~ Ok, zdecydowałam się w końcu dodać wyjaśnienie z góry. Uprzedzam, że rozdział może być odrobinę mdły. Tak.
Hoseok pcha się wszystkim do łóżka. No bo ej, nikt przecież nie lubi spać sam, prawda? >.< Właśnie sobie zdałam sprawę, ile u mnie jest wspólnego spanka i przytulanka... Upsi.
Rozdział, który napisałam wcześniej był odrobinkę inny, zabawniejszy. Ale ech, byłam mądra, usunęłam i musiałam napisać od nowa. Uwinęłam się co prawda w 3 godziny, ale ta wersja różni się od wspaniałej, tamtej wersji i jest mi z tego powodu bardzo przykro *_* Przepraszam >.<
Może w następnym rozdziale uda mi się wcisnąć te wszystkie śmieszki, co miały być teraz.
Mimo wszystko zapraszam do lektury :)
Może w następnym rozdziale uda mi się wcisnąć te wszystkie śmieszki, co miały być teraz.
Mimo wszystko zapraszam do lektury :)
~*~
Nigdy nie czułem się bardziej opuszczony wśród ludzi niż w tamtym momencie. Niby otaczali mnie z każdej strony, a jednak nie było nikogo, kto pomógłby podnieść mi się z ziemi. Byłem sam.
To ja odtrącałem ludzi, czy oni odtrącali mnie?
Ktoś powiedział, że "ludzie chcą nadać imię swojej samotności".
Moja samotność nazywałaby się Park Jimin. Tylko on bowiem potrafił albo powiększyć moją pustkę, albo ją wypełnić. Nieświadomie jednak odtrącił moje uczucia, wprowadzając tym samym w stan jeszcze większej depresji, z której przecież tak bardzo chciałem wyjść.
Uczucia złamanego serca nie można opisać żadnymi słowami. To taki ból, który czujesz, a fizycznie nie ma miejsca. Wiesz, że gdzieś w tobie jest, wypala cię od środka, a mimo wszystko nie wiesz jak temu zaradzić. W końcu pozwalasz, by całkowicie cię zniszczył.
Ludzie szukają lekarstwa na złamane serce. Ja jednak nie miałem już na to siły.
Otworzyłem powoli oczy. Pierwszą rzeczą jaką ujrzałem, była krawędź chodnika, która łączyła się z pasami. Czarno-białe paski z tej perspektywy wyglądały jak niekończąca się ścieżka prowadząca do niewadomogdzie.
Chłód bijący od betonu wyziębił mnie do tego stopnia, że zacząłem się trząść. Nie chciałem się podnosić.
- Chłopcze, wszystko w porządku? - Usłyszałem nagle niski, męski głos.
Odwróciłem się na drugi bok, by spojrzeć na nieznajomego. Z bólem stanąłem na nogi, otrzepując ubranie.
- Tak, dziękuję bardzo - odpowiedziałem, uśmiechając się sztucznie do mężczyzny.
Nieznajomy był dużo starszy ode mnie. Dałbym mu nie mniej niż 47 lat. Ubrany był dość schludnie, a czarne włosy z siwymi początkami zaczesane były w modny sposób. Całość jego dobrego wyglądu dopełniała młoda dama w czerwonej, kusej sukience, stojąca obok niego i trzymająca za ramię. Po braku obrączki na jej palcu mogłem się tylko domyślić, że była jego kochanką lub towarzyszką na jedną noc.
Dlaczego liczyłem, że pierwszą osobą, jaką zobaczę po przebudzeniu się będzie Jimin?
Hoseok, ty idioto.
Mężczyzna jeszcze kilka razy zapytał, czy aby na pewno nie potrzebuję pomocy. Zapewniłem, że nic mi nie jest i powoli odszedłem, kierując się w stronę motelu.
Byłem bardzo zmęczony, obolały i jedyne o czym myślałem, to to, by jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Chciałem zasnąć, by oderwać się od tego wszystkiego.
Chciałem zapomnieć o tym, że z dnia na dzień znowu czułem się coraz gorzej.
Chciałem zapomnieć o swoich problemach.
Chciałem zapomnieć o uczuciu do Jimina.
Droga do motelu była dość długa, jednak w moim mniemaniu, dotarłem tam dość szybko. Na recepcji dowiedziałem się jedynie, że nie ma kluczyka do mojego pokoju. No tak, Tae go przecież wziął. Spytałem więc o klucz do trójki, jednak i tego nie było.
O dostęp do pokoju Jungkooka i Jimina nawet nie pytałem. Gdybym zasnął w łóżku Jimina, nie wiem jak beznadziejnie bym się poczuł. Gdybym natomiast zdecydował się na wypoczęcie na posłaniu Jungkooka, pewnie znienawidziłbym tego dzieciaka. A nie chciałem tego.
Poczłapałem więc ociężale na piętro i usiadłem pod drzwiami do pokoju.
Wszyscy pewnie jeszcze dobrze bawili się w klubie. Nie chciałem nikomu psuć zabawy i prosić o powrót. To byłoby nie fair z mojej strony. W końcu nie wzięli mnie ze sobą po to, bym psuł im wyjazd.
Oparłem się plecami i głową o drzwi, przy czym przymknąłem powieki. Nie wiem jak długo czekałem na to, aż ktoś w końcu zawołał moje imię.
- Hoseokie? - Jin potrząsnął mną delikatnie, tym samym wybudzając ze snu. Otworzyłem oczy i od razu ujrzałem promienną twarz hyunga.- Co tutaj robisz? Dlaczego nie wróciłeś do klubu? - spytał, patrząc prosto w moje oczy.
Przeczesałem dłonią ciemne włosy. przyciągając lewą nogę do klatki piersiowej.
- Tak jakoś - odpowiedziałem jedynie, ale to nie była zadowalająca odpowiedź dla Seokjina. Młody mężczyzna opuszkami krzywych palców dotknął mojego policzka.
Miał zmarznięte dłonie, a bijący od nich chłód dawał ukojenie mojej skórze. Po chwili starszy pokazał mi swoje palce, na których odbiła się krew.
- Biłeś się?
- Co? Nie - zaprzeczyłem, kręcąc na boki głową.
Hyung stanął na nogi i wyciągnął do mnie rękę.
- Chodź, prześpisz się w naszym pokoju. Tae z resztą szybko raczej nie wrócą.
Ująłem dłoń Seokjina, po czym z jego pomocą podniosłem się z podłogi. Przeszliśmy do pokoju. Jin wpuścił mnie do środka pierwszego. Od razu usiadłem na jego łóżku i patrzyłem jedynie, jak hyung krząta się po pokoju. Chodził od łóżka do łazienki, od torby do torby. W końcu usiadł obok mnie, uprzednio wyciągając z plecaka Yoongiego niewielką apteczkę pierwszej pomocy. Nasączył wacik wodą utlenioną.
- Zasnąłem na ulicy - powiedziałem w końcu, opuszczając głowę. Było mi wstyd, że znowu mi się to przytrafiło. Chociaż nie miałem na to żadnego wpływu.
Znałem Seokjina na tyle dobrze, że wiedziałem, iż dręczą go niewyjaśnienie przeze mnie rany. To był ten typ osoby, która ciągle się troszczy i myśli o kimś lub czymś, dopóki nie dostanie konkretnej odpowiedzi.
- Mam nadzieję, że nie przestałeś brać leków?
- Nie. Tylko dzisiaj zapomniałem i tak wyszło...
- Hoseokie, musisz na siebie uważać. Martwię się. Nie chcę, by stało ci się coś złego. Czuję się okropnie, kiedy nie mogę ci pomóc. Nigdy nie jestem bardziej bezradny niż wtedy, kiedy chodzi o ciebie. Za każdym razem, kiedy mówiłeś, że gorzej się czujesz, że nie radzisz sobie, miałem związane ręce. Do tej pory nie mogę sobie wybaczyć, że w ogóle próbowałeś targnąć się na swoje życie.
- Przepraszam - szepnąłem. Seokjin głośno odetchnął. Przyłożył palce do skroni i chwilę się zamyślił.
Jego słowa uderzyły we mnie jak ciężki, duży kamień.
W końcu Jin odsunął rękę i popatrzył na mnie.
- Trzęsiesz się z zimna - powiedział, przykładając wierzch dłoni do mojego zdrowego policzka.
Jego dotyk był bardzo subtelny. Opisywał dokładnie całego Seokjina. Był jak motyl - piękny, delikatny, lekki, majestatyczny i z pozoru kruchy.
Przymknąłem na chwilę oczy. Seokjin lekko uniósł palcem moją brodę, by mieć lepszy widok na ranę. Gdy rozchyliłem powieki dostrzegłem to, że starszy dokładnie mi się przygląda. Mojemu nosowi, moim ustom, a potem również i ciemnym tęczówkom. Dopiero po chwili, nieco speszony przeniósł wzrok na ranę, do której przyłożył nasączony wodą utlenioną wacik.
Syknąłem, czując nieprzyjemne szczypanie. Miałem wrażenie, jakby ta woda wypalała mi skórę.
Musiałem więc nieźle przetrzeć o chodnik, skoro teraz odczuwałem taki ból.
- Nie wróciłeś do nas z powodu zmęczenia, czy Jimina? - spytał w pewnym momencie, wymieniając przy tym okład na świeży.
- Jimina - szepnąłem. Seokjin wtedy nic nie odpowiedział. Kiwnął jedynie zrozumiale głową.
- Naprawdę myślałem, że już mi przeszło, wiesz? - powiedziałem, przenosząc w końcu spojrzenie na starszego - jestem głupi.
- Nie głupi, tylko zakochany. - Seokjin pokazał mi ile krwi zostało na opatrunku. Musiało jej być całkiem sporo, skoro oba, dość duże waciki zabarwiły się na czerwony kolor.
Potem zamknął apteczkę i odłożył na stolik przy łóżku. Głośno odetchnął. Popatrzył na moją twarz, zaciskając uroczo wargi i wyginając je w delikatnym uśmiechu.
Kto jak kto, ale nikt nie znał mnie lepiej niż Seokjin. Zwierzałem mu się ze wszystkiego... No, prawie. Ale o Jiminie wiedział. Był pierwszą i jedyną osobą, której o tym powiedziałem.
- Najwidoczniej tak musiało być. Odpuść dobie Jimina. Wiem, że bujałeś się w nim jeszcze od liceum i, jak to się mówi, “stara miłość nie rdzewieje”, ale jak dalej będziesz myślał tylko o nim, to nigdy nie będziesz szczęśliwy. Miałeś swoją szansę na bycie z Jimem i jej nie wykorzystałeś, trudno. Zobaczysz, że poznasz w końcu kogoś, kto bardziej namąci w twoim życiu niż on. - Starszy poklepał pokrzepiająco moje kolano, po czym podniósł się z łóżka. Podszedł do swojej torby i zaczął w niej czegoś szukać.
- A może już poznałeś? - Szatyn spojrzał na mnie zza ramienia, uśmiechając się przy tym tajemniczo. Nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi, zmarszczyłem brwi.
- Łap.
Odruchowo wyciągałem ręce, w które już po chwili wylądowała wręcz ogromna, bordowa koszulka i ciemne, luźne spodenki z białymi napisami po bokach.
Odruchowo wyciągałem ręce, w które już po chwili wylądowała wręcz ogromna, bordowa koszulka i ciemne, luźne spodenki z białymi napisami po bokach.
- Idź pierwszy pod prysznic. Nie ruszaliśmy motelowych ręczników, więc częstuj się.
- Hyung, dlaczego w ogóle wróciłeś wcześniej? - spytałem ni z gruszki ni z pietruszki.
- Jestem kierowcą i chciałem się wyspać, zanim jutro stąd wyjedziemy. Poza tym, umierałem już ze zmęczenia. No i nie chciałem tachać pijanego Yoongiego oraz wstawionego Ciastka.
- Jungkooka?! - Nie kryjąc zdziwienia podniosłem się z miejsca. Seokjin roześmiał się wówczas, w swój uroczy sposób, który spokojnie mógłbym przyrównać do szyby mytej gąbką.
- Tak, Jungkooka. Tae wcisnął mu piwo Namjoona, a dzieciak wypił, potem drugie i już mu jakoś tak weselej było.
Zaśmiałem się na jego słowa. Wstawiony Jungkook… Spodziewałbym się tego po każdym, ale nie po naszym niewinnym maknae! Cóż, w końcu poczuł dorosłość.
[...]
Rozmawiałem z Jinem jeszcze przez chwilę. Dowiedziałem się, że po pocałunku Jimina i Jungkooka właściwie nic więcej między nimi się nie zadziało. No, może poza tym, że Kookie się wstawił, a będąc coraz mniej świadomym swojego stanu ciągle latał za Jiminem, trzymał go za rękę, szeptał coś do ucha i z relacji Seokjina wywnioskowałem, że Parkowi taki nietrzeźwy Kookie niekoniecznie pasował. Martwił się o niego, zabierał każdy alkoholowy napój, po który dziewiętnastolatek sięgał.
Ponadto Yoongi z Namjoonem zostali królami mikrofonu i konsolety DJ’a, a Tae zakolegował z barmanem, który był do niego zresztą bardzo podobny, do tego stopnia, że pomagał mu w przygotowywaniu drinków dla klientów. Yoongi podobno był dość podejrzliwy co do nowego znajomego Taehyunga, Jin tak samo, ale Tae nie chciał słuchać ich wywodów.
Po pogawędce z Jinem poszedłem pod prysznic. Chciałem uwinąć się dość szybko, ale chłodna woda, która obmywała moje ciało, wprowadziła mnie w jakiś dziwny trans.
Myślałem o Jiminie, o tym, co powiedział mi Jin, o Jungkooku. Pomyślałem sobie, że Jimin musi się teraz czuć tak szczęśliwy, jak ja chciałbym się poczuć. Dlaczego to akurat on był tym, który wszedł do mojej głowy i nie chciał wyjść?
Pewnie dlatego, że w nim znalazłem to, czego we mnie nie było: chęć do życia, radość, upartość, umiejętność cieszenia się z małych rzeczy.
Potrząsnąłem głową, chcąc przestać zastanawiać się nad Parkiem. Nadszedł moment, w którym naprawdę musiałem przestać liczyć na to, że w końcu dostrzeże ze mnie kogoś więcej niż przyjaciela. Jednocześnie wiedziałem, że będzie cholernie trudne.
Wyszedłem z łazienki. Od razu spojrzałem na Seokjina, który przebrany w piżamę leżał skulony na łóżku.
Nie do końca wiedziałem, które posłanie mogę zająć.
Z opowieści hyunga dowiedziałem się, że Yoongi wlał w siebie dość sporo alkoholu. Jeśli wróci całkowicie pijany, to nie uśmiecha mi się leżeć wtedy w jego łóżku. Spanko Namjoona natomiast było tak zawalone jego rzeczami, że bałem się czegokolwiek dotknąć, by wieża z ubrań, kosmetyków, toreb i głośników nie runęła.
Westchnąłem, po czym ostrożnie przesunąłem Seokjina bliżej ściany. Uniosłem kołdrę i okryłem nią nas obu. Starszy tylko głośniej odetchnął i wtulił twarz w poduszkę.
Leżał do mnie odwrócony plecami, dość mocno skulony, przez co zajmował większą szerokość łóżka.
Nagle uśmiech wskoczył na moje usta, kiedy we wspomnieniach zarysował się obraz tego, że właśnie tak spaliśmy w dzieciństwie.
Od dzieciaka przyjaźniłem się z Yoongim oraz Seokjinem. Byliśmy naprawdę zgraną trójką. Wszędzie chodziliśmy razem. Zbudowaliśmy nawet swoją tajną bazę za domem Seokjina, o której nie wiedział nikt, poza nami. No, później wiedział o niej jeszcze Namjoon.
Moja mama oraz mama Jina były najlepszymi przyjaciółkami i to właśnie dzięki temu mieliśmy tradycję tygodniowego spania. Każdej nocy, z soboty na niedzielę, ja spałem u Kima, albo on u mnie. Oczywiście z czasem ta tradycja zniknęła z wiadomych powodów. Byliśmy starsi, wiedzieliśmy więcej o męskiej fizjologii i relacjach międzyludzkich. Mimo wszystko wciąż byliśmy przyjaciółmi. Kłóciliśmy się, godziliśmy, ale wiedzieliśmy, że zawsze możemy na siebie liczyć. Ostatnio chyba zaniedbałem nasze relacje i teraz poczułem jak głupio robi mi się na samą myśl o tym.
Niemniej jednak teraz znowu spaliśmy w jednym łóżku, a to przywołało te miłe wspomnienia.
Przymknąłem oczy i oczyściłem umysł. Starałem się zasnąć, co prawie mi się udało. Już miałem przechodzić w sen, jednak wtedy Jin się poruszył. Przewrócił na drugi bok, przerzucił rękę przez mój brzuch, a nogę przez moje biodro. Przytulił się mocno do mojego boku, opierając policzek na ramieniu. Odwróciłem delikatnie głowę i spojrzałem na twarz starszego. Jego miarowy, spokojny oddech owiewał moją szyję, co sprawiało mi dziwną przyjemność.
Pomarańczowe światło latarni zza okna padało na twarz mężczyzny, oświetlając ją i eksponując na tle ogarniającej ciemności. To tylko wyostrzyło blady, alabastrowy odcień skóry. Jin się poruszył, zaciskając mocno rękę dookoła mojej talii, przez co luźna koszulka zsunęła się, ukazując jego obojczyk oraz kawałek ramienia.
Jego różowe, pełne wargi lekko się rozchyliły, a po chwili zostały zwilżone koniuszkiem języka. Seokjin może i był dorosłym mężczyzną, ale był na swój sposób piękny. Od wewnątrz jak i z zewnątrz. Teraz wyglądał jak śpiąca księżniczka.
Jest śliczny - pomyślałem.
Uniosłem lekko rękę, na której się oparł i przeczesałem delikatnie palcami jego miękkie, jasnobrązowe włosy. To wywołało u Seokjina cichy, seksowny jęk. Czyli to był jego czuły punkt?
Przestraszony nagle cofnąłem rękę, bowiem tej chwili przypomniałem sobie o dzisiejszej dziwnej akcji Jina z Yoongim.
Przecież on mnie zabije jak tylko zobaczy, że śpię z jego chłopakiem!
Zaraz zaraz, wróć. Nigdzie przecież nie zostało powiedziane, że Jin z Yoongim są parą. Może się ukrywają?
Jakkolwiek by nie było, nie mogłem się teraz ruszyć. Jin naprawdę mocno mnie obejmował i musiałbym go budzić, żeby wyjść z łóżka. Nie chciałem tego. Poza tym, Seokjin nie lubił, kiedy wybudzano się go ze snu. Miał potem zły humor, a tego jeszcze bardziej nie chciałem.
Przymknąłem jedynie oczy, by po kilku minutach znaleźć się w krainie snu.
[...]
Seokjin obudził się jako pierwszy. Poruszył się, chciał wstać z miejsca i właśnie tym mnie wybudził.
- Jinie? - szepnąłem, uchylając lekko jedno oko, a po chwili i drugie. Zerknąłem na starszego, który nieporadnie próbował wydostać się z łóżka. Gdy jednak dotarło do niego, że się obudziłem, bez skrupułów przerzucił przez mój brzuch jedną nogę, usiadł na mnie okrakiem i dopiero potem swobodnie zszedł.
Tak, uwielbiałem Jina za to, że był… Jinem.
Zmieniłem pozycję z leżącej na siedzącą i rozejrzałem się po pokoju.
- Co się tutaj do cholery jasnej działo? - spytałem, przenosząc spojrzenie na hyunga.
W pokoju byli wszyscy. I wszyscy smacznie spali.
Yoongi leżał w poprzek na swoim łóżku, a obok niego, z grymasem na twarzy, kulił się Taehyung. Namjoon rozłożył się na swoim materacu, a na podłodze, pod jednym kocem i na stercie poduszek spokojnie spały dwa, zakochane gołąbki.
- Masz mocny sen, Hoseokie - powiedział cicho starszy, wyciągając po cichu z torby czyste ubrania, z którymi już po chwili przemknął do łazienki. Nie do końca wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Wstałem z miejsca, po czym na palcach podszedłem do łóżka Yoongiego.
- Taeś - szepnąłem, delikatnie dotykając ramienia młodszego. Chłopak niechętnie uchylił jedno oko, potem drugie i uśmiechnął się blado na mój widok.
- Dzień dobry, hyung - powiedział niskim, zachrypniętym głosem.
- Dasz mi klucz do pokoju?
Młodszy nie odpowiedział. Podniósł się z miejsca ostrożnie, by nie obudzić przypadkiem Mina. Podotykał dłońmi wszystkich kieszeni spodni, aż w końcu wyciągnął z przedniej kluczyk. Ale nie dał mi go. Razem przeszliśmy do naszego pokoju. Od razu podszedłem do torby i, idąc przykładem Seokjina, skierowałem do łazienki, by się nieco ogarnąć. Zatrzymałem się jednak w połowie drogi, kiedy zobaczyłem nieciekawy stan młodszego kolegi.
Tae usiadł na brzegu łóżka. Spuścił głowę i schował twarz w dłoniach. Wyglądał na zmartwionego.
- Tae, co się stało? - spytałem z troską. Przewiesiłem ubrania przez jedno ramię, jednak te i tak bezwładnie zsunęły się na ziemię.
Podszedłem do młodszego i ukucnąłem obok. Oparłem dłoń na jego kolanie.
- Źle się czuję - wybełkotał ledwo zrozumiale. Odsunął rękę od twarzy i spojrzał na mnie. Od razu zauważyłem, że Taeś nie wygląda najlepiej. Może faktycznie było to spowodowane zmęczeniem? Był blady, ale jego policzki wyróżniały się mocno różowym kolorem, był lekko opuchnięty na twarzy, powieki same mu się zamykały.
- Gdzieś cię boli? Czy jesteś po prostu zmęczony? - Ująłem twarz młodszego w obie dłonie i przyłożyłem swoje czoło do jego, w celu porównania temperatur.
- Na szczęście nie masz gorączki - powiedziałem, puszczając buzię Taesia. Popatrzyłem w jego ciemne tęczówki i od razu dostrzegłem ogromne, poszerzone źrenice. Ująłem jego rękę, odwracając wierzchem do góry. Nabrzmiałe żyły na jego rękach, wywołały u mnie lęk. Nie chciałem rzucać bezpodstawnych oskarżeń, ale jak dla mnie, Tae był na jakiś dziwnych dragach. Poszerzone źrenice, plączący się język, widoczne żyły, osowiałe zachowanie... Taehyung nigdy taki nie był!
Chłopak wyrwał swoją rękę z mojego uścisku i potrząsnął głową, przez co jego grzywka powróciła na swoje miejsce.
- Idź pod prysznic i połóż się do łóżka. Pójdę do Jina po jakieś leki i zobaczymy co da się zrobić, dobrze?
Tae pokiwał twierdząco głową, na co pokrzepiająco poklepałem jego kolano.
Widziałem, że Tae nie chciał robić problemu, ale skoro źle się poczuł, to naszym obowiązkiem, jako hyungów, było zrobić wszystko, by znowu wrócił do swojego normalnego stanu. Zastanawiało mnie jedynie, skąd młodszy miał dostęp do narkotyków?
Młodszy posłusznie wziął ubrania i po chwili ociężałym, chwiejnym krokiem zniknął za drzwiami łazienki. Korzystając z pustego pokoju przebrałem się.
Wiem, że nie powinienem szperać w rzeczach Tae, ale nie mogłem postąpić inaczej. Zwyczajnie martwiłem się o młodszego kolegę, więc przeszukałem dokładnie jego torbę i plecak. Nie znalazłam tam jednak nic, co wskazywałoby na to, że Tae bierze narkotyki. Może nie wziął? Ale w takim razie, jak inaczej wytłumaczyć te wszystkie objawy?
Z głową pełną myśli przeszedłem do pokoju, gdzie byli pozostali.
Uchyliłem ostrożnie drzwi i zajrzałem do środka. Nikt już nie spał. Skacowany Yoongi próbował ciągle spać, ale roześmiany Namjoon i Jimin raczej mu na to nie pozwolili. Jungkook chyba już nie żył… W ogóle się nie ruszał.
- Hoseokie! - krzyknął radośnie Jimin, jak tylko ujrzał mnie w drzwiach. Od razu zerwał się z łóżka Namjoona i podskoczył do mnie.
- Nieładnie tak uciekać ze środka imprezy! - skarcił mnie młodszy, zaczepnie uderzając dłonią w brzuch. Oddałem mu tym samym, przez co już po chwili zaczęła się między nami niezła bitwa.
- Chyba będę rzygał… - wymamrotał w pewnym momencie Jungkook, który nagle się obudził.
Przytknął dłoń do ust i przekręcił się na drugi bok, zsuwając tym samym z miękkich poduszek. Niesiony heroizmem Namjoon, zerwał się z miejsca. Od razu uklęknął przy najmłodszym, kładąc dłoń na jego ramieniu. Spytał o coś, na co Kookie pokiwał głową.
- Hoseokie, weźmiesz Jungkooka do pokoju? Powinien chwilę odpocząć.
- Tak właściwie to przyszedłem prosić Jina o pomoc, bo coś dziwnego dzieje się z Taehyungiem…
- W sumie gdy wracaliśmy, faktycznie nie wyglądał najlepiej. Ledwo trzymał się na nogach - wtrącił Jimin, który puścił moją rękę.
Podszedłem do Kookiego. Podałem mu dłoń i pomogłem podnieść się z podłogi. Młodszy przerzucił rękę przez moje barki. Objąłem go w talii, by w razie, gdyby osunął się na ziemię, mogłem go złapać i uchronić przed upadkiem.
Jungkook nie miał siły by iść. Takiego kaca chyba nigdy nie zapomni.
Jimin poszedł z nami i otworzył drzwi do pokoju. Ostrożnie ułożyłem Kookiego na łóżku. Resztą zajął się Park. Okrył młodszego kołdrą, wygodnie ubił mu poduszkę, zaczesał ciemne włosy, podał szklankę wody, kiedy maknae go o to poprosił…
- Mogę ci go zostawić? Czy potrzebujesz jeszcze jakiejś pomocy? - spytałem.
Zanim Jimin mi odpowiedział, Jungkook ujął dłoń starszego, który usiadł na brzegu jego łóżka i splótł ich palce. Park z czułością pogłaskał go po głowie, jakby w ten sposób mógł załagodzić zły stan młodszego.
- Tak, idź do Taesia. Z nim przecież też dzieje się coś niedobrego. Jungkookie z kacem o dziwo jest dość znośny - Jimin zaśmiał się.
Oberwał za to lekkim uderzeniem w udo od młodszego, który mimo że miał zamknięte oczy i wyglądał jakby spał, to wszystko słyszał.
- Nie wiesz może co się z nim wczoraj działo? Nie wypił czegoś? Nie zjadł? - spytałem, krzyżując ręce na piersi.
Jimin popatrzył na mnie i chwilę się zastanowił.
- Mmm... Nie wydaje mi się. Znaczy... Po twoim wyjściu zakumplował się z tym barmanem. Serio, gdy Tae stanął obok niego, wyglądali jak bliźniaki! Tae pił chyba jakiś alkohol, ale był on prosto z barku więc nie wydaje mi się, żeby był jakoś szkodliwy... Chociaż z drugiej strony, stan w jakim Taehyung wracał do motelu był jeszcze gorszy od Kookiego.
- Naprawdę?
- Tak. Plątały mu się nogi, nie potrafił w ogóle powiedzieć niczego sensownego, był zupełnie nieobecny. No i miał mdłości. Generalnie alkohol działał na niego chyba gorzej niż na Jungkookiego i Yoongiego.
- Pił whiskey, ale mówił, że mu nie smakowało - wtrącił nieprzytomnie maknae.
- Tylko? - oparłem się bokiem o futrynę, spoglądając na szatyna, który podniósł ciężkie powieki i spojrzał na mnie.
- Nie widziałem go potem z żadnym napojem. Do twojego wyjścia pił sok, a potem tylko te whiskey z colą. To ono mu pewnie tak zaszkodziło - Jungkook wymamrotał odpowiedź, opierając policzek o udo Jimina.
- No ale żeby tak do tego stopnia? - oburzył się pomarańczowowłosy.
Kiwnąłem jedynie głową, po czym opuściłem pokój. Wróciłem do trójki i jak tylko zobaczyłem Seokjina, od razu powiedział mu o złym stanie Taehyunga. Najstarszy zajrzał do apteczki Yoongiego. Wyjął z niej jakąś aspirynę, lek rozgrzewający, jakieś witaminy i razem ze mną poszedł do pokoju. Nie powiedziałem mu o swoich podejrzeniach, chociaż wiem, że powinienem. Wstrzymałem Jina z nafaszerowaniem Tae lekami. To mogło tylko pogorszyć jego stan.
Nie wiedziałem, jak mogłem pomóc Tae. Nie miał problemów z narkotykami, nigdy nawet nie dawał nam powodów, by tak myśleć!
A co jeśli sam nie wiedział, że nafaszerował się jakimiś dragami? Bo to przecież niemożliwe, żeby od jednej szklanki whiskey z colą działy się takie rzeczy.
[...]
Wyjazd z Hwacheon nieco nam się opóźnił, ze względu na zły stan… Wszystkich.
Najgorzej i tak było z Tae, którego stan fizyczny dawał wiele do życzenia. Nie mogliśmy jednak ciągle siedzieć w jednym miejscu. Tae sam więc zaproponował, żeby jeszcze dzisiejszej nocy wyjechać w dalszą podróż. Mówił, że było mu już lepiej, że czuł się dobrze. Nie było tego jednak po nim widać i raczej nikt nie wierzył w jego nagłe ozdrowienie. Niemniej jednak posłuchaliśmy go, chociaż prosiłem, żebyśmy zostali w motelu do rana. Moje zdanie podzielał nieżywy Yoongi, który po prostu nie miał głowy, by ruszać się z miejsca. Zostaliśmy jednak przegłosowani.
Wszyscy usadzili się na miejscach, po załadowaniu na skrzynię ładunkową toreb. Jimin razem z Jungkookiem chcieli na niej jechać. Nikt nie miał zamiaru im w tym przeszkodzić. Tym bardziej, że wieczór był bardzo ciepły, a do tego niebo mieniło się miliardem gwiazd. Nie uważałem tego za dobry pomysł, ale skoro sami chcieli...
Jin był zmęczony ciągłym uganianiem się to za chorym Tae, to za skacowanym Jungkookiem i Yoongim, to za Namjoonem, którego po prostu złapał jakiś zły, poimprezowy dzień.
Dlatego po krótkiej kłótni z Jinem to Namjoon usiadł za kierownicą. Byłem zdziwiony, że najstarszy mu ostatecznie na to pozwolił. Szczególnie po akcji, kiedy rok temu Joonie rozbił lusterko oraz lampę w samochodzie Seokjina.
Cóż, jak mus, to mus.
Jinie siedział z przodu. Przez dłuższy moment rozmawiał z Namjoonem, jednak szybko znużył go sen. Yoongi oglądał na tablecie jakiś serial, a Tae trząsł się, mimo że siedział otulony dużym kocem.
Było mi szkoda młodszego. Rzadko widywałem go w takim stanie, kiedy choćby chciał, to nie mógł się uśmiechnąć.
Objąłem młodszego ramionami i przyciągnąłem do siebie. Tae wygodnie się ułożył, kładąc głowę na moich kolanach, a nogi rozciągając na udach Yoongiego. Widziałem, że starszy zbiera się do tego, by po prostu zrzucić Kima ze swoich nóg. Gdy jednak dostrzegł moje kręcenie głową, zrezygnował.
Tae podłożył złączone dłonie pod policzek. Poczułem jak zaczepnie posmyrał palcami moje udo. Uśmiechnąłem się blado do młodszego, otulając go kocem tak, by się nie odkrywał.
Przerzuciłem rękę przez jego talię i oparłem głowę o zagłówek.
W samochodzie panowała cisza. Nie było słychać nic, poza cichym radiem, dialogami przebijającymi się przez słuchawki Yoongiego i dźwiękiem silnika. Co jakiś czas dało się słyszeć głośniejsze westchnięcie śpiącego czy to Taesia, czy Jina.
Sam siedziałem w bezruchu, oglądając zmieniający się za oknem obraz.
Głaskałem delikatnie ramię Taehyunga i wtedy dotarło do mnie, że odkąd zacząłem się nim zajmować, nie myślałem o Jiminie. Cała moja uwaga skupiła się na będącym w opłakanym stanie Taesiu.
Moje myśli zajmowały rzeczy typu: czy nie jest mu zimno, czy coś go boli, co tak naprawdę jest przyczyną jego stanu. Nie miałem czasu zastanawiać się nad targającymi mną uczuciami i nieodwzajemnioną miłością. Nie wiem dlaczego poczułem się odpowiedzialny, by pilnować akurat Tae. Może dlatego, że dzieliliśmy razem pokój? Może dlatego, że coś ukrywał i cholernie ciekawiło mnie co?
Jakkolwiek by nie było, potrzebowałem kogoś, kto odwróciłby moją uwagę. Kogoś, kto byłby w stanie wyrwać mnie z samotności i nadałby imię mojemu szczęściu.
Opuściłem głowę, kiedy poczułem, jak na moich spodniach robią się malutkie, mokre plamy ze słonych łez Taesia. Lekko się pochyliłem nad młodszym, ale ten wciąż spał. Płakał przez sen.
Nie do końca wiedziałem jak mam się wówczas zachować. Otarłem ostrożnie wierzchem dłoni jego oczy i przyciągnąłem bliżej do siebie, by nie zsunął się z moich nóg.
Tae był co prawda największym płaczkiem z naszej paczki, ale coś musiało się stać, skoro wylewał łzy przez sen.
Nieco zdezorientowany spojrzałem na Yoongiego, jakbym szukał w nim jakiejś odpowiedzi, pomocy. Ten jednak spał nad tabletem. Chciałem pomóc Taehyungowi, ale czułem się całkowicie bezradny.
Czyli tak czuł się Jin, kiedy mój stan się pogarszał...