Rain
~*~
- Seokjin, podejdź proszę do tamtego stolika. - Noona wskazała skinieniem głowy miejsce, które zajęła para w podeszłym wieku.- Już idę - powiedziałem, wyciągając z kieszeni ciemnego fartuszka mały notesik z długopisem. Wziąłem głęboki oddech. Mimowolnie uniosłem kąciki ust i z przybranym, firmowym uśmiechem ruszyłem obsłużyć klientów.
- Dzień dobry. Nazywam się Kim Seokjin, będę państwa obsługiwać. Czy mogę przyjąć państwa zamówienie?
Starsza kobieta przewróciła kartę małego menu. Szybko jednak całkowicie je zamknęła.
- Poproszę herbatę jaśminową i bułeczkę ananasową. - Kiwnąłem zgodnie głową, przenosząc wzrok na jej towarzysza.
- Dwa razy - powiedział.
- Dziękuję. Przyniosę państwa zamówienie jak tylko będzie gotowe. - Skłoniłem się delikatnie przed klientami, po czym odwróciłem i skierowałem kroki za ladę, by przygotować herbatę.
- Coś się stało? Nie wyglądasz dzisiaj najlepiej.
Spojrzałem na współpracowniczkę. Wzruszyłem ramionami.
- Po prostu nie śpię ostatnio najlepiej. Sąsiedzi od samego rana remontują pokój, bo niedługo ma się im urodzić dziecko. Prawdopodobnie nie będę się wysypiał przez następne 4 lata. Do tego Yoongi myszkuje całe noce i często mnie budzi - odpowiedziałem, podkładając pod ekspres porcelanowy imbryczek. Nacisnąłem na panelu odpowiedni przycisk i już po chwili naczynie powoli napełniało się wodą o odpowiedniej dla zielonej herbaty temperaturą.
- A ty tylko narzekasz! Yoongi wczoraj wyjechał, prawda? Więc będziesz miał tydzień spokoju. - Noona uśmiechnęła się do mnie i w pocieszający sposób szturchnęła biodrem. W odpowiedzi burknąłem jedynie ciche 'ehm'.
Z Yoongim wynajmowałem mieszkanie. To nie tak, że go nie lubiłem czy coś... Jako współlokatorzy dogadywaliśmy się naprawdę dobrze. Jedynym problemem było to, że Min prowadził zupełnie inny tryb życia od mojego. O ile ja sapałem w nocy i wstawałem rano, o tyle Yoongi wstawał wieczorem i kładł się wraz ze wschodem słońca.
Na moje szczęście, on niedługo prawdopodobnie opuści mieszkanie. Wtedy będę miał spokój cały czas!
Nie licząc oczywiście tego dzieciaka, co ma się sąsiadom urodzić. Ich kłótnie i zabawowe noce słychać przez ściany, a co dopiero płacz głośnego niemowlaka? Na samą myśl dostawałem migreny.
Nabrałem na szpatułkę odpowiednią ilość herbaty i wsypałem do wody. Wymieszałem łyżeczką, po czym przykryłem imbryczek i, jak nakazuje koreański zwyczaj, obróciłem nim kilka razy.
Wziąłem dwa talerzyki, na których położyłem ananasowe bułki. Wszystko ułożyłem na tacce, dokładając filiżanki oraz łyżeczki i zaniosłem zamówienie klientom.
Po podaniu im wszystkiego ukłoniłem się. Dostrzegłem mojego zmiennika, który był już gotowy do pracy.
Wróciwszy z powrotem za ladę zdjąłem fartuszek i przeszedłem na zaplecze. Tam odłożyłem wszystkie rzeczy, które były mi potrzebne w pracy.
Na swojej półce położyłem, jak codziennie, złożony fartuszek, białą, firmową koszulę, muszkę a na samą górę notes. Narzuciłem na ramiona swoją ulubioną, pudrową bluzę. Wyjąłem z niebiesko-białego plecaka telefon wraz ze słuchawkami. Wsunąłem obie do uszu i opuściłem kawiarnię, wcześniej żegnając się ze współpracownikami.
Wyszedłszy na zewnątrz od razu poczułem chłód jesiennego wiatru.
Wsunąłem dłonie do kieszeni czarnych spodni i powoli ruszyłem w kierunku swojego mieszkania.
Na ulicy nie było żywej duszy. Trochę mnie to zdziwiło, gdyż nie było wcale późno. Dochodziła dopiero 19.
Słuchając ulubionej piosenki szedłem blisko latarni, by unikać zaciemnionych miejsc. Późną jesienią szybko robiło się ciemno.
Nie bałem się ciemności, jednak wolałem widzieć jak idę i czy przypadkiem nie wejdę w dziurę. Szczególnie, że teraz zmieniają kostkę na chodniku, przez co cała ulica jest rozkopana.
Uniosłem głowę i spojrzałem przed siebie. Dostrzegłem postać, która ociężale, powoli wychodziła z bocznej uliczki.
- Kookie! - zawołałem. Zerwałem się z miejsca i pobiegłem kilkadziesiąt metrów, by dogonić młodszego kolegę. Złapałem go za ramię, jednocześnie zmuszając, by się zatrzymał. Gdy Jungkook stanął w miejscu, oparłem dłonie na kolanach i lekko się skłoniłem, starając się złapać oddech.
- Musisz popracować nad kondycją, hyung - powiedział swoim chłopięcym głosem - dyszysz jakbyś przebiegł maraton.
- Starzeję się - wysapałem.
Po unormowaniu oddechu wyprostowałem się i spojrzałem na Jungkooka. Ostrożnie zdjąłem z jego głowy szary kaptur, wystający spod zielonej kurtki.
- Nie uważasz, że to zaszło za daleko? - zapytałem, delikatnie obejmując policzki Kookiego i przyglądając się jego twarzy. Wyglądała jakby stu mężczyzn zdeptało biednego Jungkooka, a potem jeszcze rzucili pod galop wściekłych koni. Nie chciałem wyglądać na przestraszonego, w końcu byłem dla niego odważnym i męskim hyungiem, ale prawda była taka, że w środku bałem się jak cholera. Bałem się o młodszego kolegę. To w końcu nie pierwszy raz, kiedy widzę go w opłakanym stanie. Nie chciałem, żeby działa mu się krzywda.
Wcześniej przymykałem na to oko. Dla własnej wygody po prostu nie chciałem widzieć problemu. Teraz jednak Kookie wyglądał o wiele gorzej. Nie było to jedno zadrapanie, jeden siniak. Miał opuchniętą buzię, rozciętą wargę z zaschniętą już krwią, ogromnego siniaka na lewym oczodole, sine ślady dłoni na ramionach i szyi po szarpanine.
- On cię przecież w końcu zabije - szepnąłem.
- Nie hyung, nie martw się. On normalnie taki nie jest. - Chłopak próbował tłumaczyć swojego ojca. Znałem jednak doskonale te sztuczki, te wszystkie usprawiedliwienia i tłumaczenia.
- Byłeś z tym w szpitalu?
- Byłem. Niedługo się zagoi.
- Kłamiesz. - Zmarszczyłem brwi. Puściłem policzki Jungkooka, by przypadkiem nie sprawić mu bólu.
- A-ale to naprawdę nic! Zagoi się - przekonywał. Westchnąłem głośno i przymknąłem na chwilę oczy.
- Jadłeś dzisiaj coś porządnego?
Kookie oczywiście odpowiedział twierdząco.
- Pewnie, że nie jadłeś. Chodź. - Skinąłem głową, po czym ruszyłem z miejsca. Jungkook posłusznie poszedł za mną, by po chwili człapać tuż obok.
Nie chciałem wypytywać już dongsaenga o to, co było powodem, że ojciec znowu go zlał. Chciałem, by przy mnie mógł oderwać się od tych wszystkich przykrych doświadczeń. Chociaż może niekoniecznie było to dobre?
Kto wie, ile bólu i cierpienia musi kryć w sobie Junkgook. Może potrzebuje z kimś jednak o tym porozmawiać?
Po chwili spaceru doszliśmy do bloku. Windą wjechaliśmy na 5 piętro i gdy dotarliśmy do mieszkania, wpuściłem Jungkooka przodem.
- Yoongiego hyunga nie ma? - zapytał, zdejmując czarne martensy.
- Wyjechał do kolegi do Busan. Przez tydzień będę tutaj sam.
- Szkoda, liczyłem, że w końcu go poznam. - Kookie westchnął. Skierował kroki do kuchni i poczęstował się białym winogrono. Sam po chwili dołączyłem do niego. Otworzyłem lodówkę, z której wyjąłem butelkę truskawkowej wody. Podałem ją koledze.
Oparłem się tyłem o blat. Jungkook coś mówił, jednak nie docierały do mnie jego słowa.
Skierowałem swój wzrok na półkę, na której powinna znajdować się mała paczka od kuriera.
- Przepraszam, pozwól, że zadzwonię do Yoongiego, dobrze? W tym czasie zastanów się co byś zjadł. - Posłałem brunetowi ciepły uśmiech. Sięgnąłem po telefon i od razu zadzwoniłem do Sugi.
- Cześć Jin, coś się stało? - Usłyszałem w słuchawce.
- Nie, wszystko w porządku. Mam tylko pytanie: wczoraj, jak odjeżdżałeś, kurier przyniósł dla mnie przesyłkę. Chciałem ją w końcu otworzyć, ale nie ma jej tam, gdzie ją zostawiłem. Nie wiesz może gdzie jest?
- Mmm... Nie widziałem żadnej przesyłki.
- Musiałeś ją widzieć. To nie była aż taka mała paczka.
- Serio mówię, nie widziałem! Sorry, ale nie mogę teraz rozmawiać. Poszukaj dokładnie tej paczki, bo naprawdę jej nie widziałem. - Po tych słowach usłyszałem jedynie sygnał zakończonego połączenia.
- Kretyn - mruknąłem pod nosem.
Byłem pewny, że Yoongi schował gdzieś tę paczkę, albo ją otworzył i coś się stało... W każdym razie na pewno coś z nią zrobił. Bo kto inny?
Położyłem telefon na parapecie i odwróciłem się.
- Jungkook? - Byłem szczerze zdziwiony, nie widząc chłopaka w kuchni. Przecież przed chwilą tu był...
- Jestem w twoim pokoju, hyung!
Na wołanie chłopaka odetchnąłem.
- Więc? Na co masz ochotę? - zapytałem w końcu, podchodząc ponownie do lodówki.
- Cokolwiek. Chociaż tak szczerze, to mam ochotę na pizzę.
- Rozumiem, że ja stawiam?
- Nie mam portfela.
Uśmiechnąłem się pod nosem na jego słowa. Zadzwoniłem do ulubionej pizzerii i złożyłem zamówienie na największą pizzę jaką mieli. Z kurczakiem. Bo Jungkook lubił.
Po zakończeniu rozmowy poszedłem do swojego pokoju. Oparłem się bokiem o futrynę, przyglądając jak młodszy kolega leży na łóżku i gra na moim tablecie w mahjong.
- Co było w tej paczce?
- Hm? - Uniosłem w zdziwieniu brwi.
- No... w tej paczce, o którą pytałeś Yoongiego.
- Nieładnie tak podsłuchiwać, wiesz? - Zaśmiałem się cicho.
Podszedłem do łóżka i usiadłem na brzegu. Jungkook od razu zmienił pozycję. Ułożył głowę na moich kolanach, przy czym uniósł tablet na wysokość swoich oczu, by móc kontynuować grę. Oparłem ręce na materacu za plecami, jednak po chwili jedną z nich głaskałem głowę Kookiego.
- Nie wiem - odpowiedziałem, zatrzymując wzrok na bliżej nieokreślonym punkcie. - Nie przypominam sobie, bym cokolwiek zamawiał. Może to jakiś prezent? Może ktoś pomylił adres?
- Może bomba? - Kookie zaśmiał się. Sam cicho parsknąłem śmiechem.
Nie wiem jak Jungkook to robił, ale był jedną osobą na świecie, która potrafiła mnie rozbawić i poprawić nastrój. Być może dlatego, że łączyło nas więcej, niż dongsaeng podejrzewał?
Opadłem plecami na łóżko. Jungkook dopiero po chwili przesunął się tak, by wygodnie oprzeć głowę o moją klatkę piersiową.
Ponownie zacząłem głaskać jego głowę. Leżeliśmy dłuższy moment w tych pozycjach, bez słowa. Ja patrzyłem w biały sufit, a Kookie całkowicie zatracił się w grze.
- Dlaczego nie uciekniesz z domu? - spytałem w końcu.
Usłyszałem jak młodszy z trudem przełyka ślinę. Przerwał swoją grę i odłożył tablet obok.
- To nie wchodzi w grę. Gdybym uciekł, zostawiłbym matkę samą, a tylko ja mogę ją ochronić.
- No dobra, ale kto ochroni ciebie? Nie możesz się ciągle narażać i nosić na barkach cały ciężar. Twój ojciec dostanie jeszcze kilka takich ataków agresji i to naprawdę może się skończyć tragicznie. Zdecydowanie powinniście z matką opuścić ten dom.
- Co ty możesz o tym wiedzieć, hyung?! - Jungkook uniósł się do pozycji półleżącej i spojrzał na mnie. Sam lekko uniosłem się na łokciach.
- Ojciec wraca z pracy i nawet źle złożony koc potrafi sprawić, że uderzy mamę. Wiesz co wczoraj zrobił?! - kontynuował uniesionym i jednocześnie łamiącym się głosem - Uderzył mamę skórzanym paskiem. Gdy wróciłem do domu z zakupów zobaczyłem jak mama siedzi w kącie, cała czerwona i opuchnięta, miała kilka dużych, rozdartych ran na ciele. Ojciec stał nad nią i zbierał się do tego, by znowu ją uderzyć. Ale go powstrzymałem. - Kookie na chwilę się zawiesił. Przymknął oczy i zacisnął usta w wąską linię. Pociągnął nosem.
- I przeniósł się na ciebie? - Patrzyłem uważnie na twarz Jungkooka. Chłopak teraz sprawiał wrażenie, jakby wszystko co skrywał w sobie do tej pory wypłynęło, jak tylko zaczął opowiadać, co stało się wczoraj. Wcześniej nie mówił o tym w tak otwarty i szczegółowy sposób.
Niestety z ludźmi jest jak z dzbankiem. Jeśli nalewa się do niego ciągle wody, dzbanek w końcu pęknie, a cała woda się wyleje. Z Kookiem i jego uczuciami, doświadczeniami było tak samo.
Słone łzy spływały po jego policzkach. Jak deszcz kończący swoją drogę wsiąkając w ziemię, tak jego łzy wsiąkały w białą pościel.
Chłopak położył jedną dłoń na klatce piersiowej i ścisnął w palcach swoją białą koszulkę.
- Hyung... Ja nigdy nie widziałem go w takim szale... - wycedził, po każdym słowie łapiąc do płuc powietrze, którego w tym momencie mu zabrakło.
Przysunąłem się do bruneta i mocno go przytuliłem. Jeon wtulił twarz w mój obojczyk. Po chwili poczułem, jak nerwowo ściska materiał mojej bluzy.
Nie mogłem pozwolić, by działa mu się krzywda. Nie jemu. Nie temu roztrzepanemu, uroczemu Jeonowi Jungkookowi.
Chłopak się wiercił, płakał tak mocno, aż mi samemu łzy stanęły w oczach. Jego głośny lament co chwila przerywały jakieś słowa, ale Jungkook nie był w stanie ich dokończyć. Poczułem ogromny ciężar na sercu. Tak, jakby ktoś przyczepił do niego ogromny kamień.
Jedyne co mogłem wtedy zrobić, to po prostu go nie puszczać. Spokojnie głaskałem jego głowę oraz kark, powstrzymując się od wybuchu emocji. Zacisnąłem wargi.
Gdy po dłuższej chwili Jungkook się uspokoił, puściłem go z uścisku. Otarłem kciukami jego łzy i z czułością złożyłem na czole delikatny pocałunek, po cichu licząc na to, że choć odrobina czułości zadziała jak malutki plasterek.
Oparłem swoje czoło o jego, gładząc delikatnie dłońmi jego policzki.
- Pomogę ci, Jungkook. Jeszcze nie wiem co zrobię, ale obiecuję, że nie zostawię cię w tej sytuacji samego - wyszeptałem.
Oderwałem się do bruneta i spojrzałem w jego czerwone od płaczu oczy. Ten jedynie kiwnął głową, po czym sam się we mnie wtulił.
- Będzie dobrze, jeśli dzisiaj przenocujesz tutaj. Jeśli chcesz, możemy też tu ściągnąć twoją mamę. Póki nie ma Yoongiego, jest miejsce do spania.
- Ojciec dzisiaj pracuje w nocy, a kiedy wróci, mama wyjeżdża na pięć dni do Hong Kongu na jakieś szkolenia. Pewnie właśnie o to się wkurzył. - odrzekł.
- To chociaż ty zostań.
W odpowiedzi dostałem jedynie ciche 'mhm'. Chciałem już puścić Jungkooka, jednak ten mi na to nie pozwolił.
- Hyung... Możemy tak chwilę poleżeć? - spytał. Bez słowa położyłem się z powrotem na plecach, przytulając do swojego boku dziewiętnastolatka.
Leżąc w ten sposób, zacząłem myśleć o wielu sprawach. Jednak wszystkie myśli i tak kończyły się na Jungkooku.
Przede wszystkim, poznałem go pół roku temu na przystanku. Zaczęliśmy ze sobą pisać, potem rozmawiać, aż w końcu wychodzić razem na miasto. Początkowo nie wiedziałem, że chłopak prawie codziennie przeżywa w domu piekło. Dopiero dwa miesiące temu, kiedy spotkaliśmy się w celu odwiedzenia księgarni, powiedział mi co się dzieje w jego domu. Mówił jednak o tym w taki sposób, jakby była to dla niego bułka z masłem. Wielokrotnie przekonywał, że panuje nad sytuacją. Jak się okazało: niekoniecznie...
Minęło z dobrych kilka minut naszego bezczynnego leżenia. Zacząłem się zastanawiać, czy Kookie przypadkiem nie usnął, gdyż jego oddech był równy i płytki.
- Kookie? - Chłopiec uniósł głowę, by popatrzeć na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami.
- Myślałem, że już śpisz. - Uśmiechnąłem się do młodszego.
Ten pokręcił przecząco głową.
Ostrożnie podniosłem się do pozycji siedzącej. Przetarłem dłońmi twarz.
- Chcesz wziąć prysznic? Dam ci ubrania na zmianę. - Wstałem z miejsca, po czym podszedłem do szafy z ubraniami. Wyciągnąłem niebieski t-shirt oraz szare, luźne dresy i położyłem ubranie na brzegu łóżka. Dodatkowo wyciągnąłem z szafki na bieliznę nowe bokserki. Kupiłem je, ale ostatecznie nie założyłem, bo stwierdziłem, że kolor mi nie odpowiada. Teraz się przynajmniej na coś przydadzą. Oderwałem od nich metkę i położyłem bieliznę na ubraniach.
- Ręczniki są w szafce pod umywalką, więc częstuj się. Ja pójdę przyszykować jakąś sałatkę. Nie sądziłem, że dowiezienie pizzy może zająć tyle czasu. - Kookie wstał z miejsca. Wziął w dłonie przyszkowane przeze mnie ubrania.
- Dziękuję - powiedział, posyłając mi bardzo delikatny uśmiech. W oka mgnieniu przemknął do łazienki.
W czasie, w którym Jungkook siedział w łazience, zrobiłem sałatkę i dowieziono pizzę. Była naprawdę duża. Musiałem przekręcić ją do pionu, by zmieściła się w drzwiach.
Położyłem pudełko z pizzą na podłodze, razem ze sztućcami, talerzykami i miską z sałatką. Musiałem chwilę poczekać, aż Jungkook skończy brać prysznic, więc włączyłem telewizor. Leciał akurat jakiś talkshow.
- Jesteś pewien, że damy radę ją zjeść? - Skierowałem swój wzrok na bruneta, który właśnie wyszedł z łazienki i zdecydowanie kiwnąłem głową.
- Mój żołądek jest bezdenny, więc pewnie sam dałbym radę ją wcisnąć - zażartowałem.
Jungkook usiadł naprzeciwko mnie ,,po turecku" i zaczęliśmy jeść. Przez moment rozpływaliśmy się nad dobrym serem, wspaniałymi dodatkami, aromatycznym sosem. Potem jednak skupiliśmy się wyłącznie na pałaszowaniu.
- Hyung? - zagaił w pewnym momencie Kookie.
Spojrzałem na niego pytająco. Zauwazyłem, że całkowicie spoważniał.
- Dlaczego mi pomagasz?
Na jego pytanie odłożyłem kawałek pizzy i przetarłem wierzchem dłoni usta.
- Jestem twoim hyungiem. Moim obowiązkiem jest cię chronić i wyciągać z opałów.
- A pomijając to, że jesteś hyungiem?
- Po prostu chcę. Możesz wierzyć lub nie, ale doskonale wiem, jak się teraz czujesz. Wyciągnąłem do ciebie pomocną dłoń, bo to wręcz horror pozostać w takiej sytuacji osamotnionym - odpowiedziałem, sięgając ponownie po kawałek pizzy, w którym już po chwili zanurzyłem swoje zęby.
- Naprawdę? Byłeś w takiej sytuacji?
Kookie nie krył zdziwienia.
- To stara, nieciekawa historia. - Machnąłem ręką.
- Powiedz mi.
Westchnąłem głośno. Odwróciłem na chwilę wzrok i wziąłem głęboki oddech. Szybko jednak powróciłem spojrzeniem na bruneta.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Chcę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz