piątek, 7 października 2016

For you - Rozdział II

Guilty


~*~
- Hyung? - szepnąłem, patrząc zmartwionym wzrokiem na Tae. Leżał na szpitalnym łóżku obok, od kilkudziesięciu minut w jednej pozycji. Patrzył się w sufit, co jakiś czas zwilżając jedynie wargi.
Wołałem go już kilkakrotnie, ale on nawet na mnie nie spojrzał. To wprawiło mnie w jeszcze większe zakłopotanie.
- Hyung - zawołałem go ponownie. Tae się w końcu poruszył. Co prawda przewrócił się na drugi bok, plecami do mnie... Ale poruszył! Przynajmniej miałem pewność, że wciąż żył.
Chciałem znowu zwrócić się do starszego, jednak nie miałem ku temu możliwości, gdyż na salę szybkim, zdecydowanym krokiem wszedł niski mężczyzna w przydługim, lekarskim kitlu.
- Panie Jeon, pana możemy już dzisiaj wypuścić do domu. Badania nie wykazały niczego niepokojącego, tomograf także. Niemniej jednak proszę spędzić jeden dzień w łóżku. Gdyby panu się pogorszyło, od razu proszę zgłosić się do lekarza pierwszego kontaktu. Tutaj zostawiam panu kartę wypisu. Przy wyjściu proszę się z nią zgłosić w recepcji - powiedział nieco piskliwym głosem, kładąc kartę na stoliku przy moim łóżku.
- A co z hyungiem? Też może dzisiaj wyjść? - spytałem od razu, wskazując palcem na niewzruszonego Taehyunga.
- Niestety pańskiego przyjaciela musimy tutaj przytrzymać, dopóki sala zabiegowa się nie zwolni. Musimy nastawić kość nosową.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Lekarz opuścił salę, wezwany przez jedną z pielęgniarek. Opadłem ponownie plecami na łóżko, po czym głośno westchnąłem.
Emocje po tragicznym wydarzeniu opadły. Szok, panika i strach odeszły, a na ich miejsce wskoczyło realne, chłodne myślenie o całej sytuacji. Powoli zacząłem martwić się zwykłymi, prostymi rzeczami, o których myśli człowiek po wypadku. O szkodzie samochodu, o wypłacie ubezpieczenia i o karze, jaka powinna mnie spotkać.
No właśnie - powinna.
Co kierowało Taehyungiem, że otwarcie przyznał się policjantom, iż to on prowadził pojazd? Nie było w tym przecież ani grama prawdy. A na domiar złego był pod, co prawda niewielkim, wpływem alkoholu, co zdecydowanie nie sprzyjało jego pozycji.
Odkąd przywieźli nas do szpitala, Tae się nie odzywał. Próbowałem z nim porozmawiać, jednak moje słowa odbijały się od niego jak piłeczka pingpongowa.
Wstałem z miejsca i spojrzałem na kartę wypisu. Ująłem przyczepiony do niebieskiej podkładki długopis i wypełniłem dokument tam, gdzie powinienem.
- Przynieść ci coś do picia? Może przywiozę czyste ubrania? Nie wiadomo w końcu, ile będziesz musiał tutaj jeszcze siedzieć - powiedziałem, stanąwszy na ziemi. Patrzyłem na plecy Kima. Chciałem widzieć jego twarz, reakcję. Jego milczenie i brak jakiegokolwiek sygnału bardzo mnie drażnił.
Prawdopodobnie do niego też dotarło to wszystko, co się stało. Pewnie musiał żałować, że wziął na swoje barki owoc mojej głupoty.
Bez słowa opuściłem salę. Z potarganą, brudną od krwi kurtką i wypisem w rękach skierowałem się do recepcji.
- Dzień dobry, przywieziono tutaj moją narzeczoną... Została potrącona przez samochód... Proszę... Gdzie ona jest?
Roztrzęsiony mężczyzna z płaczem podbiegł do blatu, za którą z telefonem w ręku stała pielęgniarka. Uprzejmie wskazała mężczyźnie kierunek, w którym powinien się udać, a ten od razu rzucił się w bieg.
Odsunąłem się na bok, kiedy prawie na mnie wleciał. Przez ułamek sekundy wymieniłem z nim spojrzenie. W jego oczach dostrzegłem przede wszystkim strach. Szkliły się, przez co błyszczały jak małe, czarne diamenty.
Spuściłem głowę, kiedy tylko dotarło do mnie, że prawdopodobnie biegnie on do kobiety, która właśnie przeze mnie tutaj leżała.
Jak najszybciej przemknąłem do recepcji. Zostawiłem tam dokumenty i wyszedłem ze szpitala.
Brakowało mi oddechu. Nie czułem nóg, które samoczynnie niosły mnie w kierunku mieszkania.
Droga była dość długa, ale nie miałem zamiaru wzywać taksówki czy wsiadać w autobus. Potrzebowałem powietrza. Była co prawda 3 nad ranem i każdy normalny człowiek nie zapuszczałby się w środek niebezpiecznego Seulu, ale mnie było już wszystko jedno.
Do domu dotarłem po godzinie spaceru. Otworzyłem drzwi i chwilę stałem w progu, rozglądając się po mieszkaniu. Było czyste, zadbane. Wszystko miało swoje miejsce. Nic nie leżało "przez przypadek" albo "tymczasowo".
Mój wzrok automatycznie powędrował na ścianę, oblepioną przeróżnymi zdjęciami. Moimi, Taehyunga, naszych przyjaciół.
Uśmiechnąłem się pod nosem na samo wspomnienie, kiedy całą paczką przyklejaliśmy zdjęcia. Był tam Hoseok, Jimin, Yoongi, Namjoon i Jin, Taehyung oraz ja.
Dopiero teraz dostrzegłem to, że nie mam żadnej, wspólnej fotografii z Tae. Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi.
Rozluźniłem uścisk i bezwładnie upuściłem kurtkę na ziemię. Podszedłem do ściany, by dokładniej przyjrzeć się wszystkim obrazkom.
Tae i Namjoon w morzu podczas zeszłorocznych wakacji, Tae i Hoseok w trakcie obiadu, Tae, Jimin i Jin grający w kamień papier nożyce, Tae z malutkim kotkiem na wsi, Tae z rodzicami na lotniku w Chinach, Tae z Yoongim na plaży, Tae w odwiedzinach u Jina podczas jego służby wojskowej...
Nie docierało do mnie, że nie mieliśmy żadnego wspólnego zdjęcia!
Wlepiwszy swój wzrok w fotografie, przekręciłem głowę na prawo.
Gdzie Taehyung i Jungkook?
Byliśmy przyjaciółmi od dzieciaka. Znaliśmy się szmat czasu, jeździliśmy razem w różne miejsca... Nie potrafiłem sobie przypomnieć żadnego momentu, w którym ustawialibyśmy się razem do fotografii. Albo ja robiłem zdjęcie Tae, albo on mnie.
Dziwne.
Przeciąg zamknął za mną drzwi, a na trzask aż podskoczyłem w miejscu.
To obudziło mnie z bezsensownych rozmyślań nad fotografiami. Westchnąłem głośno, by się "zresetować".
Spojrzałem na zegarek. 5:06.
Stałem już 30 minut?
Ruszyłem się z miejsca i skierowałem kroki do pokoju Taehyunga. Odruchowo nakierowałem dłoń na włącznik światła. Nacisnąłem przycisk. W pokoju błysnęło światło, a już po ułamku sekundy pokój znowu spowił się w ciemności.
Jęknąłem w niezadowoleniu.
- Żarówka - mruknąłem pod nosem. Po omacku szukałem na biurku włącznika do małej lampki. Strąciłem przy tym szklankę, metalowy kubeczek z długopisami i ołówkami, ale w końcu udało mi się nieco oświetlić pokój.
Wyjąłem spod łóżka torbę. Położyłem ją na łóżku, po czym zajrzałem do szafy. Zacząłem się zastanawiać, czego hyung by potrzebował.
- Majtki, skarpetki, koszulka do spania, koszulka do ubrania, spodnie, kosmetyki... - Wyliczałem na palcach.
Nagle usłyszałem trzask drzwi. Dziwne... Przecież zamknąłem je. Dźwięk zbliżających się do pokoju kroków tylko utwierdził mnie w tym, że nie była to znowu wina przeciągu.
Zdziwiony spojrzałem na Taehyunga, który właśnie stanął w drzwiach.
- Hyung? Już cię wypuścili? Szybko - powiedziałem od razu, podchodząc do przyjaciela. Ten próbował zapalić światło wciskając włącznik.
- Żarówka się spaliła. - Ani na moment nie odrywałem wzroku od Tae.
On kiwnął jedynie głową. Podszedł do łóżka i schował torbę, którą przed chwilą wyciągnąłem.
- Z twoim nosem już w porządku? Sala musiała się zwolnić zaraz po tym, jak wyszedłem.
- Jungkook - odezwał się w końcu - możesz stąd wyjść i zostawić mnie samego?
Na moment całkowicie przestałem się ruszać. Jedynie zamrugałem oczami. Dopiero gdy odzyskałem czucie, pokiwałem zgodnie głową.
- Pewnie. Już idę... Przynieść ci coś do picia? Może jesteś głodny?
- Po prostu stąd wyjdź! - krzyknął. Jego niski głos był tak głośny, że aż przeszły mnie ciarki. Zrezygnowany spuściłem głowę.
- Przepraszam - szepnąłem, po czym opuściłem pokój hyunga.
Ostrożnie zamknąłem za sobą drzwi, a następne poszedłem do siebie. Po prostu rzuciłem się na łóżko i od razu przytuliłem do siebie długą, szarą poduszkę.
Nie wiedziałem, co mam robić. Taehyung przyznał się do zbrodni, której nie popełnił, a ja jestem zbyt wielkim tchórzem, by wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.
Dlaczego to w ogóle musiało się wydarzyć? Dlaczego musiałem być taki nierozważny i lekkomyślny?
[...]
Obudził mnie dźwięk trzaskanych drzwi. Otworzyłem oczy i niemalże od razu wyszedłem z pokoju, by sprawdzić, co się dzieje. Taehyung wyszedł z domu.
Wpatrywałem się w drewniane, wyjściowe drzwi. Zrobiłem krok w ich kierunku, by przekręcić zamki, jednak wtedy ponownie się otworzyły i wszedł przez nie pośpiesznie Tae.
- O, dzień dobry hyung. Gdzie idziesz? - spytałem.
- Złożyć zeznania. Po ciebie też będą dzwonić - wymamrotał, przeszukując swój wiszący płaszcz w poszukiwaniu słuchawek. Szybko je znalazł, po czym bez wahania podłączył do telefonu.
Opuściłem głowę.
- Hyung, przepraszam... - Nie zdążyłem dokończyć tego, co miałem w zamiarze powiedzieć. Blondyn po prostu wyszedł, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi.
Zacisnąłem pięści.
Taehyung, porozmawiaj ze mną do cholery!
Po wyjściu hyunga zdecydowałem doprowadzić się do porządku.
Zacząłem od porządnego prysznica.
Strumień ciepłej, bieżącej wody dawał mi spokój, wyciszenie, otwierał umysł. Pod wodą szukałem wyjścia z sytuacji. Nie wymyśliłem jednak niczego sensownego.
Kim bym był, gdybym się nie przyznał? Czy dalej mógłbym nazywać siebie przyjacielem Taehyunga?
Po prysznicu ubrałem się. Wyszedłem z łazienki.
W nagłym przypływie odwagi zdecydowałem się udać na policję, by złożyć zeznania. Te prawdziwe.
Nie mogę...
Nie mogłem się ruszyć. Coś całkowicie sparaliżowało moje ciało. Strach.
Jungkook, dlaczego jesteś takim tchórzem?
Zrzuciłem z ramion kurtkę i wycofałem się do pokoju. Usiadłem na łóżku i od razu schowałem twarz w dłoniach.
Na samą myśl o karze, która może mnie spotkać dostawałem mdłości.
Przecież ja nie chciałem...
Cały czas dręczyło mnie sumienie. Przecież ktoś mógł przeze mnie stracić życie! Ktoś mógł stracić córkę, narzeczoną, przyjaciółkę... A wszystko przez to, że jakiś gówniarz nie wie, że na drodze się nie żartuje.
Przez Taehyunga miałem dwie osoby na sumieniu, nie jedną.
Minęły już 3 godziny, a Kima wciąż nie było w domu. Ja natomiast siedziałem w tej samej pozycji, nie mogąc się pozbierać.
Uniosłem głowę, kiedy usłyszałem przekręcany zamek, a zaraz po nim głos Taehyunga. Powoli podniosłem się z miejsca, po czym wyszedłem z pokoju. Wysunąłem głowę. Starszy rozmawiał przez telefon z Hoseokiem, co wywnioskowałem po tym, kiedy zwrócił się do niego pieszczotliwie "Hobi". Nie wiedziałem o czym rozmawiali, ale po spokojnym głosie starszego mogłem domyślać się, że o niczym ważnym czy wiążącym.
Tae w międzyczasie ściągnął buty i kurtkę. Przeszedł do salonu i kręcił się po nim, dopóki nie odsunął telefonu od ucha.
- Hyung? I jak? Co powiedziałeś? - spytałem ostrożnie, przechodząc powoli do salonu. Nie usłyszawszy odpowiedzi nie wytrzymałem.
Coś we mnie pękło.
Podszedłem do starszego. Złapałem go za koszulkę i pchnąłem plecami na ścianę.
- Tae, odezwij się do mnie w końcu! - krzyknąłem, patrząc prosto w jego ciemne oczy. Nasze twarze dzieliły ledwie centymetry, przez co czułem jak owiewa mnie jego ciepły oddech.
Starszy wymienił ze mną spojrzenie. Złapał moje nadgarstki, jednak nie pozwoliłem mu się odepchnąć.
- Co mam ci powiedzieć? - Jego spokojny głos sprawił, że przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Jak on może być w tej sytuacji taki spokojny?!
- Dlaczego przyznałeś się, że prowadziłeś?
Tae odwrócił głowę i spojrzał w bok. Oblizał nerwowo wargi.
- Nie chcę, żeby działa ci się krzywda - szepnął.
- Nawet za cenę swojego życia? Swojej wolności? Tae, to co zrobiłeś było szalone i głupie! - Pociągnąłem starszego za koszulkę tylko po to, by po chwili ponownie odczuł zetknięcie z chłodną ścianą. W jego oczach nagle dostrzegłem łzy.
Zastygłem w miejscu. Jego przeszklone oczy, z których spływały słone kropelki, całkowicie odebrały mi możliwość jakiegokolwiek poruszania się.
- Kookie, przepraszam. Jestem twoim hyungiem i po prostu chciałem cię bronić. To jedyna rzecz, jaką mogę dla ciebie zrobić. Jestem na ciebie bardzo zły, że w ogóle do takiej sytuacji doszło. Ale widziałem jak bardzo się boisz...
- To wciąż nie jest powód, by brać na siebie całą odpowiedzialność! Wiesz, jak się teraz czuję? Jeszcze gorzej! Nie mam na sumieniu tylko zdrowia, albo i nawet życia tamtej kobiety, ale i najbliższą mi osobę - ciebie debilu!
W złości puściłem Taehyunga, który tylko głośno odetchnął. Przetarł przydługimi rękawami bluzy mokre policzki.
- Zaraz pójdę to odkręcić - powiedziałem i wycofałem się do przedpokoju, w którym założyłem buty i kurtkę. Podszedłem do drzwi. Nacisnąłem klamkę. Otworzyłem je i już chciałem opuścić mieszkanie, ale znowu nie mogłem.
Znowu stałem jak sparaliżowany. Znowu zawładnął mną strach.
Byłem słaby.
Do moich uszu dobiegł szloch Tae, który osunął się po ścianie i z podkulonymi nogami siedział na podłodze. On pewnie też się bał.
Słysząc jego załamany głos, którym dość głośno wyszeptał moje imię, zacisnąłem pięści.
- Jungkook, nie przyznawaj się. Chcę, żebyś miał normalne życie. Mnie i tak nic lepszego tutaj nie czeka.
Na jego słowa odwróciłem się.
- Tae? - Popatrzyłem na twarz młodego mężczyzny. Uśmiechnął się blado i wytarł piąstką kolejne łzy.
- Jestem chory, Kookie - wyszeptał. Poczułem, jak serce łamie mi się na miliard kawałków, a potem rozsypuje po całym organizmie, wbijając ostro w każdą jego część.
- C-co? - Straciłem zdolność myślenia. Bezwładnie skierowałem kroki do siedzącego Taehyunga i uklęknąłem obok niego.
- Taehyung...
- Wczoraj nie jechałem do biura zawieźć papierów. Jechałem do szpitala. - Starszy spojrzał na mnie. Nie byłem pewny, czy przez ciągle napływające łzy w ogóle mnie widział.
- Lekarz powiedział, że mam raka płuc. N-nie wiem jak to możliwe... Ale mam...
- I z tą świadomością chcesz iść za mnie do więzienia? Tae, jak w ogóle działa twój mózg - wciąłem mu się w zdanie. Lekko uniosłem rękę, którą już po chwili pogłaskałem głowę starszego.
- Za późno się obudziłem, Kookie. Ciężko teraz walczyć o zdrowie. A tak przynajmniej mogę ci się jakoś przydać...
- Przestań tak mówić! - krzyknąłem - przydać? O czym ty w ogóle mówisz?! Hyung, ja nie chcę, żebyś mi się "przydawał". Chcę, żebyś był! Żebyś był szczęśliwy! To naprawdę jest spełnieniem twoich marzeń? Spędzić swoje życie w pierdlu?!
- N-nie - szepnął, po czym zrobił przerwę, by złapać oddech - boję się, Kookie.
Blondyn rozłożył bezradnie ramiona, a już po chwili mnie objął i wtulił się w mój tors.
Nie mogłem zrobić nic innego, niż wtulić go w siebie. Oparłem brodę o czubek jego głowy, gładząc przy tym czule plecy starszego.
Teraz jeszcze bardziej nie wiedziałem, co powinienem zrobić...
[...]
- Czy Kim Taehyung prowadził tamtego dnia samochód?
Przełknąłem głośno ślinę, kiedy tylko dotarło do mnie pytanie policjanta. Nerwowo skubałem palcami róg drewnianego biurka i błądziłem wzrokiem po pomieszczeniu. Nie było duże. Mimo to szare ściany i przysadziste, duże meble trochę mnie przytłaczały.
- Panie Jeon? - Przeniosłem swój wzrok na młodego policjanta, który ponowił pytanie. Długo nie udzielałem mu odpowiedzi, więc nic dziwnego, że powoli zaczął się denerwować.
A co ja miałem powiedzieć? Miałem w swoich rękach los nic nie winnego, chorego człowieka, który czekał na mnie w domu gotowy do poniesienia kary za rzecz, której nie zrobił.
Jeon, jesteś skończonym kretynem.
Moje oczy przeszkliły się, jak tylko pomyślałem o Taehyungu. Opuściłem głowę i zacisnąłem wargi w wąską linię.
- Tak - szepnąłem cicho. W tamtym momencie miałem ochotę sam sobie przyłożyć w twarz tak mocno, że nie byłbym w stanie się podnieść. 
Ale obiecałem to Taehyungowi.
Siedzieliśmy wtedy pod tą ścianą w milczeniu. Cisza jaka wówczas panowała była o wiele bardziej wymowna niż jakiekolwiek słowa. Przerywało ją jedynie pociągnięcie nosem Taehyunga, który nie potrafił pozbierać się z tych wszystkich nieszczęść, jakie zafundowało mu życie.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? - spytałem, gładząc z czułością jego kark i głowę.
- Nie chciałem, żebyś się martwił. Pamiętasz, jak leżałem w domu i zamartwiałeś się, jak narzekałem na ucisk w klatce piersiowej? - Taehyung uniósł głowę i spojrzał na moją twarz. 
- Pamiętam.
- Kiedy wyszedłeś na uczelnię, zadzwoniłem po Hobiego. Poprosiłem go, by zawiózł mnie do lekarza. W szpitalu nie leżałem z powodu zapalenia płuc. Miałem wtedy badania.
- Hobi wiedział? - zapytałem od razu, na co starszy pokiwał twierdząco głową - dlaczego tylko ja nie wiedziałem?
- Bo jesteś mi najbliższy - szepnął, po czym wtulił twarz w moją klatkę piersiową. Westchnąłem głośno.
Coraz ciężej było mi zrozumieć kategorie, jakimi myślał Taehyung. Najbliżsi nie mogą wiedzieć o nim wszystkiego, tym bardziej tego, że jest chory. Chce, żebym był szczęśliwy i aby nie działa mi się krzywda, więc bierze odpowiedzialność za wypadek na siebie.
- Nawet nie próbuję się leczyć. Byłbym tylko ciężarem. Nie wiem, ile będę jeszcze w stanie przeżyć, dlatego proszę - przerwał. Puścił mnie z uścisku i odsunął się na kilka centymetrów tak, by móc swobodnie patrzeć w moje oczy - pozwól mi wziąć za ciebie odpowiedzialność.
Nie wiedziałem, jak mam patrzeć w jego ciemne tęczówki. Nie wiedziałem, jak powinienem się zachować, co powiedzieć. W tamtym momencie chyba nawet nie wiedziałem jak się nazywam.
- Nie - wyrzuciłem od razu - nie ma mowy. Musisz iść na leczenie. 
- Jungkook - zaczął naprawdę poważnym tonem, po uprzednim wzięciu oddechu - jestem głupi, wiesz o tym? Często robiłem rzeczy nieświadomie. Wstydziłem się potem tego i żałowałem wielu decyzji. Ale przyjaźń z tobą była najlepszym, co mogło mnie spotkać. Dzięki tobie pozbierałem swoje życie, poznałem siebie. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale naprawdę tak było. Jeśli dzięki wzięciu na siebie winy, dam tobie ten spokój i równowagę, którą dałeś mi ty, to ta decyzja będzie najlepszą, jaką kiedykolwiek podjąłem. I jeśli naprawdę mnie szanujesz, to proszę cię tylko i wyłącznie o jedno: powiedz, że to ja prowadziłem pojazd. - Tae ujął moją rękę w swoje smukłe dłonie i gładził ją, chcąc tym samym nieco udobruchać. Zawsze tak robił.
- Nie wiem czy po tym wszystkim będę mógł nazywać się twoim przyjacielem... Nie chcę tego - powiedziałem odwracając głowę na bok.
- Kookie, będziesz nim zawsze. Nawet po drugiej stronie, prawda? - Zerknąłem kątem oka na starszego. Ten miał wlepiony wzrok w moją twarz, a gdy wyłapał moje spojrzenie, uśmiechnął się jak najszerzej tylko potrafił. Ten jego szczery, ciepły uśmiech kontrastował z mokrymi policzkami i drżącymi dłońmi. Skupiłem się jednak na tym pierwszym. To właśnie ten prostokątny, słoneczny uśmiech znaczył dla mnie tak wiele...
- Prawda.
Drewniane, ciężkie drzwi uchyliły się. Do pomieszczenia weszła wysoka brunetka, która położyła przed policjantem jakąś teczkę. Zaciekawiony lekko się uniosłem, by zobaczyć co jest na niej zapisane. Nie miałem jednak ku temu zbytniej okazji, gdyż policjant od razu ją zagarnął i zajrzał do środka.
- Pańskiemu przyjacielowi postawiono w dniu dzisiejszym dwa zarzuty: spowodowanie wypadku ze skutkiem rozstroju zdrowia na okres powyżej 7 dni oraz stałe uszkodzenie lewej ręki i jazdę pod wpływem alkoholu - powiedział. Nie patrzył na mnie, a jedynie przeglądał papiery. Zamyśliłem się chwilę.
- M-mogę o coś zapytać? - odezwałem się nieśmiało. Dopiero wtedy funkcjonariusz skierował na mnie swój wzrok.
- Pewnie.
- Co się stało z potrąconą kobietą?
- Niestety pani Choi nie ma władzy w ręce. Nie wiadomo, czy będzie w stanie kiedykolwiek nią poruszyć.
Pokiwałem głową. Westchnąłem cicho i opuściłem wzrok.
- Coś jeszcze?
- Em... Tak. Jaka kara grozi Taehyungowi?
- Niestety jest to przestępstwo. Za spowodowanie wypadku po wpływem alkoholu jest kara do 12 lat pozbawienia wolności. Chociaż jeżeli pański przyjaciel znajdzie dobrego adwokata, to ma duże szanse na złagodzenie kary. Sąd z pewnością weźmie pod uwagę to, że udzielił pomocy, wezwał służby i sam przyznał się do spowodowania wypadku. - Mężczyzna schował papiery do teczki i zamknął ją. - Na teraz to wszystko. Może pan wrócić do domu. Proszę pilnować Kima do czasu procesu. Nie został aresztowany od razu tylko i wyłącznie ze względu na wniosek pokrzywdzonej, niemniej jednak nie może opuszczać miasta.
Kiwnąłem zgodnie głową i ukłoniłem się, jak tylko policjant wyszedł z pomieszczenia.
Nie wiedziałem co było powodem tego, że kobieta dała Tae czas. Bardzo mnie to ciekawiło, ale z drugiej strony czy było to aż tak ważne? Najważniejsze było to, że Taehyung mógł spędzić czas w domu, a nie w ciasnej, zimnej celi. Przynajmniej na razie...
W drodze powrotnej wstąpiłem do sklepu. Kupiłem warzywa, mięso i jakieś słodycze. Starannie dobierałem produkty, by było w nich jak najmniej chemii i sztucznych ulepszaczy.
O chorobie Taehyunga wiedziałem od wczoraj, a już zdążyłem popaść w jakąś głupią paranoję. Zmieniłem mu pościel, wysprzątałem jego pokój, zadbałem o odpowiednią temperaturę wody...
Chyba właśnie dlatego Tae nie chciał mi o tym powiedzieć...
- Wróciłem! - krzyknąłem z przedpokoju, w którym od razu zdjąłem buty. Przeszedłem do kuchni, gdzie zostawiłem na blacie zakupy. Rozejrzałem się po domu, ale nigdzie nie dostrzegłem hyunga.
Uchyliłem lekko drzwi do jego pokoju, jednak tam także go nie było. Skoro i tak przetrzepywałem wszystkie pokoje, zajrzałem też do swojego. Tae leżał na moim łóżku, ze słuchawkami w uszach, które podpięte były do mojego ipoda.
Na palcach podszedłem do okna, by je zamknąć. Jeszcze by tego brakowało, żeby przewiało Taehyunga.
Okryłem blondyna kocem, a następnie po cichu opuściłem pokój. Wróciłem do kuchni, gdzie od razu zająłem się rozpakowywaniem zakupów i szykowaniem obiadu.
Po kilkudziesięciu minutach wszystko było już gotowe. Tae jednak wciąż spał.
Poszedłem więc do swojego pokoju. Na palcach zbliżyłem się do łóżka.
- Hyung - szepnąłem, delikatnie dotykając ramienia starszego. Blondyn niechętnie otworzył oczy, po czym wyjął z ucha jedną słuchawkę.
- Zrobiłem obiad. - Wyciągnąłem do starszego rękę, by pomóc mu wstać. Ten ujął ją, jednak zamiast się podnieść, pociągnął mnie, przez co wylądowałem twarzą na miękkim materacu. Zanim jednak zdążyłem jakkolwiek się poruszyć, Tae zmienił pozycję. Położył się obok mnie. Wcisnął pod ramię i przerzucił moją rękę przez swoją szyję. Swoją natomiast oplótł wokół mojej talii.
- Nie jestem głodny. Chcę tylko, żebyś ze mną chwilę poleżał. - Nasze twarze były niebezpiecznie blisko, dzięki czemu dokładnie widziałem jego każdą reakcję. Przyglądałem się jego promiennej buzi tak intensywnie, że sam poczułem się tym skrępowany. Tae zaśmiał się. Poklepał lekko moje plecy. Potem po prostu mocno się do mnie przytulił i przymknął na chwilę oczy.
Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Taehyung był cholernie przystojny, a przy tym bardzo uroczy i słodki. Jego dziewczyna z pewnością będzie najszczęśliwszą osobą na świecie.
Lekko uniosłem rękę, po czym zaczesałem nieco jego grzywkę, która niesfornie wpadała do zamkniętych oczu. Nawet nie zorientowałem się w którym momencie Taehyung po prostu znowu zasnął. Jego klatka piersiowa unosiła się miarowo, a on ani drgnął.
- Tae... Dziękuję. I przepraszam - szepnąłem, mocno zaciskając oczy, z których mimowolnie zaczęły spływać łzy.
[...]
Do procesu nie pozostało wiele czasu. Chciałem go jednak dobrze wykorzystać. Taehyung nie mógł co prawda opuszczać Seulu, ale nie było to przeszkodą. Chodziliśmy razem po mieście, spotykaliśmy się z przyjaciółmi. Ale jak dla mnie, najprzyjemniejsze były mimo wszystko momenty, w których po prostu siedzieliśmy w domu i nie robiliśmy nic. Siedzieliśmy na kanapie, zajadając coś dobrego i popijając nasz ulubiony napój o smaku liczi.
Tae znowu był beztroski, jak wcześniej. Momentami nawet zapominałem o tym wszystkim co w ostatnich dniach zniszczyło życie starszego i poniekąd moje.
Nie rozmawialiśmy o tym. Po prostu cieszyliśmy się sobą.
Ten czas zleciał jednak zbyt szybko. Zanim się obejrzałem, siedziałem na ławce dla świadków po złożeniu zeznań obciążających Taehyunga. Nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy. Czułem jednak na sobie jego wzrok.
Gdy w pewnym momencie zdecydowałem się zerknąć na starszego, ten tylko delikatnie się do mnie uśmiechnął. W pocieszający, ciepły sposób.
Wszystkie rzeczy ujrzały światło dzienne. Poszkodowana wiedziała o tym, że Tae był chory, dlatego napisała wniosek. Rozumiałem ją jednak, dlaczego chciała ukarać sprawcę mimo wszystko. W końcu do końca życia będzie miała niesprawną rękę.
Zastanawiało mnie, czy gdybym to ja siedział obok adwokata, to czy nie zostałbym doprowadzony z aresztu.
Byłem beznadziejny.
Patrzyłem jak policja zabiera Taehyunga po ogłoszeniu obciążającego wyroku. Kara została co prawda złagodzona przez to, że się przyznał, że udzielił pomocy, ale to nie zwalniało go od kary sześcioletniego więzienia.
Gdy patrzyłem na skuwanego Taehyunga, wybuchnąłem płaczem. Wiodłem za nim wzrokiem, jakbym chciał zapamiętać go w każdym szczególe.
Tae od razu to wyłapał. Znowu się do mnie uśmiechnął.
[...]
Od kilku dni nie wychodziłem z mieszkania. Codziennie dzwonił telefon, ale nie miałem siły go odebrać. Liczba nieodebranych połączeń ciągle się powiększała, a ja nie chciałem nic z tym zrobić.
Od dwóch lat czytałem te same listy, które przysyłał mi Tae. Pisał w nich, że leczy się w więzieniu.
To była chyba jedna dobra wiadomość, jaką od niego dostałem.
W listach opisywał swoje dobre wspomnienia, jak się czuje, jak wygląda jego codzienne życie w więzieniu.
"Nie jest tutaj jak w amerykańskich filmach".
"Ostatnio pozwolili nam wyjść na deptak. Chciałem zagrać z resztą w koszykówkę, ale zabrakło mi powietrza. Od tamtego momentu leżę w więziennym szpitalu. Nie jest źle. Trzy dni temu miałem jakąś operację... Nie wiem dokładnie o co chodziło, ale chyba poszło dobrze.
Dostaję słodycze! I mam tutaj własny grzejnik!
Jeden ze strażników powiedział, że jeżeli dalej będę zachowywał się tak jak teraz, to prawdopodobnie skrócą mi wyrok. Fajnie, prawda?"
"Jungkook, mam nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze? Hoseokie pisał, że coś się z tobą dzieje. Martwię się. Gdybym tylko mógł coś dla ciebie teraz zrobić..."
Z każdym kolejnym listem wierzyłem w swoją niewinność.
Ale przecież to ja byłem winny. To dla mnie Taehyung poświęcił swoją wolność.
Coraz częściej miewałem koszmary. Widziałem w nich Kima, na którego opada ciasna klatka. Unosił wzrok i... uśmiechał się. W jego oczach mimo wszystko tlił się strach.
Każdej nocy budziłem się we łzach. Nie potrafiłem myśleć o niczym innym. Miałem na sumieniu zdrowie pani Choi, wolność i życie Taehyunga, o które walczył, ale nie tak, jak powinien.
Czułem się beznadziejnie. Jak ostatni śmieć.
Siedziałem otulony kocem na łóżku, ściskając w dłoniach ostatni list Tae. W nim tak naprawdę wylał swoje uczucia.
"Nie żałuję, że podjąłem taką decyzję. Twoje szczęście jest warte wszystkiego :)"
Zacisnąłem powieki i przysunąłem do siebie notes oraz długopis.
Nie, Tae. Nie jestem szczęśliwy. Choć dla Ciebie bardzo chciałbym być. Nie odczuwam niczego innego, niż poczucie winy. To ja potrąciłem panią Choi, to przeze mnie utraciłeś to, co żadnemu człowiekowi nie powinno zostać odebrane - wolność.
Chciałbym mieć tyle odwagi co Ty. Chciałbym być taki silny. 
Przepraszam.
Zostawiłem kartkę na łóżku, po czym ociężale się z niego wygramoliłem. Podszedłem do okna, które przez najbliższą godzinę było otwarte na oścież. Ostrożnie wspiąłem się na parapet. Wystarczył jeden krok. Wtedy przestałbym odczuwać wstręt do samego siebie. Nie dręczyłoby mnie poczucie winy.
Tylko jeden, malutki krok.
[...]
Taehyung przekroczył próg mieszkania, do którego wrócił po pięciu latach. Stał na środku, rozglądając się. Nic się nie zmieniło. Wszystko było w tym samym miejscu. Tam, gdzie być powinno.
Jednocześnie poczuł, jak coś ściska jego serce. Jakby czegoś brakowało.
Niepewnie zrobił krok wgłąb mieszkania. Znowu stanął w miejscu i przestał się ruszać. Wzrokiem powędrował na oblepioną zdjęciami ścianę. Jego uwagę od razu przykuła fotografia, której nie widział tutaj wcześniej.
Na samo wspomnienie ostatniego dnia przed aresztowaniem, wezbrało się w nim mnóstwo uczuć. Większość tych pozytywnych zostało wypartych przez tęsknotę.
Opuszkami palców przejechał po zdjęciu. To było jedyne zdjęcie, na którym byliśmy razem. Zrobione w biegu, kiedy spóźniliśmy się na metro.
Tae uśmiechnął się pod nosem, jednocześnie wylewając z oczu potok łez.
Skierował swój wzrok na zamknięte drzwi do mojego pokoju. Niepewnie do nich podszedł i je uchylił. W środku panował nieporządek. A pomiędzy tym całym burdelem - pustka.
Po dłuższej chwili zamknął drzwi, po czym przeszedł do swojego pokoju. Od razu wszedł do środka, niepewnie się po nim rozglądając.
Usiadł na łóżku. Ułożył się na nim wygodnie i mocno przytulił do moich pleców.
- Kookie, już jestem. Przepraszam, że musiałeś czekać - szepnął. Nie słyszałem jednak jego słów. Spałem jak kamień po ciężkim powrocie od psychiatry, do którego każdego dnia, siłą zaciągał mnie Hoseok. Gdyby tamtego dnia nie wpadł na genialny pomysł wyciągnięcia mnie na kręgle, prawdopodobnie czekałbym na Taehyunga kolejne lata, aż zobaczymy się po drugiej stronie.
Nie wierzyłem w to, że będzie tak jak kiedyś.
Taehyung o nic mnie nie obwiniał, ale ja sam nie potrafiłem sobie wybaczyć.


[KONIEC]

~ Ok, to już koniec. Sama się nieco zaplątałam w "For you", więc z góry przepraszam. a raczej z dołu... Może powinnam dodawać notki od siebie przed treścią rozdziału? *_*
W ogóle to opowiadanie jest oparte na czymś, co mi się przyśniło, dlatego może być trochę pogmatwane i naciągane. Zaczynałam słuchać wtedy bangtanów, widziałam tylko dwa teledyski (na przemian oglądałam No more dream i We are bulletproof pt.2) i już miałam sen z Kookiem oraz V w roli głównej. Mózgu... Proszę...
Sen skończył się nieco inaczej niż For you i w sumie nie wiem, czemu nie zakończyłam tego w ten sposób... Jakaś głupia jestem. Ok, już was nie męczę.
Dziękuję za przeczytanie ♥
A i ten... For you już się zakończyło, więc mogę się brać za nową serię - Bulletproof. Mam cichutką nadzieję, że ją polubicie ^^ 
Oczywiście wszystkie uwagi mile widziane! :>

7 komentarzy:

  1. „Co kierowało Taehyungiem, że otwarcie przyznał się policjantom, iż to on prowadził pojazd?” - kurde no :/

    Scena z facetem potrąconej żony smutna :(
    w ogóle ściana ze zdjęciami <3 jak ja lubię takie rzeczy < tryska miłością >

    Ale widać, że ten wypadek mocno dał mu się we zznaki, skoro zaczął myśleć o róznych sprawach.
    „Z twoim nosem już w porządku?” - rozwaliło mnie to zdanie :d wiem, że niby nic wielkiego, ale no :D

    Ja w sumie Taehyunga rozumiem. Też bym kazała spadać :/

    A Jungkooka też niby rozumiem, no ale :(
    Ale przynajmniej ma wyrzuty sumienia <3 będą z niego ludzie!
    Płaczący Tae <3

    CO KURWA??? Ma raka płuc??? :(

    Jesteś bezduszna.

    Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? - spytałem, gładząc z czułością jego kark i głowę. - boże, jakie to cudowne < ryczy > kocham głaskanie po główce.

    Ale kurwa nakopię ci do dupy, Tae!!! Masz się leczyć, do cholery!!!

    Nie jestem głodny. Chcę tylko, żebyś ze mną chwilę poleżał. - Nasze twarze były niebezpiecznie blisko, dzięki czemu dokładnie widziałem jego każdą reakcję. <3 <3

    Wyrok :(
    Ale przynajmniej leczy się w więzieniu.

    Cóż, nie dziwię się, że Jungkook ma koszmary :(
    Dzięki bogu, że nie skoczył. Zuch, poszedł do psychiatry. Nie wszyscy mają tyle odwagi.

    Taehyung o nic mnie nie obwiniał, ale ja sam nie potrafiłem sobie wybaczyć. - to jest najsmutniejsze zdanie.

    W ogóle, co ja tu robię :( nie lubię smutnych rozdziałów :( kurde, czemu jesteś taka bez serca :(

    #zachwyca się.
    Piękne.

    * * *
    masz kilka drobnych błędów:

    Była co prawda 3 nad ranem i każdy normalny człowiek nie zapuszczałby się w środek niebezpiecznego Seulu, ale mi było już wszystko jedno – nie mi, tylko mnie;

    to samo tutaj: Albo ja robiłem zdjęcie Tae, albo on mi – dłuższa forma mnie.

    ale i najbliższą mi osobą - ciebie debilu! - osobę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, jestem okrutna i bezduszna. Jakoś tak lubię uśmiercać postacie i sprawiać, żeby cierpiały. Matko, naprawdę jestem okropnym człowiekiem. No nie xD
      Zuch Jungkookie poszedł się leczyć, ale niestety raczej nie z własnej woli. Nasz cichy bohater Hobi go tam zaciągał *-*
      Przepraszam! Nie chciałam cię wprowadzać w smutny nastrój no :<
      Sama w ogóle zauważyłam, że ostatnio same smutaski mi wychodzą...
      Ok, błędy już poprawione ^^ Dziękuję za twoje sokole oko! ;)
      I dziękuję za komentarz ♥

      Usuń
    2. To ja czasem jestem masochistką i właśnie czytam smutne rozdziały :D potem się dołuję, ale dalej zachwycam talentem autora.
      No bo ładnie piszesz. I całkiem poprawnie językowo (moje zboczenie zawodowe, sorki :D)

      Ale już nie jestem smutna, a sio. Przeczytałam też twoje pozostałe opka :)
      Na pewno zostanę tu na dłużej :d
      I dzięki za komnetarz u mnie :d

      Usuń
    3. Miło to słyszeć (a raczej czytać), bo z poprawnością językową u mnie naprawdę słabo xD
      Mam sobie dużo do zarzucenia jeśli chodzi o pisanie, więc prowadzenie bloga poniekąd pozwala mi się poprawić. Dlatego lubię, kiedy ktoś zwraca mi uwagę na błędy ;)
      To dobrze, że humor ci się poprawił! Już mi przykro było :3
      Ach, to miło mi jeszcze bardziej. No trochę tego tutaj jest, więc sobie poczytałaś :>
      Do ciebie to jeszcze zajrzę, więc tylko na mnie czekaj. Aktualnie nie bardzo mam czas, żeby komentować (chcę nadpisać opowiadania, bo potrzebuję trochę wolnego listopada). Ale jak tylko się z tym uporam, to czekaj na komentarzowy spam ode mnie xD

      Usuń
    4. /Oooooo, to czekam na kolejne rozdziały i dużo weny życzę <3
      Zajrzyj, jak już będziesz miała więcej czasu :)

      tulam

      Usuń
  2. Daaaamn, zaczynałam to czytać parę miesięcy temu i skończyłam dopiero przed chwilą, ale feelsy wciąż te same. Nie lubię czytać angstów, bo mi po nich smutno i zawsze mocno się wczuwam, jednak z drugiej strony doskonale Cię rozumiem... Sama k o c h a m uśmiercać jakieś postacie albo zwyczajnie wpychać je w dół emocjonalny, no co zrobisz, nic nie zrobisz, tak to już jest, że większość pisarzy to sadyści. XD Waa, w każdym razie u Ciebie przeczytam nawet najsmutniejszergo angsta na świecie, masz to jak w banku! Love. ♥
    Lubię takie VKooki. Bo oni są dla mnie tak cholernym brootp i nie umiem spojrzeć na nich pod tym romantycznym względem, ale nie, nikt nie wmówi mi, że ta dwójka nie jest ze sobą blisko. Te wszystkie zdjęcia, filmiki, chwile, w których im obu nagle odwala jakaś głupawka - oh pls, ich więź jest cholernie silna i kocham tę dwójkę razem. Tak samo Taehyung, przedstawiłaś go właśnie tak, jak go sobie wyobrażam. Może nie znam go osobiście, fakt, ale... Wydaje się kimś, kto jest wiecznie rozpromieniony, szalony, może trochę dziwny, a jednocześnie bardzo troskliwy i będący w stanie zrobić wszystko dla osób, na których mu zależy. W ogóle nie wiem, jak Ty, ale nie potrafiłabym uwierzyć w to, że Bangtani udają przed kamerami. Tak, schodzę teraz z tematu, ale przyszło mi to na myśl i chciałabym to z siebie wyrzucić, uh. To znaczy, jasne, że nie pokazują nam wszystkiego i nie są tacy idealni, bo kazdy ma swoje bardziej lub mniej mroczne sekrety, ale te wszystkie uśmiechy, żarty, głupie sytuacje, które nam pokazują... Są zbyt prawdziwe, żeby były udawane. Wiesz, co mam na myśli, prawda? Ach, tak bardzo nie lubię, kiedy ktoś mówi, że poza sceną nie są ze sobą tak zżyci.
    Aa, byłam zła na Kooka, że się nie przyznał. Przynajmniej przez ponad połowę ficzka, ale z drugiej strony potrafiłam go zrozumieć, w końcu miał przed sobą całe życie, a przez jedną, głupią sytuację wszystko mogło się zniszczyć. To jest takie piękne w pisaniu, że możemy poznać czyjś punkt widzenia i nie osądzać, tylko spróbować zrozumieć. Widząc to oczami Jungkooka sama odbyłam wewnętrzną walkę z moralnością, co zrobiłabym w takiej sytuacji? Zwłaszcza po tym, co później wyznał Taehyung? Mimo wszystko chyba przyznałabym się do winy, na tę chwilę tak mi się wydaje. Idealnie opisałaś to, co najważniejsze - Jungkook zaznał później spokoju, fakt, nie musiał siedzieć w chłodnej więziennej celi, ale czy jego dusza go otrzymała? Nie, ani trochę, bo był człowiekiem i czuł, że w jakimś stopniu zabrał wolność innym, jednocześnie na pozór ją zyskując.
    I, jeśli mam być szczera, naprawdę myślałam, że po tym wszystkim wyskoczy z okna. Jezu, już się na to przygotowałam. Tym bardziej, że zaczęłaś później opisywać to z perspektywy trzeciej osoby (to znaczy wciąż z perspektywy Ciastka, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam ><). Przysięgam, że na chwilę stanęło mi serce, bo byłam przekonana, że Tae zastanie w domu trupa. Ale życie to największy śmieszek, jakiego świat tylko widział i potrafi zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie, dosłownie w ostatniej chwili. Ludzie o tym zapominają i później robią rzeczy, których żałują do końca.
    Kieruję się w życiu tym, że po każdej burzy wychodzi słońce, bo to niemożliwe, żeby cały czas było źle. Jakaś równowaga istnieje gdzieś tam we wszechświecie i to normalne, że raz jest lepiej, a raz gorzej. Dlatego też chyba nie powinniśmy zbytnio narzekać, tylko zamiast tego doceniać szczęście, które mamy.
    Dobra, kończę już przynudzać, bo mi się filozof mode załączył. XD Aaa, nigdy nie wiem, jak mam kończyć komentarze, więc po prostu się pożegnam, oki?
    Do następnego, Minnie!! Jak zwykle, dużo weny i uścisków dla Ciebie!! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, odpisuję po miesiącu + 1 dzień... Chyba naprawdę mam zastój ze wszystkim ;-; Wybacz.
      Wpędzanie bohaterów w dół emocjonalne jest najzwyczajniej w świecie proste, nie uważasz? Człowieka przecież można złamać śmiercią patyczaka...
      Ostatnio jakoś trudno mi angsty pisać, nie wiem czemu, więc szybko się żadnego nie spodziewaj xD
      Zgadzam się co do całych Bangtanów *.* Może rzeczywiście prywatnie mogą być nieco inni, ale przecież spędzają ze sobą 24/7 i ich relacje, więzi z pewnością muszą być bliskie.
      Wybacz, nie chciałam Ci otwierać umysłu na moralne walki xD Ale z jednej strony się z tego cieszę, bo sama się trochę nad tym zastanawiałam, ale z drugiej jest mi głupio xD
      Na początku planowałam Kooka z tego okna wyrzucić, serio *.* Ale potem jednak stwierdziłam, że każę mu żyć w poczuciu winy i z depresją do końca życia :') Jestem okropna, wiem xD
      Trochę i tutaj epikureizmem pachnie xD
      Lubię, kiedy piszesz, że nie wiesz jak zakończyć pisanie komentarza *.* to takie kochane <3 Nie wiem czemu...
      Nah <3 Tuliłabym Ciebie dopóki nie straciłabyś oddechu, serio xD Ty kochany człowieku :3

      Usuń