gładził dłońmi mój tors, zahaczając palcami o sutki.
Ucałował kącik moich spragnionych ust, a od nich rozpoczął wędrówkę przez szyję, klatkę piersiową, brzuch. Uklęknął przede mną. Złożył motyli pocałunek na moim podbrzuszu, przejeżdżając przy tym dłonią po twardniejącej w spodniach męskości. Spomiędzy moich warg wydobył się cichy jęk.
Hoseok zaczął powoli odpinać cienki, brązowy pasek.
Co ja najlepszego wyprawiam? Nie mogę z nim teraz uprawiać seksu. Nie mogę...
Młodszy już sięgnął palcami do guzika jeansów, jednak wtedy złapałem jego nadgarstki.
Zdziwiony spojrzał na mnie z dołu.
- Przepraszam, ale naprawdę nie mogę - szepnąłem, próbując spowolnić swój oddech. Osunąłem się po piankowej ścianie i usiadłem na podłodze. Oparłem łokieć o kolano i przeczesałem dłonią włosy.
Hoseok nie pytał o nic. Podniósł z podłogi swoją koszulkę, by po chwili narzucić ją na swoje ciało.
- W porządku. Nic się nie stało - powiedział z troską w głosie. Uklęknął obok mnie i powoli zapinał guziki mojej koszuli.
Poczułem wibracje telefonu w przedniej kieszeni spodni. Odsunąłem się od Hobiego, po czym wyjąłem urządzenie, na którym od razu wyświetliło się moje zdjęcie z Namjoonem, które oznaczało przychodzące od niego połączenie.
Spojrzałem na bruneta. Ten dostrzegłszy wyświetlacz, blado się uśmiechnął. Podniósł się z podłogi, a po chwili skierował w stronę wyjścia.
- Będę na ciebie czekał, hyung - powiedział. Potem zniknął za ciemnymi drzwiami.
[...]
- A na koncercie w Ohaio jakiś koleś wbiegł na backstage i... Seokjinie? - Namjoon pomachał mi przed twarzą ręka, wyrywając jednocześnie z zamyślenia.
- Hm? Przepraszam, wyłączyłem się - powiedziałem, przenosząc swój wzrok z widoku ulicy na blondyna.
- Nic nie zjadłeś. Coś się stało? - spytał z troską, patrząc prosto w moje zakłopotane oczy.
- Nie. Wszystko w porządku. - Uśmiechnąłem się sztucznie. Raper wyczuł, że tak naprawdę coś jest nie tak. Złapał moją dłoń i wplótł swoje palce pomiędzy moje.
- Słońce, przecież wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć - zapewnił.
Odwzajemniłem jego spojrzenie. Ścisnąłem lekko jego rękę. Po chwili uniosłem ją na wysokość swoich ust i ucałowałem jej wierzch.
- Schudłeś od ostatniego razu, kiedy cię widziałem. Ogólnie jesteś jakiś... inny? Po prostu się o ciebie martwię.
- Joonie, wszystko jest naprawę w porządku. Mam tylko teraz więcej pracy z chłopakami i jestem zmęczony. To wszystko - powiedziałem, chcąc jak najszybciej zakończyć kłopotliwy temat. Znałem jednak ukochanego zbyt dobrze, przez co miałem pewność, że jeszcze do tego wszystkiego wróci.
Przytuliłem jego dłoń do swojego policzka.
- Kocham cię - szepnąłem, ponownie spoglądając w jego ciemne, pełne troski oczy.
Kłamałem?
- Ja ciebie też - odpowiedział. Pochylił się nad stolikiem, by złożyć pocałunek na moim czole. Puściłem przy tym jego rękę, by pozwolić mu spokojnie dokończyć posiłek. Sam jednak nie miałem zbytniej ochoty na swój zamówiony japchae, dlatego zjadłem tylko trochę, a resztę makaronu rozciapciałem pałeczkami.
- O której kończysz pracę? - spytał w pewnym momencie. Przeniosłem swój wzrok znad talerza.
- Za 3 godziny. Mam rozumieć, że po mnie przyjedziesz? - Uniosłem brew, patrząc ciągle na blondyna. Ten wsunął do ust kawałek kurczaka i pokiwał ochoczo głową. Lewą ręką sięgnął po butelkę aloesowej wody. Upił mały łyk, jednak coś chyba poszło nie tak, gdyż połowa napoju skończyła na jego niebieskim t-shircie. Parsknąłem śmiechem, widząc jego zdezorientowaną minę. Bez wahania podałem mu serwetkę, nieco bardziej się rozweselając.
- Jak ty sobie w trasie radzisz?
- No właśnie sam nie wiem. - Zaśmiał się, wycierając koszulkę.
[...]
Przez resztę dnia nie widziałem Hoseoka. Byłem zbyt zajęty pracą z trainee, by móc się z nim zobaczyć. Może i lepiej?
Czułem, że byłem w sytuacji bez wyjścia, pomiędzy młotem, a kowadłem.
Nie mogłem ciągle zdradzać Namjoona. Nie mogłem też bawić się uczuciami Hoseoka.
Moje wszystkie myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół tego, w jakiej pozycji się znajduję. Była ona beznadziejna. Sam jednak byłem sobie winien.
Kiedy Hoseok pierwszy raz mnie pocałował, nie protestowałem. Wewnątrz chciałem tego. Dlaczego? Byłem zły na Namjoona za to, że go nie mia. Nie zadzwonił do mnie, kiedy go o to prosiłem, nie odzywał się długi czas, a do tego w gazecie pojawiły się plotki o jego rzekomym spotkaniu z jedną z amerykańskich wokalistek. Oczywiście sprawa się wyjaśniła - Rap Monster chciał nagrać z nią duet.
Niestety porozmawiał o tym ze mną za późno. Wtedy, kiedy Hoseok już mnie miał, a moje serce zaczynało bić szybciej na jego widok.
Po pracy wyszedłem przed budynek. Nie musiałem jednak długo czekać, aż biały lexus podjechał pod wytwórnię. Zerwałem się z miejsca i szybko wsiadłem do samochodu. Zapiąłem pas, witając ponownie rapera pocałunkiem w policzek.
- Namjoonie, co powiesz na to, żebyśmy wieczorem poszli do kina? - zaproponowałem. Mężczyzna nie odpowiedział. Nieco zdziwiony zmarszczyłem brwi. Spojrzałem przed siebie. Szybko jednak ponownie popatrzyłem na blondyna.
- W takim razie rozumiem, że wolisz spędzić wieczór w domu? - Położyłem dłoń na jego udzie i pogładziłem je.
Znowu nie dostałem żadnej reakcji. Wtedy zrezygnowany oparłem głowę o zagłówek. Popatrzyłem w boczną szybę, na której powoli malowały się kropelki jesiennego deszczu.
- Przepraszam, ale wieczorem mam umówiony wywiad - powiedział w końcu.
Zacisnąłem zęby. No tak. Przecież nawet po przyjeździe do Korei nie miał spokoju.
Droga do domu była milcząca. Ani ja, ani Namjoon się nie odzywaliśmy. Byłem zły na niego, a jemu ewidentnie było głupio, że mimo wszystko nie ma dla mnie czasu.
Drzwi otworzyłem zdenerwowany do granic możliwości. Rzuciłem swoją torbę pod ścianę i od razu przemknąłem do kuchni. Odkręciłem butelkę z wodą.
- Jinie, naprawdę przepraszam. To nie zależy ode mnie, przecież wiesz. Dopiero dwie godziny temu zadzwonił do mnie manager i powiedział, że już jestem umówiony...
- A co ja mam powiedzieć? Też mam rezerwować czas u twojego managera? "Dzień dobry, chciałbym zjeść kolację z moim chłopakiem. Jest wolny termin?!" - Mówiąc to, przyłożyłem dłoń do ucha, imitując telefon.
- Co? Nie. Oczywiście, że nie.
- Mam tego dość, Namjoon. Nawet jak tutaj przylatujesz, to nie masz dla mnie czasu.
- Wracam do Korei tylko dla ciebie - szepnął, spuszczając głowę.
- Tylko dla mnie i nie możesz spędzić ze mną wieczoru?! Słyszysz siebie?
- Dlatego wyleć ze mną do Stanów. Wtedy będziemy częściej razem i...
- Ile razy to już od ciebie słyszałem? "Zamieszkaj ze mną, będziemy częściej razem", "Przeprowadźmy się do Seulu, będziemy częściej razem". Twoje "będziemy częściej razem" zwykle oznacza "wrócę na dwa, trzy dni".
- Seokjin...
- Cicho! Posłuchaj mnie w końcu! Kocham cię, ale jak mam z tobą żyć, skoro nie ma cię, kiedy cię potrzebuję? - Przyłożyłem dłoń do serca, jak tylko poczułem, że mój głos się łamie.
- To tylko moja wina? Od miesięcy proponuję ci, żebyś się ze mną przeprowadził! Skoro mieszkam w Ameryce to chyba logiczne, że wtedy będziemy się częściej widywać niż wtedy, kiedy znajdujemy się po dwóch stronach świata, prawda?! Seokjin, nic cię tutaj nie trzyma!
- Właśnie, że trzyma! Nie mam zamiaru rzucać wszystkiego! Nie chcę porzucać swojej pracy, przyjaciół...
- Czy to wszystko jest dla ciebie naprawdę ważniejsze ode mnie?
- Wiesz, że mogę spytać o to samo? - Z zeszklonymi oczami wymieniłem spojrzenie z Namjoonem.
Blondyn zacisnął pięści i głęboko westchnął. Chciał coś powiedzieć, jednak wtedy go wyminąłem. Złapałem w dłonie buty oraz kurtkę, po czym pośpiesznie wyszedłem z mieszkania.
Usiadłem na schodach, by w spokoju zawiązać adidasy. Gdy się z tym uporałem, stanąłem na nogi.
Wybiegłem z bloku i biegłem przed siebie, dopóki nie zabrakło mi tchu. Potem przeszedłem kawałek i nim się zorientowałem, byłem w pobliskim parku.
Usiadłem na górce. Pochyliłem się lekko, by zaczerpnąć powietrza.
Wiedziałem, że to był moment, w którym musiałem postawić wszystko na jedną szalę.
Namjoon miał rację. Przez swój egoizm, nie chciałem opuszczać Korei. Przez egoizm i Hoseoka.
Chociaż wiedziałem, że to zdecydowanie rozwiązałoby problem naszego widzenia się w co najmniej 60%. Ale na jak długo? Dopóki znowu nie wyjedzie na roczną trasę koncertową?
Z drugiej strony, miałem tutaj Hoseoka. Moją uroczą, wspaniałą, kochającą nadzieję. Który był, ale pojawiło się tutaj to samo pytanie: Na jak długo?
Nerwowo przeczesałem dłonią włosy. Wstałem z miejsca. Wziąłem głęboki oddech i powoli skierowałem się do miejsca, które zdecydowało za mnie.
 

~*~

~ Po kliknięciu w gifa z postacią, przejdziecie do wybranego zakończenia.
Chciałam zrobić dwa happy endy i dwa sad endy + jeden neutralny end, ale nie tyle, co brakłoby mi czasu, a raczej po prostu nie chciałoby mi się tego pisać xD Więc macie dwa happy endy (kind off...). Może w przyszłości dopiszę jeszcze jakiś ending...
Nagrałam się w gry otome i tak wyszło >.<
Wszystko wydawało mi się takie fajne, zanim zaczęłam to pisać... Ech... Wiem, że fabuła nie jest wymagająca, no ale i takie cusie są potrzebne. 
Długo mi się to pisało. Nie wiem czemu... Zarywałam przez to nocki, a napisałam przez nie tylko jedno zdanie... WTF? 
*-* A i tak nie jestem zadowolona. No ale jak już zaczęłam, to wypadało pociągnąć to do końca...
Tak, znowu JinHope/2Seok. Nic nie poradzę >.< Początkowo miał to być YoonJin/JinHope, ale stwierdziłam, że coś mało tutaj Namjoona.
W ogóle na początku nie podeszła mi w ogóle piosenka Vixxu - Fantasy. Ale skończyłam na słuchałam jej przy pisaniu tego shota, na przemian z oczywiście boskim Paper hearts Jungkooka i Fools (bożekochanysaveme - śpiewający Namjoon to życie *_*), więc gorąco polecam - Motionless Min ♥
P.S. Mogę już nie przepraszać za błędy i brak akapitów? Jak pisałam - mam popierniczonego worda, popierniczonego bloggera i totalnie ze sobą nie współpracują...  *-*

środa, 14 września 2016

Last picture - Rozdział III cz.1

Danger cz.1

~*~
Taehyung ostrożnie wsunął klucz do dziurki i przekręcił zamek. Uchylił drewniane drzwi, by jako pierwszy wejść do środka. Przekroczyłem próg pokoju, jak tylko Tae wszedł w jego głąb.
Młodszy stał w miejscu. Nic nie mówił. Po prostu rozglądał się po pomieszczeniu, jakby pierwszy raz w życiu widział motelowy pokoik. Chyba nawet przestał na moment oddychać...
- Taehyung? - spytałem ostrożnie. Wtedy Kim się poruszył. Wyciągnął przed siebie rękę i wskazał palcem łóżko przy oknie.
- Ja tam śpię - powiedział. Zrobił krok w przód, z zamiarem podejścia do wybranego posłania. Zanim jednak do niego dotarł, rzucił na materac torbę z ubraniami.
Tae nie miał najlepszego cela. Nawet jeśli rzucił torbę z odległości metra, ta wylądowała połowicznie na szafce nocnej przy łóżku i strąciła lampę. Po pomieszczeniu rozległ się dźwięk tłuczonej porcelany.
Z zażenowaniem przyłożyłem dłoń do czoła, przymknąwszy oczy. Dopiero po chwili popatrzyłem na młodszego kolegę.
Nie ruszał się. Patrzył na potłuczoną lampkę i milczał. Gdy poczuł na sobie mój wzrok, odwrócił w moim kierunku. Miał całkowicie zdziwioną minę.
Spodziewałem się chociaż jakiegoś głupiego "ups" z jego strony, a w zamian za to dostałem niewinny i uroczy, prostokątny uśmieszek.
Cały Taehyung...
Chłopak rzucił się na łóżko i schował twarz w dużej poduszce. Powoli podszedłem do drugiego łóżka, ostrożnie kładąc na nim torbę. Zdjąłem z ramion luźny sweter, po czym zająłem się zbieraniem odłamków porcelany.
- Nie, hyung, ja posprzątam! - Tae zerwał się z miejsca i uklęknął obok, by mi pomóc.
- Ghiaaa! Dzieciaku! Wracaj na to łóżko bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz! - Powiedziałem głośnym, zabawnym tonem. Naprawdę bałem się, że dongsaeng może sobie zrobić krzywdę. Ba! Byłem pewny, że jak tylko się za to zabierze, to ucierpię przy tym i ja.
Odłożyłem większe kawałki porcelany, które pozbierałem na jedną kupkę i stanąłem na nogi. Taehyung wstał z łóżka. Już chciał się zabrać do pracy, jednak wtedy złapałem go w pasie i rzuciłem z powrotem na całkiem szerokie posłanie. Młodszy pisnął z rozbawieniem, kiedy kilka razy odbił się od miękkiego materaca.
Upewniwszy się, że Tae nie ruszy się z łóżka, chciałem wrócić do zbierania odłamków lampy. Zanim jednak zdążyłem się w ogóle obrócić, poczułem na swoim ramieniu uderzenie czymś miękkim.
Musiała minąć chwila zanim dotarło do mnie, że to Kim zdzielił mnie poduszką.
Zmrużyłem oczy, robiąc przy tym minę rzuconego wyzwania.
- Czy ty chcesz wojny? - spytałem udawanie poważnym tonem. Tae w odpowiedzi uśmiechnął się do mnie głupio. Już zamachnął się, by ponownie mnie uderzyć, jednak wtedy szybko się odsunąłem i wycofałem. Wziąłem ze swojego łóżka poduszkę.
Zaczęliśmy okładać się wzajemnie. Biegaliśmy po meblach, skakaliśmy po łóżkach, chowaliśmy po kątach.
Poduszkami strąciliśmy tyle rzeczy, że pokój wyglądał teraz tak, jakby właśnie przeszedł przez niego huragan. Chciałem przerwać tę bitwę, kiedy tylko dotarło do mnie, w jak opłakanym stanie był pokój. Przecież dopiero co do niego weszliśmy!
Wtedy jednak Tae z zaskoczenia uderzył mnie poduchą w tył głowy.
Skończyło się to tak, że wybiegliśmy z pokoju. Krzycząc jak oszalały uciekałem przed młodszym. Bez pukania wparowałem do pokoju Jungkooka oraz Jimina.
- Aaa! - Krzyknąłem, mocniej ściskając poduszkę w rękach i tylko czekając na to, aż rozweselony Tae przekroczy pokój naszych przyjaciół.
- Hyung? - Głos Jungkooka wyrwał mnie z, niemalże wojennego, skupienia.
Przeniosłem wzrok z drewnianych drzwi na młodszą dwójkę. Siedzieli na jednym łóżku, oglądając coś na tablecie Jimina.
Zamrugałem kilkakrotnie oczami.
- Hobi hyung, puka się! - Jimin w oburzeniu nadął policzki.
Nie wiedziałem co mam zrobić. Poza tym już słyszałem z korytarza Tae, który nucił melodię ze Star Warsów.
Machinalnie zamachnąłem się i uderzyłem Parka w głowę miękką poduszką.
Chłopak zrobił zdenerwowaną minę, jednak jego oczy zdradzały rozbawienie. Jungkook od razu podłapał zabawę. Wziął poduszkę Jimina i także wymierzył cios w swojego hyunga.
Zdezorientowany czerwonowłosy podniósł się z miejsca.
Do pokoju wkroczył V. Znowu zacząłem uciekać przed młodszym. Machałem przy tym rękami i poduszką. Po drodze przewróciłem krzesło i zdewastowałem łóżko Jungkooka. Maknae jednak się tym nie przejął, gdyż sam dołączył do bitwy. Jimin początkowo miał opory. Chciał nas uspokoić, jednak kiedy przyłożyłem mu poduszką po raz kolejny, nie mógł się powstrzymać.
W pewnym momencie, V ze swoim prostokątnym uśmiechem na ustach rzucił się na mnie z poduszką. Już byłem gotowy pożegnać się ze światem, ale uderzenia wciąż nie poczułem.
- Jungkook... Dlaczego to zrobiłeś...- szepnąłem, klękając obok młodszego, który teatralnie upadł na ziemię.
- Musisz żyć dalej, hyung! Proszę... Zaopiekuj się moim telefonem... - powiedział, idealnie odgrywając rolę ofiary.
Złapał moje dłonie.
- Powiedz Yoongiemu, że to ja... To ja ukradłem jego białą koszulkę. Ona nie zginęła... - wyszeptał.
Nieco zdezorientowany zmarszczyłem brwi.
- Serio? - Szybko wyszedłem z roli tego, za którego życie poświęcił młodszy kolega.
Sprawa była dość stara, jednak Yoongi poruszał ją za każdym razem, kiedy była mowa o ubraniach.
Byliśmy kiedyś u niego w domu i graliśmy w chowanego. Kilka rund. Każdy z nas chociaż raz schował się w jego dość pokaźnych rozmiarów szafie. Następnego dnia Yoongi zaczął oskarżać nas o kradzież białej koszulki ze wzorem cienkiego krzyża na środku. Z tego co pamiętałem, bardzo ją lubił.
Jungkook jakby właśnie zrozumiał, że przyznał się do zbrodni. Otworzył szeroko oczy.
- Nie - powiedział od razu, chcąc jakoś uratować się z sytuacji.
Jimin z Taehyungiem przeciągnęli literkę "u", tworząc tym samym dźwięk nadchodzących kłopotów.
- Yoongi! - Jimin w podskokach ruszył do drzwi. Prawdopodobnie chciał wsypać biednego Jeona.
- Nie, hyung! - Najmłodszy w mgnieniu oka odwrócił się na brzuch i złapał czerwonowłosego za kostkę.
- Zrobię wszystko, tylko nie idź do Yoongiego! - W głosie Jungkooka można było usłyszeć desperację. Na ustach Jimina dostrzegłem nieco chuligański uśmieszek.
- Kookie, masz szansę się wycofać - powiedziałem ostrzegawczo, siadając okrakiem na plecach maknae.
Nie podobał mi się ten pomysł... Takie historie nigdy nie kończyły się dobrze. Tym bardziej, że znałem Jimina i doskonale wiedziałem, jaki jest. Bóg wie co mu strzeli do głowy i jak wykorzysta Jungkookowe "zrobię wszystko".
- Hobi hyung ma rację! Yoongi wybaczy ci tę koszulkę. - zapewnił Tae, który usiadł na udach Jungkooka.
Najmłodszy odwrócił lekko głowę, by spojrzeć na mnie i V.
- Co ja, poduszka? - rzucił z lekką pretensją. Dostrzegłem jedynie to, że mocniej zaciska palce na kostce Jimina. Po chwili z ust czerwonowłosego wydobył się przeciągły jęk, wywołany wbiciem paznokci w jego skórę.
- Stoi - powiedział w końcu. Jungkook puścił kostkę hyunga, a ten ukucnął przy nim i pogłaskał go z czułością po głowie. Wyglądał teraz naprawdę groźnie. Jakby w przepełnionym urokiem i niewinnym chłopaku obudziło się jego całkowite przeciwieństwo. Okrutny, zły, trochę perwersyjny Jimin.
- Hyung, nie chcesz się zamienić pokojem? - Najmłodszy tym razem złapał mnie za kostkę, która znajdowała się na wysokości mniej więcej jego biodra.
- Ja? - wskazałem na siebie palcem.
- Jungkook! To nie fair! - I znowu powrócił ten uroczy Chimchim, który nadął dolną wargę, skrzyżował na piersi ręce i po wyprostowaniu się, tupnął nogą.
- Nie chcę - powiedziałem. Sam jednak usłyszałem wahanie w swoim własnym głosie.
- Na pewno? - Nagle poczułem, jak paznokcie Jungkooka wbijają się w moją kostkę.
- N-na p-pewno - zapewniłem, starając się wytrzymać ból.
- Dziękuję hyung! - Cierpienie wywołane wbijającymi się paznokciami Jungkooka w małym stopniu załagodziło przytulenie Taehyunga, który z zadowoleniem przytulił się do moich pleców.
- Ja też dziękuję! - rozweselony Jimin przykucnął obok mnie i również mnie objął.
W momencie, w którym Park przytulił się do mnie, poczułem dreszcze. A wydawało mi się, że już mi przeszło...
Krzyknąłem, kiedy poczułem, jak Kookie mocniej wbija paznokcie w moją kostkę.
- Ten dzieciak! - warknąłem. Jimin i Taehyung puścili mnie z uścisku. Wstałem z pleców Jungkooka. Odszedłem na metr, by uwolnić kostkę z ręki maknae.
- Możecie być kurwa ciszej?! - Usłyszeliśmy głos Yoongiego z korytarza. Już po chwili drzwi do pokoju otworzyły się, a w progu stanął Min. Miał mokre włosy i ubrany był w jakieś luźniejsze ubrania. Prawdopodobnie był już po prysznicu.
- Słychać was w całym korytarzu! I łoo... Co to za pierdzielnik?! - Hyung rozejrzał się po pokoju, kładąc ręce na głowie. Zamrugał kilkakrotnie oczami jakby licząc na to, że wszystko mu się śni.
Gdy Yoongi zaczął się denerwować, przeklinał. Czasami nawet potrafił budować zdania z samych przekleństw, a gdy brakowało mu bluzgów, wymyślał po prostu nowe.
Musieliśmy być naprawdę głośno, skoro pofatygował się z pokoju obok, by przyjść.
Nieco zdezorientowany rozejrzałem się po pokoju Jungkooka i Jimina. I tak wyglądał lepiej niż mój oraz Tae...
- Hyung! - V zerwał się z ud maknae, po czym podszedł do Yoongiego.
- To Jungkook ukradł twoją białą koszulkę! - powiedział.
Kookie w tym czasie oparł czoło o podłogę i westchnął. Wymamrotał coś, co dla mnie brzmiało jak modlitwa o opiekę nad duszą.
Tae, ty okrutniku!
[...]
Oczywiście nie obyło się bez reprymendy ze strony Yoongiego, który kazał wszystkim posprzątać bałagan. I ten w pokoju maknae oraz Jimina, i ten w naszym.
Jakby tego było mało, zawołał Jina, a ten skarcił nas jeszcze bardziej. Jednak w przeciwieństwie do Mina, on pomógł nam ogarniać pokoje.
Yoongi tylko ciągle marudził. Chodził od pomieszczenia do pomieszczenia sprawdzając, czy przypadkiem nie odpoczywamy. Skończył dopiero wtedy, kiedy usiadł na moim łóżku. Zrobił to tylko na chwilę, by popatrzeć na już ogarnięty pokój.
Potem po prostu zasnął. Jak leniwiec. Skulił się na materacu.
- Hobi, weźmy go może do pokoju. - Spojrzałem na Seokjina, który stanął obok mnie nad śpiącym Yoongim.
- A jeśli przypadkiem go obudzimy? - spytałem, trzęsąc się ze strachu na samą myśl.
- No... Trudno. Lubi cię, więc tobie wybaczy - powiedział, drapiąc się z dezorientacją po głowie.
- Ech, wybaczy. Ostatnim razem, kiedy go obudziłem, to zbluzgał mnie takimi słowami, których w życiu nie słyszałem. - Przewróciłem teatralnie oczami. - Poza tym, ciebie też lubi hyung - dodałem.
Skierowałem swój wzrok na stojącego obok Jina.
- Generalnie to chyba wybaczyłby każdemu. No, może poza Jiminen i Namjoonem. Ej serio, czemu my się go tak boimy? - Seokjin zmarszczył brwi. W przypływie heroizmu i odwagi złapał śpiącego Yoongiego za ramiona.
Heroizmu i odwagi? Chyba głupoty...
- Yoongi-ah! - zawołał.
Suga otworzył oczy, po czym przewrócił na drugi bok, twarzą do nas. Jego mina nie zdradzała nic poza zmęczeniem.
- Nie śpij na łóżku Hobiego. Chodź, pójdziemy do pokoju. Namjoon też zasnął. - Głos Seokjina był spokojny, opanowany. Ciepły. Czasami brzmiał jak anioł, który zstąpił na ziemię, by ocieplić nasze serca.
Nawet Yoongi, który normalnie obrzuciłby każdego, kto ośmieli się mu przerwać sen, przekleństwami, wyzwał od najgorszych, teraz wstał i bez słowa uwiesił się jednym ramieniem na starszym koledze.
Jin objął młodszego w pasie, by przypadkiem nie zsunął się na ziemię.
Co jak co, ale Seokjin mógł pocieszyć się respektem. Nawet u Yoongiego. Nie byłem do końca przekonany czy to wychodzi tylko i wyłącznie z różnicy wieku. Pewnie ich długoletnia znajomość też ma na to jakiś wpływ. Jeśli faktycznie tak jest, to dlaczego mnie nie darzy taką pobłażliwością? Przecież całą trójką znamy się od przedszkola!
- Pamiętaj, że za godzinę widzimy się na dole - powiedział najstarszy, zanim opuścił mój pokój. Ciężko mu się szło ze zwłokami Yoongiego, jednak dał radę.
Zamknąłem za dwójką hyungów pokój, po czym podszedłem do torby, by wyjąć czyste ubrania, ręcznik i kosmetyczkę. Położyłem rzeczy na brzegu łóżka, a po chwili sam na nim usiadłem.
Sięgnąłem po telefon. Zacząłem przeglądać stronę z wiadomościami dnia, pogodą... Robiłem wszystko, by zabić czas w oczekiwaniu na to, aż Taehyung zwolni łazienkę.
Nagle urządzenie zawibrowało. Ekran się ściemnił, by po chwili wyświetlić zdjęcie z moim ojcem.
Zielona słuchawka czy czerwona?
Trzymałem telefon w dłoni, nawet nie zbierając się do tego, by nacisnąć którykolwiek przycisk. Melodia "Sorry sorry" Super Juniora rozbrzmiewała po całym pokoju. Lubiłem tę piosenkę. Zawsze poprawiała mi nastrój swoją melodią i zachęcała do tańczenia.
Wiele razy nie dobierałem telefonu tylko dlatego, że od razu zbierałem się do wykonania układu. Nawet, jeśli był to środek ulicy. Jimin często karcił mnie za to, że nie odbieram połączeń. Jednak kiedy był ze mną i akurat ktoś dzwonił, tańczyliśmy razem. Wtedy moje ignorowanie telefonów chyba mu nie przeszkadzało...
- Hyung, czemu nie dobierzesz?
Usłyszałem nagle głos Taehyunga, który wyszedł z łazienki. Mniejszym ręcznikiem wycierał swoje włosy, które niesfornie opadały na jego twarz.
Przeniosłem na niego swój wzrok i pokręciłem głową.
- Bo nie - odpowiedziałem jedynie. Cóż, nie była to może dojrzała odpowiedź w pełni dorosłego mężczyzny, jednak nie miałem innej.
Miałem mu powiedzieć o wszystkim? O tym, że nasze rozmowy zaczynają się od "cześć", przechodzą do pytania "Czy wszystko w porządku?", na które odpowiadam "pewnie", a kończą na "aha, w takim razie dobrze"?
Nienawidziłem ojca z całego serca. Oczywiście szanowałem to, że wspiera mnie wciąż materialnie... Ale nic poza tym. Wcześniej sam nawet nie napisał.
Dopiero, kiedy Yoongi poinformował ojca o mojej próbie samobójczej, ten zaczął się odzywać. Chce nagle zgrywać idealnego tatusia? Dobre sobie.
- To twój ojciec. Powinieneś z nim mimo wszystko porozmawiać - głos Tae był delikatny. Brzmiał tak, jakby nie chciał nadepnąć na minę i od razu to wyczułem.
- Tae, możemy nie poruszać tego tematu? To moja sprawa... - warknąłem lekko podirytowany. Wyciszyłem telefon i schowałem go pod poduszkę. Wziąłem rzeczy, po czym zniknąłem za drzwiami łazienki.
[...]
Gdy wyszedłem spod prysznica, Taehyung leżał w łóżku, odwrócony twarzą do dużego okna, za którym rozpościerał się widok na las i górę.
Może i motel, w którym się zatrzymaliśmy nie był drogi, jednak ten widok był zdecydowanie bezcenny.
Sam wsunąłem się pod kołdrę. Nastawiłem budzik. Cóż, snu nie pozostało mi dużo, bo raptem 15 minut. Zawsze coś... Na drzemkę starczy.
- Przepraszam hyung. Chcę ci tylko pomóc. - Głos Taehyunga był pełny poczucia winy i smutku.
Zdziwiony odwróciłem się na materacu, by móc spojrzeć na dongsaenga. A raczej jego plecy.
- Tae, o czym ty mówisz?
- Bo... Jesteś takim smutnym człowiekiem. Ja wiem, że się śmiejesz, być może i nawet dobrze bawisz. Ale gdy przychodzi co do czego, to jesteś smutny. Hobi, ja się boję, że znowu coś się z tobą stanie - powiedział. Teraz jego ton się łamał.
Nie widziałem jego twarzy, jednak w szybie dużego okna dostrzegłem, jak zaciśniętą dłonią wyciera policzek.
Zamurowało mnie. Nie wiedziałem, co mogłem mu w tamtej chwili powiedzieć.
Czy on cały czas o tym myślał? Jak bardzo musiała dotknąć go moja próba samobójcza, żeby doprowadzić go do takiego stanu?
Taehyung, co tak naprawdę siedziało w twojej mądrej głowie?
Podniosłem się z łóżka. Nawet nie będąc do końca świadomym swoich ruchów, po prostu podszedłem do posłania Tae. Wślizgnąłem się pod kołdrę przyjaciela. Objąłem go ramieniem i przytuliłem do jego pleców.
- Dziękuję, że się o mnie martwisz. Ale niepotrzebnie. Czuję się teraz o wiele lepiej - powiedziałem spokojnie. Spojrzałem zza ramienia Tae na jego odbicie w szybie. Chłopak patrzył się na widoczną część mojej twarzy.
Nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko się do niego uśmiechnąć.
- Naprawdę? - spytał, nie odwracając swoich bystrych oczu od mojego odbicia.
- Naprawdę. Obiecuję ci, że nie zrobię więcej niczego głupiego. Więc proszę, nie bądź smutny z mojego powodu. - Pogłaskałem pocieszająco jego ramię.
Znowu czułem się winny. Winny temu, że zawsze wesoły Taehyung nagle zaczął myśleć o takich rzeczach. Dlaczego wciąż nie mogłem pozbyć się tego uczucia swojej beznadziejności?
Byłem słaby. Składałem Taehyungowi obietnicę, której wypełnienia tak na dobrą sprawę nie mogłem mu zagwarantować.
- Dotrzymaj tej obietnicy, dobrze? Nie lubię być w złym humorze - powiedział i złapał moją rękę. Lekko się podniósł, by przełożyć moją rękę pod swoją głowę. Nieco się zniżył i dzięki temu wygodnie ułożył się na moim ramieniu.
Przymknąłem na chwilę oczy. Nieco opuściłem głowę, przez co momentalnie dotarł do mnie zapach jego ulubionej, aromatycznej odżywki do włosów.
Miałem wrażenie, że właśnie to był zapach Taehyunga - jaśmin.
Wiele rzeczy odróżniało Tae od reszty przyjaciół. Przede wszystkim to, że był... czysty. Robił różne, głupie rzeczy, mówił bzdury, ale nie tworzyły one ani jednej rysy na jego nieskalaności.
Szczerość Taehyunga być może i wychodziła z jego lekkomyślności oraz naiwności, ale nie uważałem tego za wadę. Wręcz przeciwnie - w tym wszystkim tkwił właśnie jego urok.
Jego zapach mnie uspokajał i wyciszał. Nigdy bym o tym nie pomyślał.
Tak właściwie to dopiero teraz zacząłem zwracać uwagę na rzeczy, których nie widziałem czy nie doświadczyłem wcześniej.
Nastała cisza. Jedynymi odgłosami w pokoju były nasze głębokie, spokojne oddechy. Taehyung leżał całkowicie rozluźniony. Miałem wrażenie, jakby właśnie zasypiał.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z impetem, a do środka wpadł Jimin.
- Hobi hyung, Tae, chodźcie do trójki. Jest akcja - powiedział nieco przejętym głosem.
Niechętnie otworzyłem oczy i skierowałem je na dongsaenga.
Poczułem jak V jedynie obraca się na drugi bok, mocniej naciągając na siebie kołdrę. Chyba naprawdę był zmęczony.
- Co się stało? - spytałem. Wstałem z łóżka i przeczesałem dłonią ciemne włosy. Poszedłem za Jiminem do pokoju Yoongiego, Jina oraz Namjoona. Nie naciskałem na Taehyunga. Powinien chwilę odpocząć.
Gdy razem z Parkiem weszliśmy do pokoju, zastałem dość niecodzienny widok. Jungkook siedział na krześle na środku pokoju. Dookoła niego, z zamyślonymi minami krążyli Jin oraz Namjoon. Suga siedział na łóżku po turecku, patrząc się bezczelnie na najmłodszego.
- Co wy tutaj za egzorcyzmy na Kooksie odprawiacie? - spytałem półżartem, zamykając za sobą drzwi.
- Żadne egzorcyzmy! - naburmuszył się Jin, którego wyrwałem z zamyślenia. Był zdenerwowany i to pewnie przez to poczułem, że naskoczył na mnie jakbym właśnie zrobił mu największą krzywdę świata.
W obronnym geście uniosłem ręce.
- No dzieciak z domu uciekł - powiedział Namjoon.
- Co? - Ze zdziwienia otworzyłem usta.
- No normalnie! Dzieciak zwiał z domu i dlatego jest z nami! Rodzice przyszpilili go do pokoju. - Jin pomasował palcami zatoki czołowe i zatrzymał się w miejscu.
- To przez te 4% na egzaminie? - spytałem, wskazując palcem na Jungkooka.
- Hyung, prosiłem, żebyś nikomu nie mówił... - wtrącił szeptem, zerkając kątem oka na Jimina.
Za odezwanie się został zdzielony w tył głowy przez Yoongiego, który pofatygował się i wstał z łóżka.
- Słuchaj no. Gdybyś powiedział nam, że zwyczajnie w świecie nie możesz jechać, to moglibyśmy załatwić tę sprawę z twoimi rodzicami. Jak mamy to teraz zrobić? Wyjdzie na to, że to my jesteśmy ci źli - powiedział Yoongi, podchodząc do krzesła, na którym siedział Kookie. Oparł się ręką na drewnianym oparciu.
- Hyung, to nie tak. Ja po prostu naprawdę chciałem z wami jechać, za wszelką cenę. - Kookie starał się jakoś wybronić z tej całej sytuacji. - To mogą być moje ostatnie wakacje z wami... - dodał szeptem.
Chyba każdy w tym momencie zamarł.
- Jak to ostatnie? - Namjoon usiadł na brzegu łóżka, jednak nie odwrócił wzroku od maknae. Każdy z nas chyba teraz wlepił w niego swoje spojrzenie.
- Mam propozycję studiowania w Japonii.
Kątem oka zerknąłem na Jimina. Zacisnął ręce w pięści, a jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu i zapłonęły czymś na pograniczu tęsknoty, rozczarowania oraz złości.
Widząc jego reakcję, poczułem ukłucie w sercu.
Dlaczego na mnie nie mógł patrzeć w ten sposób?
- Ty w Japonii? Ze swoimi 4% z angielskiego? - Yoongi wskazał palcem na maknae.
- Z japońskiego miał najwyższy wynik w całym kraju - dopowiedział szybko Namjoon.
Park zacisnął mocniej zęby, jak tylko wymienił chwilę spojrzenie ze zrezygnowanym Jungkookiem.
Szatyn po chwili spuścił głowę.
- I mam zamiar ją przyjąć - dodał w końcu.
W pokoju zapadła cisza, którą zakłócały jedynie kroki Seokjina, kręcącego się po pomieszczeniu w tę i wew tę. Jungkook siedział ze spuszczoną głową, nie będąc w stanie spojrzeć na żadnego z nas.
- Fajnie - powiedziałem nagle. Kookie jakby szukając nadziei uniósł na mnie wzrok. Podobnie zresztą jak pozostali.
- Znaczy... Fajnie, że zostałeś doceniony. To naprawdę duża szansa! Głupio byś nawet postąpił, gdybyś nie przyjął tej propozycji. Poza tym - daj spokój. Japonia wcale nie jest tak daleko. Gdyby to była Ameryka, Europa... No, mógłby być problem. Ale Japonia? Wsiadasz w samolot, godzina i już jesteś na miejscu. - Wzruszyłem ramionami.
- Poza tym - ciągnąłem - mamy przed sobą najlepsze tygodnie życia. Chcecie łapać doła z tego powodu? Okay, nasz mały Jungkook dorósł i zaraz rozpocznie dorosłe życie, nawet mi się słabo robi, gdy o tym myślę. Ale jeśli przeniesiesz się do Japonii, to przecież nie przekreśla naszej przyjaźni, prawda?
Uśmiechnąłem się delikatnie do maknae. Chłopak kiwnął głową, jakby nagle odzyskał pewność siebie.
- Co ma być to będzie. Mamy przed sobą długą podróż. Wakacje się jeszcze nie skończyły - powiedział, podnosząc się z krzesła. Yoongi westchnął jakby z ulgą, po czym złapał chłopaka za rękawek koszulki.
- Za narobienie nam stresu stawiasz obiad. I zaraz dzwonimy do twoich rodziców.
Maknae pokiwał zgodnie głową. W tym samym momencie Jimin wyszedł z pokoju, tłumacząc się dzwoniącym telefonem. Ile było w tym prawdy? To wiedział chyba tylko sam Park.
Seokjin już ruszył z miejsca by iść za młodszym, jednak złapałem go za nadgarstek, by dał Chimchimowi spokój.
- Co tutaj się wydarzyło? - W progu z czerwonowłosym minął się Taehyung, który przecierając dłonią zmęczone oko, wszedł do środka.
- Nic. Opowiem ci później - zapewniłem. Poczułem jak Seokjin opiera się o moje ramię i splata na nim swoje dłonie.
- Dobra. Musimy tylko poczekać na Jimina i idziemy na miasto. Siedzę w tym pokoju od kilku godzin. Już mnie stawy bolą od nicnierobienia - marudził Namjoon.
- Chciałbym iść na spływ kajakowy. - Wszyscy spojrzeliśmy na maknae, który podekscytował się na samą myśl o spływie.
- O, o! Ja też! - Taehyung podskoczył w miejscu. Praktycznie każdy podłapał pomysł spływu. Nawet Yoongi nie protestował.
Mnie osobiście zrzedła mina. Nienawidziłem tego typu rozrywki. Od głupiej zjeżdżalni na placu zabaw bolała mnie głowa, a co dopiero od takich atrakcji? O nie. To dla mnie za dużo.
Nie chciałem się jednak sprzeciwiać i psuć im zabawy.
- Hobi chyba tutaj zejdzie - stwierdził z lekkim rozbawieniem Seokjin, który stojąc najbliżej mnie, dokładnie widział jak pobladłem.
- Nie, w porządku. Chcę spróbować.
- Na pewno? Nie musisz się przecież do niczego zmuszać - zapewniał Namjoon.
- Tak, jestem pewny - kiwnąłem głową, wymuszając na sobie uśmiech.
To będzie chyba długi i męczący wieczór...


~*~

^ Łoo... Ok, ok. Jestem geniuszem. Usunęłam przez przypadek treść tej notki, więc dodaję ją po prostu od nowa... Musiałam się naszukać w jakiś kopiach zapasowych google, żeby dotrzeć do tej treści, bo nigdzie w komputerze nie miałam zapisanego tego rozdziału, a z bloga mi totalnie zniknął *-* Mam nauczkę, żeby zapisywać wszystko co piszę na dysku... Właśnie to zrobiłam.
Miałam takiego stresa, że znowu będę musiała od nowa to pisać! Ale się wtedy wkurzyłam! Cały post poszedł się miziać! Ghiaaa!
Przetrzepałam cały komputer w poszukiwaniu posta, ale nigdzie go nie było. 
No nie. Już po mnie.
Ale na szczęście internet nie wybacza, co w internecie, to nie zginie.
Dziękuję google, że zapisuje wszystko w pamięci podręcznej!
Jestem wdzięczna, bo już zaczęłam pisać przepraszającego i żalącego się posta xD 
Brawa dla Motionless Min! 
Ok, przepraszam. Jestem bardzo nieuważnym człowiekiem.

niedziela, 11 września 2016

Saviour

~*~
Serce łomotało tak szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Nie potrafiłem ani złapać oddechu, ani zatrzymać wzroku w jednym miejscu. O trzęsieniu się jak galaretka nie wspominając. Czułem, jakbym miał zaraz umrzeć ze zdenerwowania, zawstydzenia i miłości.
Wyciągnąłem przed siebie ręce, trzymając w obu dłoniach małą, białą kartkę.
- Hyung, proszę. Weź odpowiedzialność za moje uczucia - szepnąłem drżącym głosem. Chociaż obiekt moich westchnień był mojego wzrostu, nie potrafiłem unieść głowy i spojrzeć w jego oczy.
Tak, JEGO.
Gdy poczułem jak bierze ode mnie kartkę, nerwowo cofnąłem dłonie i wbiłem wzrok w czubki poszarzałych trampków.
Miałem ochotę się schować, włożyć głowę w piasek. Jak struś.
Dlaczego nie mogłem być strusiem...
Nerwowo skubałem paznokcie, czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony.
Może powinienem uciec?
Minęła dłuższa chwila, zanim zebrałem w sobie odwagę i nieśmiało uniosłem wzrok na starszego kolegę. Po jego minie nie mogłem nic wywnioskować. Stał z kamienną twarzą. Wszczepił swoje duże, niemalże czarne jak węgiel oczy w list, który mu dałem i podążał za znakami zalanymi szczerymi uczuciami.
Nie potrafiłem znieść tej ciężkiej atmosfery. Tego było za dużo.
Już odwróciłem się na pięcie, by, zachowawszy resztki godności, wyjść z sali, jednak wtedy poczułem, jak Jonghee łapie mnie za nadgarstek. Zastygłem. Wraz z jego dotykiem, cała krew w moim ciele zaczęła buzować. Moje policzki zróżowiały i nie musiałem spoglądać w lustro, aby wiedzieć, że wyglądam teraz jak mały pomidor.
Delikatnie odwróciłem głowę. Popatrzyłem z dezorientacją na hyunga. Wtedy mocno pociągnął mnie za rękę do siebie.
To było zbyt piękne.
W głowie już miałem obraz tego, co się zaraz stanie. Jak mocno mnie obejmie, a potem czule wyszepcze do ucha "Ja ciebie też, Jungkook".
Byłem pełen pozytywnych myśli i wierzyłem, że obraz rzucony przez oczy wyobraźni stanie się realny. Wszystko momentalnie zniknęło, kiedy zamiast zatrzymać się w jego ramionach, zostałem przewrócony na ziemię, a moje plecy spotkały się z metalowymi nogami krzesła i ławki. Syknąłem z bólu.
Jonghee nagle przykucnął naprzeciwko mnie, by móc z łobuzerskim uśmiechem popatrzyć na moją twarz.
- Więc jesteś pedałem?- zapytał.
Ton jego głosu był szyderczy, pełen pogardy i rozbawienia. Byłem zszokowany do tego stopnia, że łzy cisnęły mi się do oczu. Wstrzymywałem się przed wypuszczeniem ich na policzki szczególnie, kiedy powoli docierało do mnie, jak wielki błąd popełniłem, zakochując się w Jonghee.
Chłopak zbliżył niebezpiecznie twarz. Mogłem poczuć jego ciepły oddech na końcu swojego nosa, który okraszony był jego ulubionym zapachem oraz smakiem - mięty. Uwielbiał te gumy do żucia. Zawsze miał przy sobie paczkę.
- Tak? - Ciemnowłosy uniósł brew do góry.
Kiedy chciałem wstać, złapał mnie za ramiona i ponownie przygwoździł do chłodnych, metalowych części ławki. Jęknąłem z bólu, kiedy moje ramię otarło się o haczyk na torbę.
- Odpowiedz.
- Hyung, puść mnie... - wyszeptałem, niemalże błagającym tonem. Starszy stanął na równe nogi. Schował dłonie do kieszeni spodni i popatrzył na mnie z góry, jak na kogoś z gorszego gatunku, niegodnego nawet jego najgorszego grymasu
- Nawet nie wiesz, jak mnie teraz upokorzyłeś. Przez ciebie będą mnie teraz nazywać "przyjacielem pedała" - warknął.
Kiedy ponownie podjąłem próbę podniesienia się z ziemi, Jonghee złapał mnie za koszulkę i pociągnął.
- Nie masz już tutaj życia. Rozumiesz?
Resztkami sił odepchnąłem jego ręce, po czym wybiegłem z sali.  
Nie wiedziałem dokładnie dokąd zmierzałem. Chciałem tylko dobiec do miejsca, gdzie nikt mnie nie znajdzie, gdzie w samotności będę mógł policzyć na ile kawałków pokruszyło się moje serce i jak dużo ran tym jednym sprowadzeniem do parteru zadał Jonghee.
[...]
Gdy wszedłem do klasy, nikt nie odpowiedział na moje ogólnikowe cześć, które zawsze rzucałem. Czułem za to na sobie wzrok rówieśników.
Jedni się podśmiewali, drudzy wskazywali palcem. Niezbyt się tym przejąłem, jednak gdzieś w środku zacząłem się zastanawiać, co było przyczyną ich dziwnego zachowania.
Z głową pełną rodzących się myśli usiadłem na swoim miejscu, w środkowej ławce w rzędzie przy oknie i wyjąłem książki.
Nigdy nie przeszkadzała mi samotność. Miałem dzięki temu ciszę oraz spokój. Tym jednak razem, to wszystko było dla mnie bardzo krępujące. Ciągle czułem się nieswojo, tak, jakby ktoś mówił o mnie za plecami, jakby cała, klasowa uwaga skupiła się na mnie. Czy to za sprawą wczorajszych wydarzeń?
Oczywiście zabolało mnie odrzucenie przez Jonghee, ale jeszcze bardziej we mnie uderzyło to, jak mnie potraktował. Przecież on był taki idealny! Blady, szczupły, inteligentny, przystojny, miły dla wszystkich i serdeczny... Co się nagle zmieniło? Nie lubił mnie w ten sam sposób, ale nie usprawiedliwiało to jego wręcz chuligańskiego zachowania.
Co ja sobie w ogóle myślałem? Że najprzystojniejszy chłopak w szkole nagle okaże się zdeklarowanym gejem i, co lepsze, odwzajemni moje uczucia?
Głupi Jungkook!
Schowałem twarz w dłoniach i oparłem łokcie na blacie drewnianej ławki.
Po chwili rozbrzmiał dzwonek, wraz z którym, do klasy wszedł nauczyciel. Po przywitaniu rozpoczęła się lekcja. Słuchałem dokładnie tematu lekcji, robiąc przy tym dość skrupulatne notatki.
W pewnym momencie zobaczyłem, jak na mojej ławce ląduje zwinięty w kulkę papier. Zmarszczyłem brwi. Wziąłem kulkę w ręce i rozwinąłem ją.
Hej Słoneczko, robisz coś wieczorem?
Mimochodem rozejrzałem się po klasie, jakbym liczył na to, że wyłapię nadawcę tej głupiej wiadomości. Mój wzrok powędrował na dwójkę chłopaków, którzy siedzieli po przeciwnej stronie klasy i śmiali się.
Zignorowałem ich głupie zachowanie. Zgniotłem tylko kartkę i odrzuciłem w ich kierunku.
[...]
Jak się okazało, incydent z głupią wiadomością był tylko małym początkiem piekła, jakie rozpętało się w moim życiu.
Dlaczego mnie musiało to spotkać? Dlaczego nie mogłem w spokoju być sobą?!
Chodzenie do szkoły stało się dla mnie udręką. Każdy dzień przynosił nowe, nieprzyjemne doświadczenia.
Podarta koszulka, plecak wymazany wyzwiskami, wysłuchiwanie wszystkich oszczerstw - to nie było dla mnie teraz nic nadzwyczajnego. W tym krótkim czasie zdążyłem "zakolegować" się z nowymi pseudonimami: pedał, gejuch, męska dziwka... Nie wspominając o głupich docinkach.
Każdego dnia po prostu czekałem na ich kolejny przejaw stręczycielskiej kreatywności.
- Jungkook?
Niski głos Taehyunga wyrwał mnie z rozmyślań. Przeniosłem swój wzrok na przyjaciela, który po chwili zanurzył wargi w parującej, świeżej kawie.
- Mhm? - mruknąłem.
- Pytałem, czy pójdziesz ze mną i Yoongim na lodowisko. - Starszy popatrzył w moje oczy, na co zareagowałem bladym, delikatnym uśmiechem..
- To miłe, ale chyba spasuję. Nie będę wam psuł randki - odparłem
- Gdybyś miał przeszkadzać, to bym ci tego nie proponował. - Taehyung wydął dolną wargę, robiąc przy tym minę smutnego szczeniaka.
- Poza tym, wciąż się trochę stresuję, kiedy on jest obok. Ja wiem, że spotykamy się już z dobre dwa miesiące, ale wciąż mam te same motylki w brzuchu - powiedział wesołym, błogim tonem. Odłożył kubek kawy i oparł policzki na dłoniach, całkowicie się rozmarzywszy.
Z jednej strony cieszyłem się szczęściem przyjaciela. Z drugiej natomiast cholernie zazdrościłem. Trafił na kogoś, kto pokochał go ze wzajemnością. Taką samą szczerą, bezwarunkową miłością.
Yoongi był studentem, podczas gdy Tae był w ostatniej klasie liceum. Gdzie on go znalazł? Sam nie wiem. Czy to było aż takie ważne? Póki było im ze sobą dobrze, nic więcej nie miało znaczenia.
- Zachowujesz się ostatnio dziwnie. Wszystko w porządku? - Tae skierował na mnie swój pełen troski wzrok.
- Wybacz, nie chcę o tym rozmawiać. Tak właściwie, to muszę się już powoli zbierać.
W pośpiechu złapałem swoją kurtkę, szalik i plecak, po czym bez słowa więcej opuściłem kawiarnię, w której spotkaliśmy się dzisiejszego poranka.
Narzuciłem na siebie odzienie, a miękkim szalikiem oplotłem szyję. Potem ruszyłem w stronę szkoły.
Bałem się dzisiejszego dnia. Na samą myśl dostawałem dreszczy.
Intuicja podpowiadała mi, że dzisiaj stanie się coś wyjątkowo niedobrego.
[...]
Czyżby intuicja mnie zawiodła? Minęła już długa przerwa, a ja wciąż miałem spokój! Czyżby znudziło im się dręczenie biednego pierwszaka?
Po cichu miałem taką nadzieję.
Nauczyciel poprosił mnie do pokoju, bym pomógł mu z przestawieniem pudeł. Gdy się z tym uporałem, było wciąż przed dzwonkiem.
Spokojnie wracałem do klasy, obrawszy wcześniej drogę przez boczny korytarz. Był po prostu krótszy. Niestety, albo i stety, mało osób się tutaj zapuszczało. Szczerze mówiąc, byłem tym trochę zaskoczony.
Nagle zbliżyła się do mnie grupka starszych chłopaków. Pojawili się jakby znikąd, jakb wyrośli spod ziemi.
Chciałem ich zignorować i po prostu przejść dalej. To jednak okazało się niemożliwe.
Jeden z nich złapał mnie za kołnierz marynarki i z całej siły pchnął na ścianę.
- Wiesz gówniarzu, że mają mnie teraz za pieprzonego homosia?!
Jak tylko otworzyłem zaciśnięte ze zdenerwowania oczy, zobaczyłem Jonghee. W złości mocno zaciskał dłonie na mojej marynarce.
Nie chciałem na niego patrzeć. Nie potrafiłem.
Przez moją lekkomyślność, przez to, że chciałem poczuć się w końcu szczęśliwy narobiłem problemów nie tylko sobie, ale i osobie, na której mi tak zależało...
- Nie chciałem - szepnąłem.
Ostrożnie odepchnąłem ręce hyunga. Chciałem odejść, jednak wtedy jeden z jego kolegów szarpnął mnie za ramię i znowu przyszpilił do ściany. W tym samym momencie poczułem mocne uderzenie w brzuch. Syknąłem z bólu. Odruchowo chciałem się skulić, jednak nie mogłem.
- Przeproś. - Głos Jonghee był stanowczy i pełen nienawiści. - Nie słyszałeś? Przeproś! - Kiedy nie usłyszał ode mnie żadnej odpowiedzi, po prostu rzucił mnie na ziemię. Drugi z jego kolegów kopnął mnie w udo, co momentalnie odczułem na niemalże całym ciele. Ból rozszedł się po wszystkich nerwach. Zacisnąłem jedynie zęby, jakbym chciał tym stłumić natężenie odczuwalnych ciosów.
Nie miałem ochoty ruszać się z ziemi. Chłód gresowych płytek dawał mi swojego rodzaju ukojenie. I przy okazji łagodził ból. Skuliłem się, zasłaniając rękami twarz.
- Hej! Co wy robicie?
Po korytarzu rozległ się głos jednego z profesorów.
Nauczyciel przepędził oprawców i bezzwłocznie do mnie podszedł. Uklęknął obok.
Mówił coś, ale nie docierały do mnie jego słowa. Moje oczy całkowicie się przeszkliły. Znalazłem w sobie jedynie siłę, by wstać i uciec.
Biegłem po prostu przed siebie. Na schody. Byle jak najwyżej. Jak najdalej.
Pchnąłem ciężkie, metalowe drzwi i już po chwili przed moimi oczami ukazał się rozmazana przez łzy panorama miasta.
Dach.
Było tutaj tak cicho i spokojnie…
Wszystkie głośne myśli wyłączyły się w momencie, w którym podszedłem do balustrady zabezpieczającej. Popatrzyłem chwilę na miasto, pozwalając łzom spokojnie spływać po policzkach.
Miałem dość.
Nie chciałem czuć się więcej poniżany i wyśmiewany. Do tego przez osobę, którą kochałem.
Nie potrafiłem nawet opisać uczuć, jakie mi wtedy towarzyszyły. Czułem bezsilność. To przeze mnie Jonghee także ma problemy. Może faktycznie sam jestem sobie winien?
Bezsilnie usiadłem na chłodnym betonie, opierając się plecami o balustradę. Podkuliłem nogi. Złożone ręce oparłem na kolanach i schowałem w nich twarz.
Nie miałem pojęcia, jak długo tam siedziałem. Miałem wrażenie, jakbym wypłakał wszystkie łzy, a wraz z nimi swoją całą chęć do życia.
- To moja miejscówka. Co tutaj robisz?
Na melodyjny, dość przyjazny głos odruchowo podniosłem głowę.
Przed moimi oczami ukazał się chłopak. Na oko odrobinę niższy ode mnie. Miał wsunięte dłonie w kieszenie ciemnych spodni i lekko się nade mną pochylał. Dzięki temu mogłem dostrzec jego twarz.
Miał wąskie, ciemne, bystre oczy, które przysłaniały brązowe włosy z jaśniejszymi refleksami, które przecięły te ciemne kosmyki, jak tylko zawiał mocniej wiatr.
Chłopak wyjął dłoń by poprawić grzywkę.
Bez żadnego słowa wstałem z miejsca. Pociągnąłem nosem i odwróciłem się w stronę wyjścia.
- Ej, poczekaj!
Nie zareagowałem. To najwidoczniej nieco rozzłościło szatyna, gdyż nagle pojawił się przede mną, nie pozwalając mi dalej przejść.
- Czego? - rzuciłem nieprzyjemnie.
- Niczego. Nikt tutaj nie przychodzi bez powodu. Coś się stało?
- Co cię to obchodzi? Daj mi spokój. - Zrobiłem krok w lewo, by wyminąć chłopaka, jednak już po chwili ten znowu pojawił się przede mną.
- Teraz zaczęło mnie obchodzić.
- Niby dlaczego miałbym z tobą rozmawiać? Nie znam cię. Pozwól mi przejść. - Popatrzyłem surowym wzrokiem na nachalnego nieznajomego.
- No właśnie dlatego.
Nie miałem siły użerać się z tym typem. Przeszedłem obok niego, jednocześnie szturchając go ramieniem. Wiem, że było to niegrzeczne, ale skoro inaczej się nie dało...
Gdy zszedłem na dół schowałem się w łazience. Doprowadziłem się do jakiegoś powierzchownego porządku, za którym mogłem ukryć zadane rany, a gdy rozbrzmiał dzwonek, wróciłem do klasy.
Moim rówieśnikom nie umknęły jednak delikane zadrapania i poszarpana koszula. Jednak zareagowali na to tylko śmiechem.
[...]
Dach stał się moim ulubionym miejscem. Nie przewijał się tam nikt. Prawie.
Poza mną był tam jeszcze on. Ten uporczywy, nachalny szatyn, któremu prawdopodobnie podebrałem miejsce.
Przypadkiem dowiedziałem się, że był w ostatniej klasie i tańczył. Te informacje mi wystarczały, bo nie miałem zbytnio ochoty się z nim spoufalać. On jednak skutecznie mi to utrudniał.
Dzień w dzień, na najdłuższej przerwie przychodził na dach i pytał, czy wszystko ze mną dobrze. Nigdy mu nie odpowiadałem. Po prostu wtedy odchodziłem.
Dlaczego więc wciąż się do mnie uśmiechał i mimo mojej obojętności, a nawet wręcz niechęci, chciał ze mną rozmawiać?
Gdyby nie to, że dach był jedynym, spokojnym miejscem, gdzie mogłem się ukryć, pewnie przestałbym tam przychodzić.
Przez ostatni miesiąc jednak dużo się zmieniło. Chłopak nie pytał. Opowiadał mi za to różne historie, a ja już od niego nie uciekałem.
Nie zmieniało to faktu, że wciąż się do niego nie odzywałem. Nie potrafiłem jednak ukryć tego, że z uwagą słuchałem jego słów.
O czym mi opowiadał? Właściwie o niczym, co mogłoby być dla niego jakieś mega ważne.
Mówił o książkach jakie przeczytał, filmach, które obejrzał, tańcu. Czasami opowiadał o ciekawych sytuacjach, które działy się w jego klasie.
Serce zaczynało mi szybciej bić, kiedy pomiędzy wierszami padało imię Jonghee.
On nie tylko był z nim w klasie, ale, jak zrozumiałem z jego historii, dogadywali się też całkiem dobrze.
W takim więc razie, szatyn musiał wiedzieć, kim jestem.
Miałem w głowie tyle pytań, które chciałbym mu zadać. Jednocześnie przez te parę miesięcy chyba zapomniałem, jak to jest w ogóle coś powiedzieć.
Ludzie, których do tej pory uważałem za szkolnych przyjaciół odwrócili się ode mnie. Tak naprawdę poza Taehyungiem, który chodził do innej szkoły, i rodziną nie miałem się do kogo odezwać. Kiedy siedziałem w szkole, nie mówiłem praktycznie nic. Już nawet nie odszczekiwałem się na jakieś chamskie uwagi.

Jak codziennie siedziałem na dachu. Zmęczony dłużącym się dniem, opadłem plecami na chropowatą, betonową powierzchnię.
Wpatrywałem się w niebo, które przez swoją dość ciemną barwę zwiastowało mocną ulewę. Chmury kłębiły się i dość szybko przemieszczały. Dawało to wrażenie ulotności, a uczucie upływającego czasu tylko coraz dosadniej dawało mi odczuć, że stanąłem w miejscu.
Uniosłem delikatnie rękę. Rozpostarłem swoje długie palce. Przez moment patrzyłem, jak pomiędzy nimi przewijają się chmury.
Nagle moim oczom ukazała się odwrócona do góry nogami twarz mojego "dachowego kolegi". Nieco mnie tym przestraszył, więc zanim dotarło do mnie kto dotrzyma mi towarzystwa przez tę przerwę, wzdrygnąłem się i wstrzymałem oddech.
- Chłodno dzisiaj, prawda? - zagaił.
Starszy siedział na piętach, z rękami w kieszeniach spodni i pochylał się lekko nade mną.
Zmieniłem pozycję do siedzącej, po czym pokiwałem zgodnie głową.
- Wiesz, byłem w takiej chińskiej restauracji... - zaczął.
Z uwagą zacząłem przysłuchiwać się historii, którą chciał się ze mną podzielić.
Ostatnio zastanawiałem się nad nim. Wciąż nie wiedziałem, co nim kierowało, by mimo wszystko ze mną rozmawiać. Jednak na jego zwykłe, codzienne opowiadanie czekałem z niecierpliwością. Był to zdecydowanie mój ulubiony moment dnia.
I chociaż nie wiedziałem o nim nic, tak naprawdę wiedziałem wszystko. Co lubił jeść, jakie książki czytał, jakiej muzyki słuchał. Dowiadywałem się o tym samoistnie, a jednak chciałem też wiedzieć o nim więcej.
Poza tym, lubiłem słuchać jego głosu. Był on co prawda dość wysoki, trochę piskliwy, a jego busanowski dialekt momentami był dla mnie niezrozumiały, ale mimo wszystko był tym głosem, który słyszałem najczęściej.
Zatracając się w swoich myślach całkowicie straciłem koncentrację, przez co minęło mi pół jego historii. Ocknąłem się jednak na chyba najbardziej odpowiedni moment.
Chłopak wyjął z kieszeni mały woreczek, w którym znajdowały się dwa ciastka. Zdziwiony przeniosłem wzrok na towarzysza. Zmarszczyłem pytająco brwi i przechyliłem głowę.
- To ciasteczka z wróżbą, jakie dostałem. Nie jestem przesądnym człowiekiem, ale czasami fajnie się w coś takiego pobawić.
Szatyn obdarzył mnie szczerym uśmiechem, przez który jego oczy się przymrużyły. Podał mi jedno ciastko, a drugie sam wziął w swoje dość małe dłonie.
Skinąłem głową w geście podziękowania.
Obaj przełamaliśmy ciastka w tym samym momencie i od razu sięgnęliśmy po wąskie, białe karteczki z wróżbą.
- „Czytaj jak najwięcej, mów jak najmniej.”? - zdziwił się - i to ma być wróżba? Przecież to cytat jest! - Chłopak nadął w złości policzki. Po chwili schował kartkę do kieszeni i wsunął jedną część ciastka do buzi.
- A ty co masz? - spytał, ładując do ust resztę smakołyku. Przysunął się do mnie, po czym spojrzał na trzymaną przeze mnie kartkę.
"Tragedia trwa chwilę, reszta Twojego cierpienia to Twoje dzieło".
Zatrzymałem swój wzrok na kartce, analizując każdy znak, który po połączeniu z kolejnym tworzył całe zdanie.
Nie, to nie jest cierpienie, które sam sobie wymyśliłem. Przecież sam się nad sobą nie pastwię. Sam się nie biję, sam nie przysparzam sobie nieszczęść, sam nie popycham się na schodach.
Tragedia może i trwała tylko przez chwilę, ale to wszystko, co działo się potem nie było "moim dziełem". Bo nie było... Prawda?
- W ogóle, to mam małą propozycję - zaczął szatyn.
Przeniosłem na niego swoje duże oczy i skinąłem głową na znak, by kontynuował.
- Niedaleko otworzyli nową kawiarnię, gdzie podają podobno bardzo dobrą bubble tea. Nie miałem jeszcze okazji jej spróbować, a moi znajomi jakoś nieszczególnie za nią przepadają. Masz może ochotę się ze mną tam wybrać po szkole?
Propozycja chłopaka nieco mnie zaskoczyła.
Co do cholery nim kierowało? Przecież nawet nie wiedziałem, jak ma na imię! Nie odzywałem się do niego! Czy mu to w ogóle przeszkadzało?
Byłem coraz bardziej ciekawy hyunga.  Rodziło się w mojej głowie tyle pytań. Być może będę w stanie mu kiedyś je zadać?
Wydałem z siebie pomruk zgody, który od razu wywołał na buzi starszego uśmiech. Był on tak zaraźliwy, że sam lekko uniosłem kąciki.
- Świetnie. W takim razie, widzimy się przy wyjściu głównym o 15 - powiedział, po czym podniósł się z miejsca. Poczochrał delikatnie moje włosy.
Wraz z jego dotykiem, po moim ciele przeszedł dziwny dreszcz. Uczucie, którego nie potrafiłem opisać. Coś podobnego do motylków w brzuchu, ale nie do końca...
Uniosłem głowę i popatrzyłem z dołu na szatyna. Ciągle się uśmiechał i to właśnie tym gestem mnie pożegnał.
Siedziałem jeszcze dłuższy moment w miejscu, zastanawiając się nad tym wszystkim. A co jeżeli hyung robi to, by móc się później ze mnie nabijać?
Coraz więcej pytań pojawiało się w mojej głowie. Nie miałem jednak odwagi, by je wypowiedzieć, a co dopiero zadać starszemu.
Pokręciłem głową, chcąc odtrącić wszystkie wątpliwości. Pójdę z hyungiem na tę herbatę. Gorzej przecież być nie może.
[...]
Zajęcia skończyłem godzinę wcześniej niż mój "dachowy kolega". Siedziałem więc przez pozostały czas na dachu, dopóki z nieba nie zaczęły spadać krople deszczu.
Następne kilkanaście minut przeczekałem na klatce schodowej przed wejściem na dach.
Kiedy natomiast nadeszła już 15, czekałem gotowy do wyjścia w umówionym miejscu, trzymając w ręce przezroczysty parasol.
W duchu dziękowałem mamie za to, że zmusiła mnie do wzięcia go z domu tamtego dnia.
Hyung schodził po schodach w towarzystwie wyższego chłopaka, który o mało co nie spadł z nich, kiedy razem zaczęli robić jakieś śmieszne, taneczne ruchy.
Wyższy wydał z siebie przeraźliwy krzyk, będąc na granicy między życiem a śmiercią, jednak zanim ten runął na parter z kilku ostatnich schodków, szatyn złapał go za ramię.
Hyung dostrzegł mój wzrok. Nieco zmieszany uśmiechnąłem się i skinąłem głową w geście kolejnego już tego dnia przywitania. Ten tylko odwzajemnił uśmiech.
Zszedł z kolegą na dół. Nieznajomy nie wyglądał na ucznia naszego liceum. Był starszy od hyunga, nie miał mundurka. Moje wątpliwości co do wieku nowego osobnika zostały rozwiane, kiedy ten powiedział "Jesteś bardzo kłopotliwym dongsaengiem".
Obaj pożegnali się mocnym uściskiem dłoni i wesołymi śmiechami. Nieznajomy wszedł w drugi korytarz, natomiast hyung szybko zmienił buty, a po dwóch minutach już podszedł do mnie.
- Trochę pada na dworze. Szlag by to... Nie wziąłem parasolki - powiedział, przerzucając przez jedno ramię plecak.
Uniosłem lekko swoją parasolkę oraz dwa palce drugiej dłoni.
- Jesteś pewny, że obaj się pod nią zmieścimy? - spytał.
Kiwnąłem zgodnie głową.
Chłopak uśmiechnął się do mnie. Pierwszy zainicjował ruch, więc podążyłem za nim i już po chwili kroczyliśmy po dość ruchliwej ulicy, dzieląc parasol.
Hyung zaczął opowiadać o tym, kim jego przyjaciel. Dowiedziałem się, że nazywał się Hoseok, ale on wołał na niego Hobi. Razem tańczyli w undergroundzie, ale z jego zachwytu nad starszym kolegą mogłem wywnioskować, że trochę zazdrościł mu jego talentu.
- I ten jego przeklęty popping! Dlaczego on może tak doskonale spinać stawy, a ja nie? On przecież też ma kości!
Tak, już wtedy byłem pewny, że mu zazdrościł.
Chłopak zdawał się być tym nawet lekko podirytowany. Jego głos się uniósł i wskoczył na poziom pomiędzy chorą zazdrością, a nienawiścią.
Ale przecież uwielbiał swojego hyunga...
- Jimiiin!
Szatyn przerwał, jak tylko do naszych uszu dobiegło wołanie.
Jimin... Nazywa się Jimin?
Hyung odwrócił się w stronę źródła dźwięku. Podążając za nim, zrobiłem to samo. Widząc jednak Jonghee, wróciłem do poprzedniej pozycji i zatrzymałem wzrok na czubkach swoich butów. Chciałem odejść, jednak wtedy przypomniałem sobie, że tylko dzięki mojej parasolce Jimin nie moknie.
- Cześć! Już wracasz do domu?
Nie widziałem tego, co się działo. Usłyszałem jedynie klaśnięcie, które mogło tylko oznaczać, że obaj się przywitali.
- Nie, chciałem jeszcze wejść do księgarni po jakieś dodatkowe materiały - powiedział Jonghee.
Dlaczego w tamtym momencie znowu odczułem, że był idealny?
- Ale zobaczyłem, że idziesz. Nie wiedziałem, że lubisz towarzystwo pedałów.
I znów wrócił ten Jonghee, którego z całego serca nienawidziłem.
Zacisnąłem mocniej palce na parasolce, co chyba nie umknęło uwadze szatyna.
Wtedy poczułem, jak Jimin obejmuje mnie ramieniem.
- Nie wiedziałem, że będziesz mi tego tak zazdrościł.
Lekko odwróciłem głowę, by móc popatrzeć na twarz hyunga. Jego uśmiech był cwany, chuligański i pewny siebie. Biła od niego charyzma, której nie potrafiłem wytłumaczyć. Ale nawet ja poczułem się nią dotknięty. I to nie tylko ze względu na fizyczny dotyk.
- Nie zazdroszczę. Mam przez niego same problemy! Gówniarz powinien wiedzieć, gdzie jest jego miejsce.
Za każdym razem, gdy słyszałem jego głos, czułem się malutki. Bezradny. Jak zmęczona ucieczką mysz, która na swojej drodze napotkała wygłodniałego, rozwścieczonego kota.
- Och, proszę cię. Gdybyś za wszelką cenę nie próbował go kompromitować, nie miałbyś żadnych problemów. Zastanów się nad tym co robisz, bo zacząłeś bardzo gwiazdorzyć, wiesz? - Ręka hyunga zsunęła się z mojego ramienia. Kątem oka dstrzegłem, jak ten podchodzi do Jonghee i patrzy mu z wrogością w oczy.
- I daj mu spokój. Dobrze ci radzę.
Głos Jimina mnie samego przyprawił o ciarki. Brzmiał tak, jakby wydawał rozkaz i ostrzeżenie w jednym.
Wyglądał naprawdę przerażająco, mimo że Jonghee był nieco od niego wyższy.
Hyung musiał cieszyć się naprawdę dużym respektem.
- Jak chcesz. Niech towarzystwo pedałów sprawia ci przyjemność - Jonghee uśmiechnął się teatralnie.
- Dziękuję. Pozdrów swoich kumpli. I nie zapominaj, że w każdej chwili mogą zobaczyć zdjęcie, które chyba bardziej cię skompromituje niż wyznanie dzieciaka, prawda? - Jimin odwdzięczył mu się tym samym, sztucznym gestem.
Jonghee wyminął nas, przy okazji szturchając mnie czepialsko ramieniem.
Mój mózg potrzebował chwili, by zarejestrować wszystko, co się wydarzyło.
Jimin stanął w mojej obronie.
Jimin ma ogromny autorytet.
"Dachowy kolega" ma na imię Jimin.
- Przepraszam za niego. Może i wygląda na mądrego, ale uwierz mi. To kompletny kretyn jest. Zresztą, sam się chyba o tym przekonałeś... O-ojej... No weź! Co ty? Nie płacz!
Dopiero na słowa hyunga zorientowałem się, że łzy spływały z moich oczu po policzkach niczym bierząca woda z kranu.
Jimin zaczął machać rękami, nie wiedząc co ma ze mną zrobić, a ja stałem jak słup soli pod tym parasolem, zajmując się płaczem jak jakieś małe dziecko.
Opuściłem lekko głowę i wytarłem rękawkiem lekkiego swetra mokre policzki.
- Dziękuję, hyung - szepnąłem.
Nie widziałem reakcji starszego. Poczułem za to jak opiekuńczo poklepał mnie po ramieniu, a potem pogłaskał po włosach.
- Jimin - powiedział - jestem Jimin.
Uniosłem lekko głowę, by móc popatrzeć na hyunga.
- To ja dziękuję, że znowu mogę usłyszeć twój śliczny głos.
Jego promienny uśmiech rozświetlił mój dzień. Mimo pochmurnej pogody, dostrzegłem swoje słońce. Nazywał się Jimin - mój wybawca.
- I przestań już beczeć, bo brzydko wyglądasz! Chodźmy na tę herbatę bo już mi się pić chce!
Ochoczo kiwnąłem głową.
Jak tylko hyung ruszył z miejsca, podążyłem za nim, dopóki nie zrównaliśmy kroków.
- Skąd...? - rzuciłem, kiedy po dotarciu na miejsce i zamówieniu herbat, zajęliśmy miejsce przy jednym ze stolików.
- Skąd wiedziałem? Nie było to żadną tajemnicą. O zakochanym Jeonie Jungkooku z pierwszej klasy wiedział chyba każdy. Nie do końca rozumiałem, o co chodziło Jonghee. Może po prostu musiał na kimś się wyżyć? - Widząc moje zdezorientowane spojrzenie, kontynuował - Jonghee ma trudną sytuację w domu. Rodzice go bardzo cisną do nauki. Ma być prawnikiem, albo przejąć rodzinny biznes. Są bardzo szanowaną rodziną, więc nie ma możliwości sprzeciwu. Do tego wszystkiego jest jedynakiem, więc presja jest jeszcze większa.
Wsunął do ust grubą rurkę i upił łyk herbaty. Wydał z siebie pomruk zadowolenia, który mnie samego zachęcił do spróbowania swojego napoju.
- I jak? Dobre? - spytał z uwagą, spoglądając prosto w moje oczy. Oparł żuchwę na dłoni i po prostu mi się przyglądał. Byłem jednak zbyt zafascynowany odkryciem nowego, wspaniałego smaku, by odczuć intensywność, z jaką Jimin świdrował mnie wzrokiem.
Kiwnąłem jedynie głową, ponownie upijając łyk.
- Dawno nie próbowałem niczego nowego. To jest wspaniałe! - powiedziałem z ekscytacją, unosząc lekko plastikowy kubeczek w dłoniach.
W odbiciu szyby za plecami Jimina dostrzegłem, że wyglądałem jak mały dzieciak, który dostał upragnioną zabawkę.
- Cieszę się. - Głos hyunga był ciepły, czuły i szczery. Bardzo przyjacielski.
Miałem wrażenie, jakby samymi słowami przekazywał mi ogrom miłości i czułości.
Woah! Jungkook! Wróć! Miłości? Zagalopowałeś się.
[...]
Po tym, jak Jimin rozmawiał z Jonghee, miałem naprawdę dużo spokoju. Od kilku dni chodziłem do szkoły z większą chęcią.
Ludzie z klasy na nowo zaczęli ze mną rozmawiać. Nie były to oczywiście żadne większe rozmowy, ale zwykłe "cześć". Zawsze coś.
Powoli wracałem do stanu sprzed tych wszystkich wydarzeń, kiedy to rozmawianie z ludźmi sprawiało mi jeszcze jakąś przyjemność.
Póki co, największą radość czerpałem z czasu spędzonego z Jiminem i tak naprawdę tylko z nim rozmawiałem. Ale nie potrzebowałem więcej.
Tematy luźnych książek, filmów, spędzonego dnia i jedzenia, zastąpiło szukanie wspólnych zainteresowań i poznawanie siebie nawzajem.
Każdego dnia siedzieliśmy na dachu. Jimin przynosił wtedy moje ulubione bubble tea, które wypijałem niemalże jednym duszkiem. Hyung dopijał swoją do połowy, mówił, że już nie może, a potem z uśmiechem obserwował, jak wypijam jego porcję.
Na początku irytował mnie ten jego świdrujący wzrok. Czułem się przez niego niemalże nagi.
Ale z czasem się do niego przyzwyczaiłem i zaczynałem wysuwać różne teorie na ten temat.
Teorią jednak nie było to, że z każdą rozmową, w moim brzuchu pojawiało się więcej motyli.
Przyłapywałem się także na tym, że sam zacząłem "przypadkiem" dotykać jego dłoni, kiedy podawał mi kubek z herbatą czy siadać obok niego w taki sposób, by jakąkolwiek częścią ciała go dotknąć.
Tamtego dnia był pierwszy dzień ostatniego tygodnia szkoły przed wakacjami. Chciałem zaproponować Jiminowi widywanie się w czasie wolnym. Poza tym, bardzo chciałem iść z nim do aquaparku. Wiedziałem z jego opowiadań, że lubił pływać. A ja lubiłem patrzeć, kiedy Jimin odczuwał radość.
Hyunga jednak nie było. Nie przyszedł na żadnej przerwie, nie widziałem go nigdzie w szkole.
- Może jest chory? - pomyślałem, kiedy następnego dnia również się nie pojawił.
Z ciekawości poszedłem do wychowawcy klasy, do której uczęszczał Jimin i spytałem, czy zna powód jego nieobecności.
- Park niestety miał mały wypadek i jest w szpitalu. Nie wiem nic więcej...
Odkąd usłyszałem te słowa, nie pamiętałem nic. Nie pamiętałem jak dotarłem na lekcje, jak w trakcie wybiegłem ze szkoły i pognałem do jednego szpitala. Błąkałem się po mieście dopóki nie trafiłem do tego budynku, gdzie usłyszałem "drugie piętro, sala numer 125".
Winda nie przyjeżdżała. 30 sekund, 40 sekund, minuta...
Nie mogłem czekać. Wbiegłem na schody i już po dłuższej chwili znalazłem się pod salą.
Przez szklaną szybę widziałem Jimina, który z bandażem na głowie i maską tlenową leżał pod białą kołdrą.
Dźwięk pikających maszyn przeszywał moje uszy na wylot, przyprawiał o nieznośny ból głowy.
Wziąłem głęboki oddech. Po uspokojeniu wszystkich nerwów uchyliłem lekko drzwi i wszedłem na salę.
Ostrożnie podszedłem do leżącego Jimina. Nie wiedziałem, co się stało... Widziałem tylko kilka zadrapań, przeciekającą przez materiał bandażu krew i gips, który otulał nadgarstek i przedramię hyunga. Był blady jak biała kołdra, pod którą leżał. Gdyby nie jego brązowe włosy oraz plama na bandażu, pewnie całkowicie by się z nią zlał.
Ostrożnie dotknąłem opuszkami palców wierzchu jego drobnej dłoni.
W tym samym momencie Jimin otworzył oczy i popatrzył na mnie zmęczonym wzrokiem. Uśmiechnął się jednak na mój widok. Nieco blado, jakby wymusił ten gest resztkami swojej egzystencjalnej siły.
- H-hyung? Co się stało? Dlaczego tutaj jesteś? - spytałem. Cały trząsłem się z emocji.
Jimin widząc mój stan wyszukał moją dłoń, po czym ujął ją i wplótł swoje palce.
- Nie słyszę - szepnął cicho. Jego głos się załamał w tych dwóch słowach. Uśmiechnięte policzki hyunga okrasiły spływające łzy, a kąciki ust powoli opadały, tworząc uśmiech pełen bólu.
- Co? Jak to nie słyszysz? Jimin...
Czy powinienem coś w ogóle mówić? Jak miałem do niego nie mówić? Jak miałem nie mówić do jedynej osoby, z którą chciałem rozmawiać?
Ścisnąłem mocniej dłoń Jimina. Dlaczego akurat teraz...
Dlaczego akurat teraz, kiedy chciałem powiedzieć mu tyle ważnych rzeczy?!
Wolną dłonią otarłem z jego lewego policzka łzy.
Chciałem mu powiedzieć "Hyung, będzie dobrze". Ale jak miałem to zrobić, skoro i tak by tego nie usłyszał?
Niepewnie ująłem w obie dłonie jego rękę, po czym przytknąłem ją do swoich ust, pozostawiając na jej wierzchu motyli pocałunek.
- Chciałem tylko kupić herbatę... - wyszeptał w pewnym momencie - ja cię niestety teraz nie usłyszę, ale to ty mnie posłuchaj. Tak jak kiedyś. Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Nie wiem, czy będę mógł cokolwiek usłyszeć. Ale chciałbym, żebyś... - Nie pozwoliłem hyungowi dokończyć. Jak tylko ten podniósł się do pozycji półsiedzącej, objąłem go ramionami i przytuliłem.
- Żebyś mnie teraz nie zostawiał.
Jego drżący, płaczący głos wbił się w moje uszy tak mocno, że jeszcze przez moment rozbrzmiewał w mojej głowie.
- Nie zostawię cię. Za mocno cię kocham - szepnąłem. Wiedziałem, że Jimin nie mógł tego usłyszeć. Właśnie to mnie zabolało. To, że kiedy w końcu mogę wręcz wykrzyczeć swoje uczucia komuś, kto na nie naprawdę zasługuje, ta osoba ich nie usłyszy.
Musiałem jednak pozostać silny. Dla niego. Musiałem odwdzięczyć mu się za to, że był, kiedy go wcale o to nie prosiłem.
[...]
Minęły już 3 lata. Moje życie z Jiminem potoczyło się krętą drogą, ale i tak kończyliśmy w jednym miejscu.
Pod salą operacyjną, gdzie po raz kolejny próbowano odzyskać słuch Jimina.
Początki naszej komunikacji były trudne. Najpierw to ja się nie odzywałem, a gdy już zacząłem, a nawet powoli się rozkręcałem, Park stracił słuch. O ironio...
A co się tak w ogóle stało?
Jimin szedł rano po nasze codzienne bubble tea i spadł ze schodów. Potknął się, zleciał w dół, uderzył głową o ostatni stopień.
Obudził się dość szybko, już w szpitalu, ale nic nie słyszał.
Ot co się stało. Niby zwykły wypadek, ale odebrał Jiminowi to, co najcenniejsze. Jeden ze zmysłów.
Przez to musiał przerwać taniec, na środek ostatniego roku przenieść do szkoły specjalnej. Najgorsza była nauka migowego. Ale podjąłem naukę razem z nim. Byłem przez to stałym bywalcem w jego domu. Poznałem jego rodziców, którzy chyba mnie polubili. To dzięki ich pomocy mieszkam razem z Jiminem w naszych własnych, czterech ścianach. Ja się wciąż uczę, ale Park mimo swojej niepełnosprawności pracuje. Tłumaczy teksty prawne. Nie musi do tego słuchać,wystarczy, że potrafi czytać.
Nie potrafiłem określić tak do końca naszych relacji... Niby spaliśmy w jednym łóżku, niby uprawialiśmy miłość, niby żyliśmy razem, ale nigdy nie padły żadne większe deklaracje.
Bolało mnie to, że Jimin nie słyszał, ile razy wyznawałem mu miłość.
Gdy zasypiał na moich kolanach, gdy tulił się do mnie, gdy się do mnie uśmiechał. Zawsze mówiłem mu, jak bardzo go kochałem. Robiłem to też po każdej wizycie u lekarza, nieco perfidnie wykorzystując jego znikomą umiejętność czytania z ruchu warg. Podczas gdy migowym pytałem o wyniki badań, mówiłem na głos te dwa, magiczne słowa. W duchu łudziłem się, że pewnego dnia to usłyszy.
Póki co wciąż nie dostałem odpowiedzi, ale nie traciłem nadziei. To byłaby najgorsza rzecz, jaką mógłbym zrobić.
Siedziałem pod salą sam. Czekałem, aż w końcu Jimin z niej wyjdzie. Lekarze mieli przeprowadzić ostatnią próbę, a potem mogłem wrócić z Parkiem do domu. Czy słyszącym czy niesłyszącym... Dla mnie było to bez różnicy. Kochałem Jimina takiego, jaki był.
Wolałem uniknąć kolejnych rozczarowań, ale on żył tak naprawdę myślą, że pewnego dnia odzyska ten zmysł. Jego walka o to ciągle mi imponowała i dodawała wiary, którą chyba powoli traciłem.
Wpatrywałem się w dobrze mi znane, białe drzwi. Kiedy w końcu się uchyliły, podniosłem się z krzesła i spojrzałem na lekarza, którego mina jak zwykle nie zdradzała żadnych emocji.
Zza jego pleców wyłonił się Jimin. Ściskał w dłoniach jakąś kartkę oraz swój czarny, wierzchni sweter. Był zalany łzami. Widząc go takiego, miałem ochotę oddać mu swój słuch, całego siebie, byleby tylko otrzeć te wspaniałe oczy z łez.
W mojej głowie od razu narodziły się najgorsze scenariusze. A może po prostu płakał, bo nigdy nie będzie słyszał i dzisiaj dowiedział się o tym?
Jakkolwiek by nie było, podziękowałem lekarzowi. Przy wyjściu z kliniki ująłem dłoń Jimina.
Hyung cicho szlochał. Przytknął rękę, w której wszystko trzymał do ust i szedł spokojnie obok mnie.
Gdy dotarliśmy do samochodu, wpuściłem Jimina przodem, a gdy zajął miejsce, obszedłem samochód i usiadłem za kierownicą.
Odpaliłem pojazd. Silnik zawarkotał, włączyło się radio. Kątem oka dostrzegłem jedynie, jak Park tylko mocniej zaciska zęby, nie będąc w stanie powstrzymać swoich łez.
- Hyung, spokojnie. Co powiedział ci lekarz? - mówiły moje dłonie.
- Kocham cię, Jimin - mówił mój głos.
Park zawył tak głośno, że prawie podskoczyłem na siedzeniu. Schował twarz w dłoniach. Pierwszy raz widziałem go rozemocjonowanego aż do takiego stopnia.
Usiadłem przodem do niego i położyłem dłoń na jego kolanie. Pogładziłem je pokrzepiająco.
Byłem lekko zmieszany. Nie wiedziałem, co tak naprawdę wydarzyło się w gabinecie i dlaczego Jimin tak bardzo płakał. Chciałem mu jakoś pomóc, ale nie miałem bladego pojęcia jak.
Jego głośny lament wywoływał u mnie mocne dreszcze i swojego rodzaju przerażenie. Chciało mi się płakać razem z nim.
Jimin ujął delikatnie moją dłoń, splatając przy tym nasze palce. Nie patrzył na mnie. Nawet nie wiedziałem, czy widział moje pytanie.
Wlepił swoje ciemne oczy w deskę rozdzielczą samochodu. Po dłuższej chwili uśmiechnął się. To był ten radosny i szczęśliwy uśmiech, którego tak długo nie widziałem.
- Jungkook, ja ciebie też.


~*~
^ Łopaniecotusięwyrabia.
To chyba shot, którego pisanie zajęło mi najwięcej czasu. Dlaczego? Nie wiem... Początkowo miał być zupełnie inny. Fajny >.<
Ale potem pomysł mi uciekł i skończyłam na tym o.
Przepraszam za błędy. Nie chciało mi się tego o 6 rano sprawdzać. Life is a bitch.
Nienawidze BigHitu. No po prostu nienawidzę. Co myśmy wam zrobili, że zrzucacie na nas "Wings"?! Nie potrafię przez to spać po nocach... >.< Mam maturę! Muszę "Lalkę" po raz setny czytać, a nie jakieś głupie teorie i "Demian"... Jak nie zdam przez nich, to chyba wniosę oskarżenie -_-
O i jeszcze mi się wspomniało. Niedługo pojawi się druga część "For you". "Untrue" zostało zakończone, więc spokojnie mogę zacząć kolejną partówkę - "Bulletproof". Yay. Nie wiem czy uda mi się ją zacząć jeszcze we wrześniu, ale kiedyś na pewno xD