niedziela, 4 września 2016

Untrue - Rozdział III

I need U

~*~
Śmiertelnie się przestraszyłem, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Serce zaczęło bić tak szybko...
- Hyung? - szepnął Jungkook. Patrzył na mnie swoimi ciemnymi oczami, jakby nie potrafił zrozumieć, dlaczego wciąż stoję w miejscu. Prawdę mówiąc, sam nie wiedziałem.
Bałem się. Nikt przecież nie przychodzi w odwiedziny godzinę przed północą. A może to Yoongi? Może jakimś cudem zgubił klucze, które zawsze ma przy sobie? Wrócił? Pokłócił się z kolegą? To musiał być Yoongi.
Widząc jak Jungkook zmierza w kierunku drzwi, zerwałem się z miejsca i go uprzedziłem. Położyłem dłoń na klamce.
- A jeśli to on? - Głos Jungkooka zadrżał. No tak... On. Ten człowiek, który nazywa się ojcem. Nie wiedziałem, kto stał po drugiej stronie, ale jednego bylem pewny - jeżeli ten ktoś, będzie chciał skrzywdzić Kookiego, to prawdopodobnie nie wyjdzie stąd żywy.
Z łomoczącym sercem uchyliłem drzwi.
- Dobry wieczór Seokjin. Przepraszam, że tak późno.
Moim oczom ukazała się niska, starsza kobieta, z ogromnym kokiem na głowie. Ubrana była w szlafrok, więc prawdopodobnie kładła się spać. Lub dopiero co się obudziła.
- Ach, dobry wieczór pani Yeang. Coś się stało? - spytałem, czując jak ogromny kamień spada z mojego serca.
- Kot mi wieczorem zginął. Nie mogę go nigdzie znaleźć. Nie widziałeś go nigdzie przypadkiem?
- Niestety nie, przykro mi. Mam jednak nadzieję, że kociak się znajdzie. - Obdarzyłem kobietę serdecznym uśmiechem.
- Ach, jaka szkoda. Bo wiesz... Mój mały Alex to zawsze w domu był. Leżał w jednym miejscu. To stary kot. Pamiętam, jak znalazłam go w kartonie... - O nie. Musiałem przerwać, zanim kobieta opowie mi całą historię swojego życia.
- Przepraszam, że przerywam, ale widzi pani, jestem trochę zajęty. Mam w domu gościa... - Kątem oka dostrzegłem, jak Jungkook z przedpokoju kłania się lekko.
Kobieta rozejrzała się po wnętrzu mieszkania, którego część mogła zobaczyć przez uchylone drzwi.
Potem przeniosła na mnie wzrok, jakby z pretensją i lekkim zdziwieniem. Całkowicie zignorowała witający gest Jungkooka, co nie powiem, trochę mnie zirytowało. To było bardzo niegrzeczne!
- W takim razie nie przeszkadzam. Dobranoc - rzuciła jedynie, po czym odeszła. Odetchnąłem głośno. Zamknąłem za nią drzwi.
Chciałem wrócić do kuchni, jednak skończyłem stojąc przy drzwiach i opierając o nie czoło.
[...]
Gdybym tylko mógł, nie wypuszczałbym Jungkooka z domu. Bałem się, że gdzieś po drodze złapie go ten drań, albo, co gorsza, sam wróci do domu.
Poprzedniego dnia mieliśmy iść do niego po książki i ubrania. Ostatecznie tego nie zrobiliśmy. Niestety kolega z pracy zachorował, przez co musiałem go zastąpić na zmianie w czasie, kiedy ojca Jungkooka nie było w domu. Bałem się go mimo wszystko puścić samego.
W zamian za to jednak spędziliśmy miło czas, udając się do miejskiego parku. Było co prawda zimno, para wydobywała się z naszych ust za każdym razem, kiedy chcieliśmy coś powiedzieć, ale było warto.
Próbowaliśmy też chodzić po zamarzniętym jeziorze. Skończyliśmy wtedy, kiedy pode mną o mało nie pękł lód.
Kiedy zapadł wieczór i wracaliśmy do mojego mieszkania, poczułem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Jungkook szedł obok, uśmiechając się wesoło, jakby przy mnie zapominał o wszystkich strasznych rzeczach, które go spotkały. Jego delikatnie dłonie ogrzewały moje zimne palce.
Wtedy czułem, jak zależy mi na tym dzieciaku. Każdy jego uśmiech, był moim uśmiechem.
Jungkook całkowicie się przede mną otworzył. Nie było już żadnej jego cząstki, której bym nie poznał. Gdybym tylko potrafił, odwzajemniłbym mu się tym samym. Jednak nie umiałem tego zrobić. Byłem zbyt słaby.
Obudziłem się rano. Jungkooka jak zwykle nie było w domu. Poszedł do szkoły. Trochę mnie wkurzało, że znika zawsze z rana. Jak codziennie nadepnąłem pożyczone mu ubrania, które leżały na podłodze.
- Muszę mu w końcu powiedzieć, żeby odkładał je do szafy - pomyślałem.
Spojrzałem na zegarek. Sam byłem przerażony tym, że spałem do 13. Ale mogłem sobie na to pozwolić. W końcu dzisiaj miałem dzień wolnego.
Siedziałem na kanapie, jedząc jakieś płatki z mlekiem i oglądałem poranne wiadomości. Usłyszawszy jednak dźwięk telefonu, przyciszyłem telewizor, po czym odebrałem.
- Słucham?
- Cześć. Jesteś może w domu? - Usłyszawszy głos Yoongiego przypomniałem sobie, że ktoś taki w ogóle istnieje.
Przez ostatnie dni byłem tak zajęty Jungkookiem, że nie widziałem poza nim nikogo. Telefon Yoongiego jakoś od razu obudził we mnie myśl, że niedługo wraca. Trójka w naszym mieszkaniu to trochę za dużo zważywszy też na fakt, że Jungkook raczej nie ma z czego dołożyć się do czynszu. Musiałem się zastanowić, jak rozwiązać ten problem. Przecież nie każę mu wrócić do domu!
- Jestem - odpowiedziałem spokojnie, pakując do ust kolejną łyżkę śniadaniowych płatków.
- W takim razie mógłbyś otworzyć okno w moim pokoju? Chciałbym, żeby trochę się przewietrzyło zanim wrócę.
- Pewnie. O której będziesz?
- Za... Około cztery godziny.
Wymamrotałem ciche "dobrze" i rozłączyłem się. Wróciłem do jedzenia śniadania oraz oglądania telewizji.
Gdy miska po płatkach była już pusta, wstałem z miejsca. Zaniosłem ją do zmywarki. Będąc w kuchni wyjrzałem przez okno na ulicę.
Przeciągnąłem ramiona i głośno odetchnąłem. Potem oparłem się rękami o parapet, by przez następne kilka minut bezczynnie patrzeć, jak toczy się życie na ulicy.
Oderwałem się dopiero od okna dopiero, kiedy zobaczyłem, jak Jungkook z plecakiem wchodzi do bloku. Po dłuższej chwili już usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi oraz dość ciche, z pozoru smutne: "Dzień dobry hyung!".
Przeszedłem do przedpokoju, by przywitać dongsaenga. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek z sobie wydobyć, Jungkook podbiegł do mnie i mocno przytulił się do mojej piersi.
- Kookie, co się stało? - spytałem spokojnie. Nie mogłem się ruszyć. Jakbym nagle dostał jakiegoś paraliżu.
Chłopak mocno wtulił się w moje ciało, zaciskając dłonie na koszuli.
- Zostałem sam - szepnął. Jego głos niebezpiecznie drżał.
- Co? Jak to sam? O czym ty mówisz?
- Byłem dzisiaj w domu po książki. Nie mogłem czekać, aż się zbierzemy tam razem. Muszę mieć przecież z czego się uczyć. Poza tym nie chcę ciągle brać od ciebie ubrań. Twoje koszulki są na mnie za luźne...
- Jungkook, przejdź do konkretów - wciąłem mu się w zdanie. Usłyszałem jak chłopak przełyka głośno ślinę. Bierze głęboki oddech i dopiero po chwili kontynuuje mówienie.
- Zobaczyłem list. Zaadresowany do mnie. Ale był już otwarty, czyli ojciec go czytał. Była to wiadomość od mamy. Ona... zostaje w Chinach.
Nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnego słowa. Stałem w miejscu, patrząc się w jeden punkt. Tak, jakbym na chwilę odłączył się od świata. Jakby nic, co wydarzyło się przez te kilka dni nie miało miejsca. Przed sobą widziałem tylko ciemność, która pochłaniała mnie z niewyobrażalną łatwością.
Nagle pojawił się Jungkook. Spadał w otchłań. Wyciągał do mnie ręce. Chciałem go złapać, ale nie mogłem. Nie sięgałem. Rzuciłem się w dół za chłopakiem...
- Seokjin?
Wróciłem do rzeczywistości. Miękki głos Kookiego ocucił mnie ze śnienia na jawie.
Lekko opuściłem głowę, by spojrzeć na twarz bruneta, który z bólem w oczach patrzył się prosto na mnie.
- Bardzo mi przykro - powiedziałem w końcu.
Poczułem, jak ręce Jungkooka mocniej obejmują moją talię. Wtedy sam oplotłem ręce na szyi chłopaka i wtuliłem go w siebie.
- Jungkook, nie jesteś sam. Przecież wiesz, że masz mnie. Mam być z tobą i cię kochać, pamiętasz? - wyszeptałem do jego ucha, wplątując jedną dłoń w ciemne włosy - ja zawsze będę z tobą.
Sam odniosłem wrażenie, jakby moje słowa były wielką deklaracją. Obiecałem go chronić. Obiecałem być z nim i kochać go. Na jak długo? Czy byłbym w stanie iść obok Jungkooka do końca swoich dni? Jeszcze dłużej?
- Dziękuję.
Staliśmy wtuleni w swoje ciała przez dobre kilka minut. Pierwszy puściłem chłopaka.
Popatrzyłem wtedy w jego ciemne tęczówki. Pełne bólu, wstydu, bezradności, w których tliła się mała iskierka nadziei. Usta wygięły się w nieszczerym uśmiechu, który próbował na sobie wymusić.
Uniosłem delikatnie podbródek Jungkooka i złożyłem na malinowych wargach czuły pocałunek.
Jeon obudził we mnie emocje, uczucia, których dawno nie odczuwałem. Z każdą chwilą spędzoną w towarzystwie chłopaka uświadamiałem sobie, jak pustym w środku człowiekiem byłem.
Po tym, jak wygrzebałem się ze swoich kłopotów przestałem wierzyć w to, że kiedykolwiek będę w stanie komuś zaufać, być przyjacielem, dawać miłość i tę miłość odbierać.
Powoli docierało do mnie, że to nie Jungkook mnie potrzebował, tylko ja jego.
Tak, jakby to on stał w centrum mojego małego wszechświata. Jakby był moim Słońcem, a ja Ziemią. Potrzebowałem go, by żyć.
Czułem, jakbym uzależnił się od Kookiego.
Potrzebowałem go do normalnego funkcjonowania.
Byłem jedynym, który chciał go chronić.
Potrzebowałem go, ponieważ kochałem.
- To ja powinienem ci podziękować - szepnąłem, kiedy po dłuższej chwili oderwałem swoje wargi od jego ust. Pogładziłem z czułością jego miękki policzek, na którym powoli zanikał siny ślad.
Widząc zdziwione spojrzenie Jungkooka, delikatnie uniosłem kąciki ust.
Zaskoczoną buzię Kookiego już po chwili okrasił malujący się uśmiech.
- Dzieciaku, jesteś mój. Jasne? Nie masz prawa przez to mówić, że jesteś sam. Yoongi co prawda dzisiaj wraca, ale nie będzie miał chyba problemu z tym, jeśli zostaniesz tutaj kilka dni. W tym czasie może znajdę nam jakieś mieszkanie.
- Mieszkanie? Hyung, ja nie mogę z tobą zamieszkać - wyrwał się, ściskając kurczowo moje ramię - nie mam nawet z czego opłacić czynszu - dodał, opuszczając z lekkim zażenowaniem głowę.
- Tym się nie przejmuj. Dopóki nie ukończysz liceum, pomogę ci - zadeklarowałem.
Może i było to trochę wredne, jednak mój tok myślenia podpowiadał mi, że to nawet dobrze, że mama Jungkooka została w Chinach. Dzięki temu chłopak będzie myślał o swojej przyszłości, a nie o teraźniejszości, w której zastał się razem z matką.
- Nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu, jasne? Musisz tylko ładnie napisać egzaminy.
Twarz Kookiego rozpromieniła się. Na usta wskoczył uroczy uśmiech, a oczy delikatnie przez to przymrużyły.
Takiego Jungkooka potrzebowałem. Małego słońca, które rozświetli pochmurny dzień.
Dlaczego więc czułem, jakbym wciąż spadał z nim w dół?
Chłopak kiwnął głową. Potem leciutko uniósł się na palcach, by złożyć na moim policzku delikatny pocałunek. Gdy to zrobił, ponownie się do mnie uśmiechnął, a potem jak myszka przemknął do salonu.
Dotknąłem opuszkami palców policzka, który przed chwilą pocałował. Nie odczułem wtedy nic, poza delikatnym powiewem.
Jakby pocałunek był motylem, który zanim usiadł na kwiatek, odleciał.
- Hyung? Chodź do mnie! - wołanie Kookiego rozniosło się po całym mieszkaniu. Jak obudzony z transu odwróciłem się, po czym dołączyłem do Jungkooka.
Od razu zapytałem, czy coś zjadł. Musiał mieć w końcu ciężki dzień w szkole. Po co ja a w ogóle pytałem... Oczywiście, że nie.
Nawet nie chciałem myśleć, ile czasu Jungkook chodził głodny. Codziennie tylko liczyłem na to, że chociaż rano je śniadanie i bierze jakieś jedzenie do szkoły. Chociaż nie widziałem, by jakiegokolwiek składniku w kuchni ubywało.
- Jemy dzisiaj bibimbap? - zaproponowałem. Chłopak ochoczo pokiwał głową. Ucieszony wstał z miejsca i w podskokach ruszył do kuchni. Stanął oparty tyłem o parapet dość sporego okna i spojrzał na mnie.
- Chyba nie zamierzasz mi pomóc? - Uniosłem brew do góry.
- Mogę pomóc we wszystkim tylko nie w gotowaniu. To niestety moja czarna dziura. - Jungkook zaśmiał się cicho. Westchnąłem jedynie i wyjąłem z lodówki kimchi, kiełki, olej sezamowy, sos sojowy, mięso. Stałem przy otwartych drzwiach, zastanawiając się nad kolejnym składnikiem, który moglibyśmy jeszcze dorzucić.
- On tu idzie...
Momentalnie odwróciłem się do Jungkooka, który przykleił się do okna. Gdy chłopak po chwili spojrzał na mnie, miał mokre od łez policzki.
- Hyung... - jego szept był przepełniony żałosnym strachem. Nie musiałem głupio pytać "kto?". Tylko jedna osoba potrafiła tak szybko zmienić Jungkookową radość i beztroskę w smutek oraz nienawiść.
Nie wiedziałem, co mam zrobić. Jak ten człowiek śmiał się tutaj pojawić?! Czy nie może już dać Jungkookowi spokój?! Nie ma jego matki, więc dlaczego wszystko musi przenieść na Kookiego?!
Czy ten człowiek nie ma wstydu?! Honoru?!
Ująłem nadgarstek chłopaka i szybko przemknąłem z nim do pokoju. Musiałem go chronić. Za każdą cenę.
Zanim jednak dotarliśmy do pokoju, drzwi wejściowe się uchyliły. Usłyszeliśmy huk, jakby coś upadło na ziemię i przekleństwo. Przerażony krzyknąłem, czując jak zaczynam się trząść. Jungkook zniknął za drzwiami mojego pokoju.
Mój oddech był tak szybki, że powoli nie nadążałem z nabieraniem do płuc powietrza. Zacisnąłem dłonie w pięści.
Stałem na środku pomieszczenia i tylko czekałem, aż przyjdzie. Słyszałem zbliżające się kroki. Z ciemnego korytarza nagle zaczęła wyłaniać się postać. Jak oszalały rzuciłem się na mężczyznę. Z całej siły pchnąłem na ścianę i przyszpiliłem go do niej, ściskając jego koszulkę na klatce piersiowej. Mężczyzna machnął ręką i wtedy zapaliło się światło
- Daj mu wreszcie święty spokój! - krzyknąłem. Dopiero po chwili, w pełnym świetle, zobaczyłem, że nie naskoczyłem na starego Jeona, a na Yoongiego, który w totalnym szoku nie potrafił wydobyć z siebie żadnego słowa.
- Y-Yoongi? - Patrzyłem na bladą twarz współlokatora. Niezwłocznie puściłem jego koszulkę. Dobiegłem do drzwi. Zamknąłem je na wszystkie zamki.
- Co w ciebie wstąpiło?! Jeśli ma to być jakiś żart, to bardzo kiepski. - Zielonowłosy przewrócił oczami. Poprawił swoją koszulkę.
Od razu do niego podszedłem. Przytknąłem dłoń do jego ust.
- Cicho. Posłuchaj. Jest u mnie Jungkook. Jego ojciec jest w szale i to tylko kwestia sekund, zanim tutaj wpadnie...
- Jin, na dole nikogo nie było. Nikt poza mną nie wchodził do budynku. - Yoongi odepchnął moją dłoń. Widocznie zdenerwowany mnie wyminął. Zakręcił się chwilę po pokoju, przy czym przeczesywał jasne włosy.
- Gdzie on jest? - spytał w pewnym momencie. Gdy zmarszczyłem brwi, westchnął.
- Jungkook. Gdzie jest ten twój cały Jungkook. - Wskazałem palcem mój pokój.
Yoongi bez wahania otworzył drzwi do moich czterech ścian. Zapalił światło. Rozejrzał się dookoła. Potem odwrócił do mnie.
- Seokjin... Tutaj nikogo nie ma.
Nie rozumiejąc sytuacji, sam wszedłem do swojego pokoju. Przecież Jungkook tutaj się ukrył. Zajrzałem do szafy, przeszedłem na drugą stronę łóżka, zajrzałem pod nie...
- Jungkook? - szepnąłem. Słone łzy zaczęły gromadzić się w kącikach moich oczu, a po chwili mimowolnie spływały po policzkach.
- Jungkook! - Jak w amoku zacząłem wywalać rzeczy z szafy licząc, że znajdę tam chłopaka. Gdy tam go jednak nie było, zacząłem chodzić po domu i wszędzie go szukać. Byłem już gotowy wybiec z mieszkania, jednak zanim dotarłem do drzwi, Yoongi złapał mnie w pasie i pociągnął. Straciłem przez to równowagę. Oboje wylądowaliśmy na ziemi. Zielonowłosy mocno trzymał mnie w pasie, przylegając do moich pleców.
Nic nie mówił. Po prostu mnie trzymał.
Co chwila wołałem Jungkooka. Mój żałosny krzyk przeplatał się z jeszcze bardziej żałosnym płaczem i szlochem.
[...]
Jungkooka nie było. 
Nie będzie go, nie ma go, nie było nigdy. Nie było jego ojca, nie było moich obietnic, nie było moich uczuć.
Nie było nic.
Ale czasem go jeszcze widziałem. Uśmiechał się do mnie z daleka. Machał. Nie wiem, czy na pożegnanie, czy na przywitanie. Potem znikał.
Gdy go nie widziałem, słyszałem jego głos. Mówił o moim agresywnym ojcu, o matce, która zostawiła mnie z nim samego, o Yoongim, który obiecywał, że będzie mnie chronił.
Czasami mówił niemiłe rzeczy. Wtedy go prosiłem, by przestał. I przestawał.
Dziękował, po czym milknął.
Chciałem go dotknąć. Chciałem przytulić. Powiedzieć, jak bardzo mi na nim zależy. Ale nie mogłem.
Jungkooka nie było.
Codziennie widziałem się z psychiatrą, który z uśmiechem przychodził do mojego białego pokoju z brzydką, niebieską taśmą w chmurkowe wzorki pod sufitem.
Gdybym tylko mógł, zrobiłbym remont. Od trzech miesięcy nie widziałem nic innego, poza tą brzydką taśmą.
Lekarz mnie pytał: jak często widzisz Jungkooka? Co mu wtedy powiedziałeś? Co czułeś, kiedy widziałeś jak ojciec go bije? Dlaczego mu pomogłeś?
Ja mu nic nie odpowiadałem. Dopiero tydzień temu zacząłem mu odpowiadać. On tylko słuchał.
Nie zwracał uwagi na to, ile razy przerywałem, by pociągnąć nosem. Nie przeszkadzało mu to, że co chwila wierciłem się na łóżku.
Słuchał.
Próbował oswoić mnie z myślą, że Jungkooka nie ma.
Nie chciałem mu wierzyć. Jak to nie ma, skoro ciągle go widzę?
Wtedy dawał mi kilka tabletek. Jungkook znikał. Na dobre.
Nie widziałem go i nie słyszałem.
Jungkooka nie było.
Był za to Yoongi.
Siedział na moim białym łóżku i głaskał moją głowę, którą ułożyłem na jego kolanach.
Po prostu był.
Często się do mnie uśmiechał.
Często mnie przytulał.
Często ze mną rozmawiał.
Jak kiedyś, kiedy jeszcze potrafiłem odwzajemnić jego wszystkie czułe gesty.
Obiecał, że będzie zawsze.
Obiecał, że będzie mnie chronił
Min Yoongi obietnicy dotrzymał.


[END]

^ Czy można to nazwać happy endem? To już zostawię do waszej oceny.
Ach, czy wspomniałam, że delikatną inspiracją dla mnie przy pisaniu tego opowiadania była drama "It's ok, it's love"? Nie? Ups.
Mam tylko nadzieję, że dobrze przekazałam to, o co mi chodziło. Miałam tyle myśli pisząc "Untrue", aż chyba sama się w nich pogubiłam xD
Jakoś się nakręciłam i szybko szło mi pisanie. Ach... Mam mieszane uczucia.
Troszkę mi serce łomocze.
Ach, bloggerze, co ty z moimi akapitami robisz?! -_- I hate U >.<

2 komentarze:

  1. Waa, miałam teraz pisać rozdział, ale jak zobaczyłam, że coś wrzuciłaś, nie mogłam się powstrzymać i poczułam niepohamowaną chęć przeczytania oraz skomentowania Twojego dzieła. *-* Dobra, ale napisałam trzy i pół strony (zostało jeszcze pięć, hehe ;-;), to zawsze coś, nie? Przyda mi się odpoczynek, a w trakcie tego odpoczynku mogę poczytać. :3
    Dobra, to zanim przejdę do samego rozdziału, pochwalę szablon, bo tak. Bo ładny. Podoba mi się, że są na nim wszyscy. I kolory są śliczne, miętowy to jeden z moich ulubionych. ♥
    Hm, generalnie to przez cały czas pamiętałam, że to miał być angst, ale do połowy rozdziału jakoś tak tego nie czułam i nie spodziewałam się depresji po tym opowiadaniu. Dopiero jak przyszedł Yoongi to we mnie uderzyło i już wiedziałam, co jest grane. Wtedy od razu poczułam gulę w gardle i gdyby nie to, że jest prawie czwarta to poszłabym do brata i zaczęłabym mu narzekać na życie i to, że JinKook is not real, bo Jinie ma pieprzone urojenia. ;-; Kocham Cię za to zakończenie, masz mnie, wygrałaś moje serduszko ostatnim fragmentem! Nie ma tam wielu opisów, ale jednocześnie jest taki genialny w swojej prostocie, aaa, uwielbiam. Naprawdę bardzo pozytywnie mnie zaskoczyłaś! Nawet, jeśli teraz mam ochotę się zabić, bo zakończenie jest smutne. Smutne, bo Jin nie potrafił pogodzić się ze swoją przeszłością, przez co jego podświadomość stworzyła kogoś, kto w jakiś sposób dawał upust tym negatywnym emocjom. Smutne, bo gdy się o wszystkim dowiedział, jakby przeżył ten koszmar po raz drugi. I smutne, bo Yoongi pomimo swoich starań i obietnic, nie dostawał w zamian tej miłości, o którą walczył.
    Jeny, jestem teraz trochę speechless i nie wiem, co mam powiedzieć. Aaa, dlatego nie lubię angstów, bo mi po nich smutno jest później i nie potrafię się pogodzić z zaistniałymi sytuacjami. ;-;
    Ma harteu is omaiga. ;;
    Dobra, muszę się otrząsnąć i iść przeczytać Twojego 2Seoka! Tak btw to dopiero teraz znalazłam chwilę, żeby skomentować, ee. To dopiero dwa dni szkoły, a ja mam już dość, pomocy. ;_;
    Miłej nocy i dużo weny!! xx
    Malffu ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa... Nie nadążam z odpisywaniem na twoje komentarze xD
      Zawsze tak poprawiają mi humor ^.^
      Zgadzam się. Mi również szablon się podoba. *oklaski dla Sesi*
      Cieszę się, że mimo wszystko "Untrue" ci się podobało ^^ Milusio mi się na serduszku robi ♥
      Od początku, jak tylko wpadłam na pomysł napisania tej historii, czekałam na moment, w którym tylko będę pisała końcówkę *_* Serio. Nie mogłam się doczekać i to nie dlatego, że miałam dość.
      Początkowo chciałam zrobić z tego oneshota, ale potem stwierdziłam, że jednak nie. Że pobawię się w chociaż trzyrozdziałowca. A co!
      Wybacz :< Ale pocieszaj się myślą, że z Jinem generalnie pewnie jest wszystko w porządku, a Jungkook jednak istnieje xD
      Jak się mają dwa dni szkoły w porównaniu do 10 miesięcy? ;__; A można przecież przeznaczyć czas w szkole na o wiele przydatniejsze rzeczy no... Ech.
      Dziękuję za kolejniuśny komentarz ^^

      Usuń